Ewa wpadła do mojego biura podekscytowana, z rumieńcami na policzkach. Zdyszana, jakby biegła po schodach.
– Mam jutro randkę – krzyczała już od drzwi. – Spójrz w moje oczy i powiedz, czy coś z tego będzie? Czy wreszcie znajdę swoją drugą połówkę? No mów, bo nie wytrzymam tej niepewności. Ale powiedz, że to ten, proszę – wyrzucała z siebie zdania niczym karabin maszynowy kule.
Zawsze mówiła szybko. Głos miała donośny. Poznałam ją kilka lat temu. Miała zawsze szalone pomysły. Organizowała wycieczki, uprawiała sporty ekstremalne. Jej ojciec mawiał, że powinna urodzić się chłopcem, mieliby wtedy mniej problemów. Bo dziewczynie nie uchodzi to, co ona wyprawia. W pewnym momencie chciała iść do wojska i zostać zawodowym żołnierzem.
Gdy pierwszy raz zakochała się w wieku 16 lat, uciekła z chłopakiem z domu. Wyjechała z Lublina, by spędzić z nim weekend nad morzem, nie uprzedzając nawet rodziców. Robiła im zresztą różne numery. Przeżyła dwie wielkie miłości i równie wielkie dwa rozstania.
– Tym razem to musi być ten jedyny! I czuję, że będzie – czekała na moje potwierdzenie, jak dziecko na prezent od świętego mikołaja. Był grudzień.
– Niestety, to nie on – rozwiałam jej oczekiwania. I bardzo dobrze, bo jest chorobliwie skąpy. Nie wytrzymasz z nim dłużej niż tydzień.
– Mowy nie ma, nie zostanę sama w kolejnego sylwestra! On mnie zaprosił! Pójdę! Podobam mu się, czuję to. Spróbuję. Coś źle widzisz – gderała jak rozkapryszone dziecko.
Przed Bożym Narodzeniem przybiegła do mnie ze stroikiem świątecznym. – Romans nie wypalił. „Rozwód" nastąpił po dwóch nieudanych randkach. Najpierw zaprosił mnie na kolację i sam wybrał za nas danie. Myślałam, że taki troskliwy. Kiedy kelner zaproponował deser, powiedział, że wieczorem nie jada niczego słodkiego, więc ja też zrezygnowałam. Kiedy przyszło do płacenia, okazało się, że mu zabrakło pieniędzy i muszę się dołożyć.
reklama
„No cóż – pomyślałam – bywa". Ale kiedy na drugim spotkaniu zamówiłam, co chciałam, stwierdził, że jestem rozrzutna. I tu mi się zapaliła czerwona lampka. Może się jednak przesłyszałam? I nagle sobie przypomniałam, co mi powiedziałaś. Zapytałam, na jaki sylwestrowy bal mnie zaprasza? A on, że u siebie w domu, że przyjdę do niego i razem spędzimy ten czas tylko we dwoje. Mówiąc to, próbował mnie objąć. To było jak zimny prysznic. Mam te swoje 35 lat i chcę założyć rodzinę, ale nie za wszelką cenę! Żeby iść z facetem do łóżka po dwóch spotkaniach? Mam swoje zasady!
– I co? Nigdzie się nie wybierzesz na sylwestra? – spytałam zaczepnie.
– Nie denerwuj mnie – rzuciła spode łba. Rzeczywiście była wkurzona perspektywą samotnego wieczoru.
– Będziesz się świetnie bawiła – powiedziałam jakby na przekór. – Wiesz, że to magiczna noc? Nie spędzaj jej z osobami, których nie lubisz. I nie siedź znowu z sąsiadkami przed telewizorem tak jak ostatnio.
Nasza rozmowa przyjęła żartobliwy ton. Mimo kolejnego rozczarowania Ewa była pełna nadziei, że coś się jednak w jej życiu uczuciowym zmieni na lepsze. A ja byłam tego pewna.
– Poznaj księcia – krzyknęłam jej na odchodne.
– Już biegnę dać ogłoszenie w gazecie – rzuciła żartem przez ramię.
Zobaczyłam ją znowu w lutym. Była zapłakana.
– Jestem w ciąży – powiedziała zrezygnowana.
„No, no – pomyślałam. – Ale tempo".
– Zrobiłam coś bardzo głupiego – chlipała. Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Wszystko przez tego sylwestra. Napisałam na Facebooku, że nie mam z kim iść na bal i szukam partnera do tańca. On pierwszy odpowiedział. Mieszkał w innym mieście. Ale przyjechał na tego sylwestra. Wysoki, cholernie przystojny i szarmancki, oczarował mnie natychmiast. Bawiłam się jak nigdy dotąd, tańczyliśmy do rana.
Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście. Wiesz, ma także piękne imię – Arkadiusz. Potem spotkaliśmy się jeszcze trzy razy. Straciliśmy dla siebie głowę. No i jestem w ciąży. Podała mi jego zdjęcie i jeszcze bardziej się rozpłakała.
– On nie wie o tej ciąży, prawda?
Ewa kiwnęła głową, że tak.
– Ale on ma żonę – powiedziałam.
– Tak. I dlatego mu nic nie powiem – ucięła.
– On musi znać prawdę. Widzę, że jest w trakcie rozwodu. Jego małżeństwo nie istnieje od kilku lat. Są związani z żoną tylko na papierze. Łączy ich jeszcze wspólna firma. W przeciwnym razie nie przyjechałby na tego sylwestra. A twoja ciąża jest zagrożona. Jeśli będziesz się denerwować, możesz poronić.
Trochę się uspokoiła i obiecała, że do niego zadzwoni. Arkadiusz był nieźle zaskoczony nowiną. Nie przypuszczał, że zmiany w jego życiu nastąpią tak szybko. Dziś razem z Ewą wychowują córeczkę, która niedawno się urodziła. Planują ślub. I tak oto, jak jej życzyłam, znalazła swojego księcia.
Aida Kosojan-Przybysz fot. archiwum prywatne
dla zalogowanych użytkowników serwisu.