Strona 1 z 2
Kica to to, rusza noskiem, patrzy spod rzęs. I taki puchaty. Maskotka? Króliki to wrażliwe, inteligentne i czułe zwierzęta, a nie zabawki – mówi Monika Karpińska ze Stowarzyszenia Pomocy Królikom.
– Takie wyrzucone zabawki znajdujemy w klatkach zostawianych przy śmietnikach – mówi Monika Karpińska, jedna z dwóch warszawskich wolontariuszek działających w Stowarzyszeniu Pomocy Królikom. – Ledwo żywe błąkają się też po parkingach, podmiejskich skwerach. No i wywożone są do lasu, bo tam, zdaniem byłych właścicieli, dadzą sobie radę.
Monika wspomina Meridę, piękną rudowłosą dziewczynkę. Została przywieziona przez dwie panie, które zabrały ją od właścicieli. Miała 10 lat, niewysterylizowana, wychudzona, obie przednie łapki połamane, ogromne zmiany w płucach, odleżyny. – Nie wiem, jak można doprowadzić królika do takiego stanu – mówi. – Niestety, mimo dużych wysiłków lekarzy z Pulsvetu i naszych, nie dało się jej uratować.
Byle najsłodsze, byle puchate
Merida i setki innych królików nie przeżywałyby dramatów, gdyby nie hańbiący proceder pseudohodowli, w których krzyżuje się różne rasy, ale też osobniki spokrewnione, byle były jak najsłodsze i najbardziej puchate. W efekcie stają się bardziej delikatne i podatne na choroby. A my nieświadomie to popieramy, bo kupujemy je pod wpływem chwili, emocji. Dziecko zachwyca się puchatą kulką, rodzice się zgadzają na zakup, bo myślą, że to lepsze rozwiązanie niż pies czy kot. Nie trzeba z nim wychodzić i siedzi cicho.
reklama
– Króliki to zwierzęta bardzo delikatne – tłumaczy Monika. – Nie bardzo nadają się dla dzieci, szczególnie tych nastawionych konsumpcyjnie, którym brak cierpliwości. Dzieci szybko się nudzą, a królik, który przestaje być kuleczką, staje się zbędny.
Ale to nie jedyny problem. Niemal wszystkie króliki w sklepach zoologicznych zostały zabrane od matki zbyt wcześnie, gdy miały 3-4 tygodnie. Powinny być przy niej jeszcze drugie tyle. Poza tym są przetrzymywane w złych warunkach, często w akwariach, bez siana. To z tego powodu chorują i szybko umierają.
– Ciągle dzwonią telefony: Ratujcie, kilka dni temu kupiliśmy królika, ale on ledwo dyszy! – opowiada Monika. – A my nic nie możemy zrobić. Odebrano go matce wcześniej, bo mały jest uroczy. Kilka tygodni później nie wzbudziłby już takiego entuzjazmu. I jego los jest przesądzony. Do sklepu przyjeżdża hodowca węży i zabiera go na karmę. Ale czasem zdarza się cud i królikowi udaje się darować drugie życie.
Monika opowiada historię Xsenia. Do stowarzyszenia zadzwoniła dziewczyna. – W pobliskim sklepie zoologicznym jest królik, którego nikt nie kupił i wieczorem skończy jako kolacja dla węża – mówiła wzburzona. Ona może go wziąć, ale nie ma warunków, by go zatrzymać. – To była szybka akcja – Monika po każdej udanej adopcji oddycha z ulgą i utwierdza się w przekonaniu, że jej praca ma sens. – Xsenio trafił do 14-letniego, odpowiedzialnego chłopca, który zakochał się w nim od pierwszego wejrzenia. Królik dostał dom, miłość i dobrą opiekę. Happy end.
Na pomoc królikomChciałaby więcej takich historii. Niestety, codziennie dzwoni ktoś z nowym króliczym dramatem. – Na przykład ostatnio – wspomina – zadzwoniła kobieta, której ktoś podrzucił 6 malutkich, trzytygodniowych króliczków. Był luty, jeszcze zimno. Pewnie niewysterylizowane króliki rozmnożyły się i co? Ktoś je porzucił.
Ktoś inny wrzucił klatkę wprost do zsypu. Kolejny otworzył samochód podczas jazdy i niemal wyrzucił stworzonko na pobocze. Każdy z królików był chory, poraniony, przerażony. Dlatego dziewczyny codziennie się martwią, skąd wziąć pieniądze, by zapłacić w lecznicy za leki, operacje, zabiegi. Skąd wziąć na paliwo, by przewieźć króliki z miejsca na miejsce. Zapewnić im karmę.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.