Wiesz co, Maja – powiedziała Britt, Szwedka, która już nieźle mówiła po polsku. – Ty powinnaś coś z tym zrobić.
– To znaczy co?
– Ty powinnaś wyrzucić z siebie ten żal, co go czujesz, i ukarać mężczyznę, który cię skrzywdził. Maja pożałowała, że opowiedziała Britt o Mateuszu. O najpiękniejszym lecie swojego życia, kiedy – jak to określiła – „trafili z Mateuszem na siebie".
I o tym, co się potem wydarzyło. Od razu wiedziała, że to ten jedyny. Chociaż to on pierwszy powiedział jej: „Chcę być z tobą na zawsze". Kiedy przyszedł dzień powrotu do domu, trudno im było się rozstać. Na szczęście mieszkali w tym samym mieście.
Mateusz zadzwonił następnego dnia. Zaprosił ją do siebie. Wtedy nie pomyślała, że to może być jakiś problem. Okazało się, że Mateusz mieszka w dzielnicy, w której nigdy nie była. Nigdy też nie widziała takiego wielkiego domu, co tam domu, posiadłości. Drzwi otworzyła jej gosposia. „Pan Mateusz jest w swoim pokoju" – powiedziała. Pan Mateusz? Maja czuła się coraz bardziej nieswojo. Na szczęście on zaraz się zjawił. Szczęśliwy, że ją znowu widzi. Potem przedstawił ją rodzicom i siostrze. Wszyscy byli dla niej mili i uprzejmi. Maja zwlekała z zaproszeniem Mateusza do swoich rodziców. Mieszkali bardzo skromnie.
W pokoju z kuchnią. Nie spodziewała się, że on nie będzie czekał na zaproszenie. Zaskoczył ich przy obiedzie. Rodzice nie spodziewali się takiego... kandydata na zięcia. Ale Mateusz też nie umiał ukryć zaskoczenia.
A następnego dnia już się nie odezwał. Nie odbierał telefonów. Jak to dawniej nazywano? Mezalians? – No to, co powinnam zrobić z tą moją złością, rozczarowaniem, rozpaczą? – zapytała Maja. Wtedy Britt opowiedziała jej o bardzo starym rytuale, o dziwo, nadal praktykowanym w Skandynawii! O rodzaju zaklęcia czy raczej klątwy rzucanej na tego, kto jest sprawcą cierpienia lub krzywdy. Oprócz adresata trzeba było wyznaczyć rodzaj i czas działania klątwy.
Teraz wystarczą karteczka i własne słowa. Maja była wdzięczna Britt za troskę, ale wolała prostą radę matki: „zapomnij o nim".
Kiedy poznała Adama, odzyskała spokój. Ale nie mówiła o ich spotkaniu: „trafiliśmy na siebie", czyli jak o przeznaczeniu. Prawda była taka, że to Adam ją wypatrzył. I pokochał za nich dwoje. – Będzie ci z nim dobrze – powiedziała matka w przeddzień ich ślubu. I Maja jej uwierzyła. Ale o Mateuszu nie zapomniała.
reklama
Przyszła do mnie z trzyletnią córką Elizą. Wydawało mi się, że chce o coś zapytać, ale nie zrobiła tego. Trzymała Elizę na kolanach i patrzyła, jak rozkładam karty. – Powinna się pani skupić na słowie „jutro" – powiedziałam po chwili zastanowienia. – Ono bardziej pasuje do mężczyzny, o którym myśli pani każdego dnia. „Wczoraj" z nim związane wkrótce przestanie być ważne. Zrozumie pani, dlaczego. A jeśli chodzi o „dzisiaj", zrobi pani to, co już postanowiła.
Maja rozstała się z Adamem. Nie zatrzymywał jej, nie błagał, by została dla dobra ich dziecka. Jeśli miał żal, to do siebie. Bo przyjął na początku, że jego miłość wystarczy do ich szczęścia.
Maja wróciła do swojej dzielnicy. Wynajęła kawalerkę w domu, który zawsze się jej podobał. Znała tu każdą ulicę, zaułek. Panie w okolicznych sklepach wciąż zwracały się do niej po imieniu. Lubiła zwłaszcza park. Zaczęła tu przychodzić z Elizą. Ciągle czynna była fontanna, przy której ojciec zrobił Mai zdjęcie z jej ukochaną lalką. Ławki jak dawniej stały wokół żwirowej alejki.
Pewnego letniego popołudnia nagle usłyszała głos Mateusza. Siedział z małym chłopcem na sąsiedniej ławce! Czytał mu książeczkę. W pierwszej chwili chciała uciec. Żeby jej nie zobaczył. Ale opanowała się. Nie spodziewała się, że Eliza podejdzie, żeby posłuchać bajki. Ruszyła za nią.
– Dzień dobry – powiedziała nieswoim głosem.
– Dzień dobry – odpowiedział Mateusz i uśmiechnął się do niej.
Wtedy zrozumiała, że jej nie poznał! Jak to możliwe!? Przecież minęło zaledwie kilka lat... Nie, Mateusz nie chciał jej poznać! Nagle powróciło to okropne, dołujące uczucie odrzucenia. Maja usiadła na swojej ławce i ukryła twarz w dłoniach, żeby nikt nie zobaczył, że płacze. Gdy po chwili opanowała się i uniosła głowę, zobaczyła przed sobą młodą kobietę.
– To ty?! – usłyszała zdziwiony głos Leny, siostry Mateusza.
– Maja, prawda? Dzieci nadal słuchały bajki, a Maja... opowieści Leny o ostatnich latach życia jej brata. Poczynając od wypadku, po którym ciężko ranny Mateusz trafił do szpitala. Oprócz innych obrażeń, głównie złamań, poważny uraz głowy spowodował trwałą utratę pamięci. Nikogo z rodziny nie poznawał.
– Czy to się stało w czwartek, 26 sierpnia 2008 roku? – przerwała Maja.
– Skąd wiesz? – zdziwiła się Lena.
– Wtedy widzieliśmy się ostatni raz...
– Powoli go odzyskujemy – powiedziała Lena. – Mat bardzo lubi mojego synka. I ten park... Nikt z nas nie wiedział, dlaczego tu przyjeżdża. On chyba też. Gdy się żegnali, Mateusz powiedział do Mai: „no to do jutra". „Do jutra" – odpowiedziała. „Jutro" – to słowo wydało jej się najpiękniejsze ze wszystkich!
PS Gdy widziałam się z Mają kilka tygodni później, zażartowała, że jest chyba jedyną kobietą na świecie, którą – miała taką nadzieję – po raz drugi pokocha ten sam mężczyzna. I dodała jeszcze, żebym ostrzegła wszystkich przed... pochopnym rzucaniem klątw.
Anna Złotowskafot. shuterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.