Strona 1 z 2
Słońce – mimo że poprawia humor, wzmacnia kości i zęby – dla skóry bywa bezlitosne. Co zrobić, aby mieć w nim przyjaciela, a nie wroga?
Moje obie babki, a także ciotki latem osłaniały twarze parasolkami, by broń Boże ich nie opalić. Ręce załamywały, patrząc, jak piekę się na słońcu. Nadeszła bowiem moda na czekoladową opaleniznę. Jako nastolatka patrzyłam z zazdrością na zdjęcia Brigitte Bardot, ikony urody z lat 60. XX w., i usiłowałam jej dorównać. Przynajmniej kolorem skóry. Kiedy trochę dojrzałam, przestałam się smażyć na słońcu. Tym bardziej że w prasie pojawiły się zdjęcia jeszcze nie tak starej Bardotki, na których miała twarz pomarszczoną niczym zwiędnięte jabłuszko. Podpisy krzyczały, że aktorka wykończyła skórę intensywnym opalaniem...
Od tamtej pory wystawiam ciało na słońce, zaczynając od 15 minut z każdej strony, by po trzech dniach wydłużyć opalanie do pół godziny. Po tygodniu mam lekko beżową skórę. Próbowałam przekonać do tej metody bliskie mi dziewczyny, niestety, z mizernym skutkiem.
Kobiety lubią brąz...
W związku mojej przyjaciółki od jakiegoś czasu brakowało dawnego ognia. Wymyśliła więc, że zauroczy męża nowym wyglądem. Wiadomo, fryzura, kiecka z dekoltem, seksowna bielizna, no i koniecznie ładna opalenizna. Żeby jej skóra złapała apetyczny odcień, zabrałam ją na wieś. Nasi panowie po paru dniach mieli do nas dołączyć.
reklama
Na zacisznej polance wystawiłyśmy ciała do słońca. Zeszłam do cienia po 20 minutach. Ale przyjaciółka głucha na moje argumenty, że się spali, piekła się nadal, twierdząc, że nasmarowała się kremem z wysokim filtrem. Niestety, zapomniała o pośladkach, gdzie słońce na co dzień przecież nie dochodzi. Po kilku godzinach leżakowania były bordowe i piekły żywym ogniem.
Przyjaciółka była w czarnej rozpaczy. Z pomocą przyszła nasza gospodyni. Przyniosła miednicę z jakąś gęstawą pulpą i kazała w niej moczyć dupsko przez 20 minut. Okazało się, że to mieszanka zmiksowanej świeżej kapusty z wodą i olejem. I że działa wprost genialnie, bo już następnego dnia skóra przestała piec. Wprawdzie cztery litery mojej przyjaciółki nie wyglądały jeszcze ponętnie, ale dało się przynajmniej na nich siedzieć.
...a skóra musi się bronićWielu dermatologów uznaje opaleniznę za objaw uszkodzenia skóry. Jej ciemnienie pod wpływem słońca to przecież skutek wzmożonej produkcji i przemieszczania się w komórkach melaniny. To barwnik, który ma ją chronić przed poparzeniami i zniszczeniem. A zatem jest wynikiem odruchu obronnego organizmu.
Zbyt długie wylegiwanie się na słońcu powoduje poparzenia, a w dłuższej perspektywie tzw. fotostarzenie. Jego skutki to zmarszczki, głębokie bruzdy w skórze, zwiotczenie, szorstkość, brzydkie przebarwienia, rogowacenie... Ci, którzy się intensywnie opalają, na ogół szybko zaczynają wyglądać o kilka lat starzej niż ich rówieśnicy rozsądnie korzystający ze słońca.
Ponadto zbyt częste i długie opalanie jest nierzadko przyczyną chorób „odsłonecznych". Na przykład popromiennego zapalenia skóry zwanego uczuleniem na słońce. A także, na szczęście rzadziej, nowotworów skóry. Do tego wiele dolegliwości pod wpływem słońca się aktywizuje.
Czerwone światło dla plażowaniaMają przede wszystkim osoby cierpiące na choroby serca, płuc, tarczycy. Przeciwwskazaniem jest również zażywanie wielu leków, zwłaszcza antybiotyków, specyfików na schorzenia skórne oraz hormonalnych. Absolutnie nie należy łączyć kąpieli słonecznych z piciem alkoholu, w tym piwa – to niezwykle uczulająca mieszanka! Może zaowocować nie tylko oparzeniami, ale też białymi lub czerwonymi plamami. Nawet łagodny z natury dziurawiec w połączeniu ze słońcem może zafundować nam plamy na skórze.
Opalania nie lubią także żylaki i cera z tzw. pajączkami, czyli kruchymi naczynkami krwionośnymi. Ostrożność powinny zachować osoby o bardzo jasnej karnacji, z rudymi albo blond włosami, które opalają się na czerwono. Duża liczba pieprzyków też powinna skłonić do zachowania umiaru.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.