Dla jednych arystokrata, artysta i okultysta, dla innych awanturnik i sprytny kłamca. Z pewnością był zdolnym alchemikiem i człowiekiem niezwykłym, co potwierdza przydomek nadany mu przez współczesnych – „cudowny człowiek".
Nie wiadomo, kiedy się urodził ani jak się w rzeczywistości nazywał. Według jednej z plotek był nieślubnym dzieckiem hrabiego Adanero z Bayonne i wdowy po Karolu II Habsburgu Marii Anny Neuburskiej. Inna, częściej powtarzana, mówiła, że pochodził z Transylwanii, gdzie miał się urodzić w 1690 roku jako trzeci, zaginiony syn księcia Siedmiogrodu, Franciszka II Rakoczego.
W 1740 roku hrabia Saint-Germain pojawia się na dworze królewskim w Wiedniu, a trzy lata później w Londynie i Edynburgu. Cieszy się sławą utalentowanego wiolonczelisty. W Wielkiej Brytanii spotyka Jana Jakuba Rousseau i zostaje aresztowany za... szpiegostwo. Po czym znowu znika.
W 1758 roku pojawia się w Wersalu, gdzie szybko staje się osobistym doradcą Ludwika XV i jego faworyty markizy de Pompadour. Paryż jest nim oczarowany. Saint-Germain przyjaźni się z największymi osobistościami epoki. Nic dziwnego – zna wiele języków i słynie z nienagannych manier.
W pamiętnikach i listach z tamtego okresu zachowały się opisy „l'homme extraordinaire", który wspaniale opowiada o swoich podróżach, jest wszechstronnie wykształcony, a do tego zna magiczne sztuczki (potrafi np. rozpłynąć się w powietrzu). Hrabia zadziwiał zwłaszcza niesłychaną znajomością historii i postaci z nią związanych. O Piłacie, Neronie czy Marii Tudor mówił jak o dobrych znajomych. Znał najdrobniejsze szczegóły z ich życia! Potwierdzała to markiza de Pompadour, która w swoich listach i pamiętnikach odnotowała niezwykłą umiejętność alchemika i zastanawiała się, czy nie znał tych osób osobiście.
reklama
Sam Saint-Germain twierdził, że żyje już dwa tysiące lat i potrafi podróżować w czasie. Przekonywał też, że zna przyszłość, opisywał wynalazki, które miały się dopiero pojawić. Wolter w jednym ze swoich listów do hrabiego dziękuje mu za określenie daty jego śmierci i żałuje, że nigdy nie zobaczy mówiących obrazów, które pojawią się w przyszłości.
Możnych przyjaciół hrabia umiał sobie zjednać, nie tylko opowiadając historie – cudowne według niektórych, niedorzeczne według innych. Imponował również bogactwem. Szastał pieniędzmi na prawo i lewo, chodził obwieszony klejnotami (podobno na każdym palcu miał diamentowy pierścień) i rozdawał drogocenne podarki. Stać go było nawet na kupno kwater w zamku Chambord, największym w dolinie Loary.
To wtedy pojawiły się pogłoski, że potrafi zamienić ołów w złoto, co zresztą Saint-Germain skwapliwie potwierdzał. Mówił też, że umie produkować diamenty. Cały Paryż zachodził w głowę, skąd miał aż tyle pieniędzy. Przecież nie dorobił się majątku, grając na wiolonczeli czy doradzając królowi.
Plotkowano także, że hrabia odkrył sekret wiecznej młodości i nieśmiertelności. Faktycznie przez te wszystkie lata alchemik w ogóle się nie zmieniał. Nadal wyglądał tak samo jak w latach 40., na około czterdziestoletniego mężczyznę! „Ten przedziwny człowiek... twierdził, że poznał sekret uniwersalnej medycyny, że posiadł umiejętność władania naturą, że mógłby przetopić diamenty... To wszystko to pestka dla niego" – tak o hrabim pisał inny awanturnik tamtego okresu, Casanova.
W 1760 roku Saint-Germain musiał się jednak komuś narazić. Zagrożony aresztowaniem w pośpiechu opuścił Francję. Wyjechał do Sankt Petersburga, a rok później pojawił się w Północnych Niderlandach. Tu dał pokaz swoich niezwykłych umiejętności, przemieniając kawałek żelaza w złoto na oczach ministra Karla Cobenzla. Potem słuch o hrabim znowu zaginął na 11 lat. „L'homme extraordinaire" pojawił się dopiero w 1774 roku w Niemczech. Dwa lata później osiadł na dworze księcia Karla von Hessen-Kassel, gubernatora Szlezwika-Holsztynu, i zajął się chemią oraz ziołolecznictwem. Umarł podobno w 1784 roku na zapalenie płuc. Jego pogrzeb odnotowano nawet w księgach parafialnych.
To jednak wcale nie koniec historii. Kiedy kilka dni po śmierci hrabiego otworzono trumnę... okazało się, że jest pusta! Rok później alchemik miał być widziany w towarzystwie innego sławnego maga, hrabiego Alessandra di Cagliostro. W 1788 roku tajemniczy Saint-Germain pojawił się na dworze Ludwika XVI i Marii Antoniny i ostrzegł króla przed wybuchem rewolucji. Zachował się fragment pamiętnika francuskiej arystokratki, jego przyjaciółki, madame d'Adhémar, która spotkała go w 1789 roku. „To był on [...] Wyglądał tak samo jak w roku 1760, podczas gdy moja twarz poorana była zmarszczkami".
W połowie lat 30. XIX wieku znów widziano go w Paryżu. Zjawił się też na pogrzebie swojego dawnego mocodawcy Karla von Hessen-Kassel, gdzie rozpoznało go wiele osób. Przez cały XIX wiek bywał na spotkaniach loży masońskiej, a w 1874 roku znalazł się na celowniku tajnej policji francuskiej.
Czy rzeczywiście był to legendarny Saint-Germain, czy ktoś łudząco podobny podszywał się pod sławnego alchemika? Tego nie dowiemy się nigdy. Kto wie, może hrabia znalazł kamień filozoficzny i wciąż żyje wśród nas. Po tajemniczym arystokracie pozostała tylko mistyczna „Złota Księga" o duchowej alchemii (do końca nie wiadomo, czy faktycznie jego autorstwa) oraz piękna legenda.
W mediach co jakiś czas pojawiają się apele, by się ujawnił. Na razie pozostają bez odpowiedzi...
Janina Kruzyńska
dla zalogowanych użytkowników serwisu.