Strona 2 z 2
Poszukiwania biologicznego rodzeństwa
Dwanaście lat temu Teresa odnalazła w jakiejś szafie swoje stare papiery adopcyjne. Nieoczekiwanie odkryła w nich, że ma... siostrę bliźniaczkę! Zaraz potem na świecie pojawiła się najmłodsza córka Teresy. Dostała na imię Nadzieja. – Bo nagle, wraz z tymi zżółkłymi papierami, pojawiła się we mnie wiara w to, że koszmarny sen może się skończyć, że jest szansa na to, że odnajdę kogoś, z kim łączy mnie ta sama krew. Dzięki komu nie będę już na świecie sama jak palec – wyjaśnia.
Kiedyś, gdy było jej naprawdę źle, obiecała sobie w duchu, że siostrę znajdzie, choćby miało to trwać nawet sto lat. Długo jednak każdy trop w jej poszukiwaniach prowadził donikąd.
Tymczasem kilka lat temu, po urodzeniu najmłodszego, dziś dziewięcioletniego syna, Teresa zachorowała na raka. Pierwsza jej myśl po diagnozie? Że gdyby miała siostrę, nie musiałaby się bać, że – jeśli umrze – jej dzieci zostaną na świecie całkiem same. Zamarzyła o śnie, który z koszmaru w końcu zamieni się w bajkę.
Najlepsza ciocia pod słońcem
I nagle bajka zaczęła się toczyć. Dwa lata temu Teresa spotkała Lucynę, swoją siostrę bliźniaczkę. Pomogła jej w tym fundacja Zerwane Więzi, wspierająca poszukiwania rodzeństwa, które straciło ze sobą kontakt przez adopcję. Pomógł jej także występ w telewizji. Przed kamerami Teresa opowiedziała swoją historię, któryś z widzów odkrył, że zna kobietę o identycznych rysach.
Wkrótce potem siostry po raz pierwszy w życiu rozmawiały przez telefon. Wtedy Teresa dowiedziała się, że Lucyna, którą też adoptowano jako mało dziecko (obie ze szpitala, gdzie zostawiła je matka, trafiły najpierw do sierocińca), też jej szukała. I też latami nie trafiała na żaden jej ślad. Choć – jak się okazało – prawie całe życie obie mieszkały w odległości 50 kilometrów od siebie!
reklama
Teresa dowiedziała się, że jej bliźniaczka również nie miała łatwego życia. Ale miała tego samego raka. Jest już po operacji. – Rozmawiałyśmy tak, jakbyśmy to robiły codziennie. Co najbardziej utkwiło mi z tamtej rozmowy? Może jej proste słowa: jak dobrze, że jesteś – uśmiecha się Teresa. Powtórzyła Lucynie wówczas to samo: dobrze, że jesteś.
Potem były pierwsze spotkania. Bajeczne. Radość przez łzy, czułość, wpatrywanie się w oczy, poczucie, że są jak jedna dusza w dwóch ciałach. Potem operacja Teresy, którą wyprosiła na niej Lucyna. Aż pewnego dnia dostały zaskakującą wiadomość (po programie odezwali się różni krewni kobiet), że najprawdopodobniej matka urodziła ich... ośmioro.
Dziś Teresa już wie, że kilkoro z jej rodzeństwa nie żyje. Wciąż szuka trzeciej z sióstr. Wszystko wskazuje na to, że gdzieś w Polsce mieszka i ma się dobrze. Niedawno poznała Kingę, córkę jednego ze zmarłych braci. Zimą tego roku po raz pierwszy zjawiła się u niej w domu z dwójką swoich najmłodszych dzieci.
– Spędziliśmy ze sobą cudowne, niezapomniane chwile. Jakbyśmy na siebie czekały – wspomina Teresa. Najmłodsze jej dzieci i dzieci Kingi (w podobnym wieku) właściwie od razu zaczęły się zachowywać tak jak rodzeństwo. Teresa usłyszała, że jest najpiękniejszą, najmądrzejszą i najlepszą ciocią pod słońcem. I że muszą się spotykać jak najczęściej.
A co ze spotkaniami bliźniaczek?
Siostry będę szukać zawsze – Może i mamy wspólną duszę. Ale to rogata dusza – uśmiecha się Teresa. Jedna emocjonalna sprzeczka, druga i niedawno siostry straciły ze sobą kontakt. Potem Teresa gdzieś przeczytała, że nie ma w tym niczego dziwnego. Bo rozdzielone rodzeństwo łączy krew i geny. Do tego stopnia, że bywa tak, iż choć siostry nie widziały się przez kilkadziesiąt lat, tak samo się ubierają, lubią te same zapachy, często nawet tego samego się boją, na przykład wody.
Problem w tym, że rozdzielone rodzeństwo wychowuje się często w tak różnych domach i środowiskach, że po pierwszej euforii codzienny kontakt między nimi bywa trudny. Czasem nawet zanika. Najważniejsze dziś jest dla niej to, że siostra jest, że ją odnalazła, raz na zawsze. Bo to dało poczucie, że już nie jest nikim. Że ma za sobą rodzinną historię.
Czy chciałaby kiedyś także odnaleźć matkę? Teresa nie jest tego do końca pewna. Bo co właściwie miałaby jej powiedzieć? Że zniszczyła życie swoim dzieciom? Że w wioskach, w których się pojawiała, ludzie ciągle pamiętają ją jako tę, która nie miała litości dla swoich dzieci?
– Chciałabym jej wybaczyć, najgorszemu wrogowi się przecież wybacza – zauważa Teresa. Ale nie jest w stanie obiecać sobie, że mamy, tak jak siostry, będzie szukać zawsze, jeśli trzeba, to nawet sto lat. Nie jest pewna, czy potrafiłaby mamie powiedzieć: jak dobrze, że jesteś.
Trzy miliony rozdzielonych dzieci?W Polsce, inaczej niż w całej Europie, adopcja jest tajna, a dokumenty z nią związane niszczone. Rodzeństwo, często rozdzielane, traci ze sobą kontakt
na długie lata. Wszystko przez to, że Polska, choć przyjęła Konwencję Praw Dziecka, wciąż uznaje, że dzieci adoptowane nie mają prawa do poznania losów swojego rodzeństwa.
– Niedawno udało nam się połączyć ze sobą siostry, które nie widziały się prawie siedem dekad – mówi Bożena Łojko z Warszawy, pedagog i założycielka fundacji Zerwane Więzi (www.zerwanewiezi.pl). Kiedyś policzyła, że problem zerwanych więzi może dotyczyć w Polsce nawet 3 milionów dzieci.
Sonia Jelskafot. shutterstock, archiwum Fundacji Zerwane Więzi
dla zalogowanych użytkowników serwisu.