W kolorze lilaróż splótł się na zawsze z wrześniem, nazwanym tak na jego cześć. Także z końcem wakacji i lata. Pewnie dlatego towarzyszą mu tęsknota i melancholia.
Choć to może bardziej wina szkockich wrzosowisk, które rozsławiły film i książka „Wichrowe wzgórza", nadając już na zawsze wrzosowi posmak tragicznej miłości...
Dla Celtów był rośliną magiczną. Kojarzyli go z pasją i miłością oraz umiejętnością zachowania duchowej równowagi. Ostrzegał przed zatraceniem się w emocjach, uczył opanowania.
Celtowie uważali też, że wrzos włożony pod poduszkę sprowadza prorocze sny. I to jest całkiem możliwe, bo na jego listkach żyją niewielkie grzyby o właściwościach halucynogennych. Druidzi wierzyli, że roślina ta otwiera bramy między światami.
W Irlandii wzywano duchy zmarłych, paląc wrzosowe kadzidła. Natomiast pasterze okadzali nimi zwierzęta w noc letniego przesilenia, by chronić je przed chorobą.
Wrzos jest też poświęcony boginiom miłości. Żadna szkocka panna młoda nie odważy się iść do ślubu bez fioletowych kwiatów we włosach lub chociaż w ślubnym bukiecie. Pomagają dochować czystości serca, a więc wierności sobie i złożonym przysięgom.
~Galazka1
~czerwonaczapeczka
~bahaha20