Gdyby ktoś zapytał Ilonę, czym się zajmuje, nie miałaby kłopotu z odpowiedzią. Po prostu zajmowała się swoim czasem odmierzanym przez zegar z kukułką wiszący w przedpokoju.
Ilona śledziła wędrówkę dużej i małej wskazówki, i miała wrażenie, że czas wówczas zwalniał. Wymyślała więc sobie zajęcia, żeby płynął szybciej.
Rano, leżąc w łóżku, długo przyglądała się chmurom za oknem. Wierzyła, że te chmury to... nie są po prostu chmury. Tylko element wszechświata. Bo przecież chmura nie była sama z siebie i nie była znikąd, nie była bez sensu. Bez sensu było jej życie.
Ilona rzadko wychodziła z domu. Ale nie było tak, jakby chciała, żeby było, bo ciągle ktoś dzwonił i gadał, gadał, gadał. A ona tego słuchała, słuchała, słuchała. Czasem odpowiadała: tak, nie, może.
– Długo tak zamierzasz? – zapytała w końcu jej matka. – Zobaczysz, sylwestra spędzisz z fantastycznym facetem. Jestem tego pewna!
– Jesteś teraz wróżką? – odpowiedziała pytaniem.
Pewnego dnia zadzwonił mężczyzna, z którym była kiedyś bardzo blisko. A nawet była przekonana, że się w nim zakochała. I nawet mu to powiedziała. Ale potem nie chciała go widzieć... Za dużo ją to kosztowało. I teraz zadzwonił i zapytał:
– Co u ciebie?
– Nic – odpowiedziała.
– Słyszałem, że zrezygnowałaś z pracy w szpitalu i zniknęłaś – nie dawał za wygraną.
– No i co z tego?
– Może ci czegoś potrzeba? – zapytał z troską.
– Może – roześmiała się i odłożyła słuchawkę.
Ale to pytanie Andrzeja, jego głos niesłyszany tak dawno, zburzyły jej z trudem budowany nowy ład. „Czy mi czegoś potrzeba?" – odważyła się w końcu zapytać samą siebie. I ta odpowiedź ją zabolała, tak jak wtedy, gdy wyznała Andrzejowi, że go kocha, a z jego strony odpowiedziało jej milczenie. I sama się zdziwiła, że to wciąż takie oczywiste. Dlaczego z powodu innego mężczyzny – własnego męża – znalazła się we władaniu jakiejś mrocznej siły?
– Dajemy sobie szansę na nowe rozdanie – tak ujął decyzję o końcu ich małżeństwa Wiktor. – Wiesz, że od dawna nam się nie układało.
reklama
Chciała mu powiedzieć, że to nie pierwszy ich kryzys, że mogą sobie z nim poradzić. Tak jak rok po ślubie, kiedy Wiktor miał romans. Jak trzy lata temu, kiedy w jej życiu pojawił się Andrzej. Bo przecież mają z Wiktorem prawdziwy dom, bo zawsze byli przyjaciółmi. Najpierw na studiach, potem partnerami w pracy, w tym samym szpitalu, bo fizyczna fascynacja nową osobą to nie wszystko. Bo, bo, bo... ale nic nie powiedziała. Zamknęła się w sobie, zamknęła się w domu, uznając, że przegrała na całej linii.
Po telefonie Andrzeja czas jakby przyspieszył. Ilona zrozumiała, że jej pokuta czy raczej kwarantanna dobiegła końca. Jedyna decyzja, jaką zamierzała podjąć, dotyczyła pracy – od dawna czekał na nią etat w klinice. Resztę życiowych spraw postanowiła pozostawić losowi.
Pierwszy nocny dyżur w nowej pracy wypadł w Wigilię. Ucieszyła się nawet – ominą ją nieznośne rodzinne spotkania. Koleżanka z kardiologii poprosiła ją, by zajrzała do jej pacjenta. To był młody archeolog czy antropolog. Okazał się gadułą spragnionym bratniej duszy:
– Mam nadzieję, że pożegnam stary rok już w swoim domu – zagadnął z nadzieją w głosie.
– Życzę panu tego – powiedziała.
– Proszę sobie wyobrazić – starał się ją jak najdłużej zatrzymać – że najstarsze społeczeństwa miały inne niż my podejście do czasu. Nie uznawały jego ciągłości. Każdego Nowego Roku czas zaczynał płynąć od nowa, od początku. Co roku następowało symboliczne odtwarzanie stworzenia świata. Ludzie wkraczali w ten nowy czas uwolnieni od starych grzechów, złych wspomnień. Tak wyglądał mit wiecznego początku.
– Nie wiedziałam – przyznała Ilona. – Też bym tak chciała zacząć najbliższy nowy rok.
– Życzę pani tego – powtórzył życzenie skierowane wcześniej do niego.
Nie wiem, czy znajomość z pacjentem z kardiologii, czy może coś innego przywiodło Ilonę do mnie. Zjawiła się tuż po świętach. O nic nie pytała. Po prostu czekała na moją wróżbę.
– Jeśli pozostawiła pani swoje życie osobiste losowi, a wszystko na to wskazuje, także ta dzisiejsza wizyta, to nie będzie pani długo czekała na rozstrzygnięcie tego, co dla pani teraz najważniejsze.
– Czy to się może udać? – zapytała bardziej siebie niż mnie.
– Nowa stara miłość?
– Z kolejnym nowym rokiem różne rzeczy się ludziom udają. Niektórzy rzucają palenie albo zaczynają naukę perskiego – zażartowałam.
Niepotrzebnie, bo to ją zbiło z tropu.
– Jaki będzie ten nowy rok? – zapytała. – Szczęśliwy dla mnie? Naprawdę? Od samego początku?
Ilona postanowiła spędzić sylwestra w szpitalu, na kolejnym nocnym dyżurze. Od koleżanki z kardiologii wiedziała, że młody pacjent, archeolog czy antropolog, nie został wypisany do domu. Gdy przed północą zajrzała do jego sali, już spał. Na sąsiednim łóżku leżał nowy pacjent. W świetle przyciemnionej lampki nocnej nie widziała jego twarzy. Oddychał ciężko. Obok niego leżała maseczka tlenowa.
– Proszę ją nałożyć – powiedziała. – Będzie panu łatwiej oddychać.
Już miała wychodzić, ale się zatrzymała.
– Może panu czegoś potrzeba? – zapytała łagodniej.
– Raczej kogoś – usłyszała słaby głos Andrzeja. – Ciebie – dodał, żeby już nie miała wątpliwości.
Tak zaczął się dla Ilony nowy rok. Szczęśliwy od samego początku.
Anna Złotowskafot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.