Strona 1 z 2
Gdy poznamy język zwierząt, wyrzucimy kagańce i smycze. Nie będzie już panów i niewolników, tylko dwoje przyjaciół. Od nas zależy, jak szybko to nastąpi.
Agresywny bulterier terroryzuje domowników i sąsiadów. Załamani właściciele wzywają pomoc. I oto zjawia się on – zaklinacz psów. Słynny na cały świat Cesar Millan, który na kanale „National Geografic" prowadzi swój równie słynny program. Wszyscy wstrzymują oddech, patrzą z podziwem, jak Millan dyscyplinuje niesforne zwierzę. Zdawałoby się, że można brać przykład z człowieka, którego pokazuje się w telewizji. Tymczasem, choć pies spokorniał, sprawa została rozwiązana tylko pozornie.
– To, co robi Cesar Millan, nie ma nic wspólnego z terapią behawioralną – tłumaczy Jolanta Łapińska, lekarz weterynarii i zoopsycholog. – To metody siłowe. Gdy pies w ocenie właściciela i innych ludzi robi coś niewłaściwego, zaklinacz najpierw prowokuje go do złego zachowania, a później za nie karze. Pies zapamięta więc tylko, że musi stłumić agresję przy osobie, która go skarciła. Ale gdy będzie sam, zachowa się tak jak przed sesją z trenerem.
Pies nie potrzebuje trenowania
W prawdziwej terapii behawioralnej chodzi o to, by zamienić złe emocje na dobre. Pies nie potrzebuje sztuczek, trenowania, układania. Prawdziwy związek polega na tym, że człowiek tylko spojrzy na psa i obydwoje wiedzą, o co chodzi. Nie trzeba go wołać, ciągnąć, wywabiać z kąta. On idzie tam, gdzie człowiek. I nie wynika to ze szkolenia, lecz z właściwej relacji.
Ile osób o tym wie? Istnieje przekonanie, że jeśli się zwierzęcia nie wychowa, nie zapanuje nad nim, ono będzie panowało nad nami. Ale może nikt nie musi panować? Może trzeba się jedynie przyjaźnić?
– Żeby to jednak było możliwe, trzeba znać język, jakim mówią nasi przyjaciele – zauważa Łapińska. – Bo każde zwierzę go ma, komunikują się z innymi i z ludźmi, Tylko że my często źle interpretujemy jego sygnały. Ludzie nic nie wiedzą o tym języku. A już najgorsi są ci, którzy, jak sami mówią, „mają psy i koty od 20 lat, to się przecież na nich znają". I zaraz dodają: „Ale takiego głupiego to mam po raz pierwszy!". I opowiadają, co ten głupi pies wyprawia.
reklama
Jolanta Łapińska słucha, czasem dyskretnie wznosi oczy do nieba i wyjaśnia, o co chodzi. Na przykład rzecz zupełnie podstawowa: zbliżanie się do siebie. – Psy nigdy nie podchodzą na wprost, tylko po łuku lub skosie – tłumaczy. Dla nas ten, co kluczy i nie patrzy w oczy, musi być krętaczem. Wyciągnięcie ręki i pogłaskanie to znów człowieczy gest życzliwości. Dla psa to sygnał zagrożenia. Ktoś, kto kładzie mu rękę na głowie, jest co najmniej intruzem.
Objęcie jest też trudne do zaakceptowania. Na rodzinnych zdjęciach widać czasem, jak przytulony przez uśmiechnięte dziecko pies robi tzw. oko wieloryba, czyli łypie białkami. To dowód największego dyskomfortu zwierzęcia. Informuje, czego nie chce. I jeśli cała drabina sygnałów zostanie zlekceważona, ma prawo kłapnąć zębami. Wtedy właściciele na niego krzyczą. Pies kompletnie głupieje, bo to jego naturalne zachowanie. Zaczyna być źle nastawiony do dziecka. Wie tylko tyle, że kiedy ono pojawia się w pobliżu, natychmiast jest afera. Lepiej go więc unikać.
Rodzice, zanim przyniosą do domu zwierzę, powinni wytłumaczyć dzieciom, jak nie wolno z nim postępować. Ale nie tłumaczą, bo sami tego nie wiedzą. Jolanta Łapińska przebadała pod kątem kwalifikacji do dogoterapii ponad 200 psów. I stwierdziła, że tylko jeden na dziesięć lubi dotyk obcej osoby. A my się natychmiast rzucamy z łapami do obcych Burków. One tego nie znoszą!
– Trzeba stanąć, dać się powąchać i spokojnie poczekać, aż pies „poinformuje", czy nas akceptuje – tłumaczą zoopsycholodzy. – Jeśli tak, możemy delikatnie pogłaskać go po żabocie, czyli z przodu klatki piersiowej. Jeżeli nie, to lepiej się nie narzucać.
Zwierzęta chcą wolności Kolejny błąd to trzymanie psa na spacerze cały czas na smyczy. Każdy powinien choć od czasu do czasu zaznać wolności. Pies na smyczy jest agresywny, bo kieruje nim pierwotny mechanizm: uciekaj lub walcz. A skoro nie może uciec, warczy i gryzie. Psy wolne nie rzucą się na siebie, najwyżej obejdą się szerokim łukiem.
– Tymczasem trzymamy psa krótko, odciągamy, nie pozwalamy mu się zbliżyć do innych, powąchać. Jolanta Łapińska nieustannie widzi takie obrazki na spacerach z własnymi albo cudzymi psami. W ten sposób zabraniamy mu komunikować się ze światem, a on z tego powodu cierpi. Kieruje nami także mnóstwo uprzedzeń. Mówi o tym wiele badań, które od czasu do czasu przeprowadzają zoopsycholodzy.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.