Pisarka Katarzyna Grochola celebruje każdą minutę i cieszy się tym, co przynosi życie. Dla niej każdy dzień jest świętem. Spotkanie z przyjaciółką, świergot ptaków za oknem, pyszny obiad – czy do szczęścia potrzeba czegoś więcej?
Dziś jestem kobietą, która przywiązuje dużą wagę do małych rzeczy. Kiedyś było odwrotnie – sądziłam, że ważne są tylko rzeczy wielkie. A teraz jestem nastawiona na codzienność i każdy dzień jest dla mnie świętem. Dzisiejszy poranek był cudny, bo zjadłam śniadanie z przyjaciółką, wypiłyśmy pyszną herbatę, jajka na miękko udały się idealnie, psy bawiły się na trawniku wśród liści – i to wszystko przed 8.30, bo ona musiała jechać do pracy.
Zdarzają mi się fajne nieplanowane rzeczy. Przypomniałam sobie o talerzach, które dostałam od swojej cioci, i postanowiłam je znaleźć. Udało się – od dwóch lat leżały pod schodami. Były zakurzone, więc je umyłam. Wtedy okazało się, że nie mam gdzie ich włożyć. Otworzyłam kredens i zaczęłam wyjmować z niego rzeczy, żeby zmieścić talerze. A tam mnóstwo skarbów, które odkładałam, żeby zrobić z nimi porządek kiedyś, jak będę miała więcej czasu. Prezenty dla rodziny przywiezione ze świata, serwetki haftowane dla mnie czterdzieści lat temu, srebrne sztućce po dziadkach i milion innych rzeczy.
Z ciekawością otwierałam pudełka i szeleszczące paczuszki, których data przydatności przypadała głównie na lata 2001-2004. Znalazłam między innymi herbatę yerba mate kupioną dla moich przyjaciół, żurawinę świetnej jakości, kwiat dzikiej róży przywieziony z Izraela, kawę z Dominikany dla siostrzyczki Marylki, figurki z brązu i tak dalej.
reklama
Naprawiłam niedomykające się szuflady. Przewiesiłam ciężki obraz z jednej ściany na drugą, o czym marzyłam przez dziesięć lat, ale jakoś zawsze brakowało mi odwagi, by to zrobić. Znalazłam półkę, która lata temu miała zawisnąć przy kuchence, i w końcu ją tam powiesiłam. Całkowicie niszcząc sobie paznokcie, odczyściłam srebrne sztućce, które dostałam od mojej mamy. Do świeczników wstawiłam świece, do wazonów róże. I teraz się wszystkim zachwycam.
Kapitalnie jest przerzucić i uporządkować pół domu w poszukiwaniu miejsca na osiem talerzy!Dobrze wiedzieć, że życie jest dzisiaj. Szczególnie mocno uświadomiłam to sobie na tych wakacjach, gdy spędzałam cudowny urlop u przyjaciół we Francji. Poznałam tam między innymi ludzi, którzy mają po osiemdziesiąt lat i celebrują każdą chwilę. Żeby poczęstować gości kawą, wyjmują siedemnastowieczne filiżanki. Najpierw bałam się takie kruche cudo wziąć za uszko, ale mi powiedzieli, że pięknych rzeczy należy po prostu używać. A jak się stłuką, to będzie nowa przyjemność – szukanie podobnych na pchlim targu. Może uda się za dwa euro?
Moje życie jest ciągłością mimo licznych zmian. Jasne, podejmuję wyzwania, często ryzykuję w różnych sprawach, czasem bardzo boleśnie odczuwam zmiany – ale żyję. Mam pełną świadomość tego, że moje życie jest tylko moje. Może się różnie potoczyć, ale to, jaka jestem, i to, co czuję, zależy tylko i wyłącznie ode mnie.
A teraz jest cudnie. Przed chwilą na trawniku przed moim domem wylądowało ponad 60 szpaków i nie zważając na psy, które leżały obok, chodziły, świergotały, dziobały. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Zrobiłam wspaniałe mięso dla przyjaciół, którzy przyjadą na sobotę i niedzielę. Będę z ludźmi, których kocham. Czy mogę chcieć czegoś więcej?
Agnieszka Grussfot. Adam Golec
dla zalogowanych użytkowników serwisu.