I że cię nie opuszczę...

Podobno najlepsze małżeństwa to te, które rozwijają. Mentalnie, psychicznie, uczuciowo... Jeśli mimo szczerych chęci to się nie udaje, trzeba zrobić krok w przód i rozpocząć nowy rozdział w życiu. Czy do rozwodu trzeba dorosnąć?

Rodzina zjeżdża się ze wszystkich zakątków kraju, biała suknia spowija ciało niczym książęca szata, wybranek w napięciu poprawia muszkę...

I wreszcie ona! Najważniejsza! Deklaracja miłości i wierności aż po grób! A potem... dłuuugie życie razem, na dobre i na złe. Niestety, często bardziej na złe niż na dobre.

Czy rzeczywiście wypowiedziana w emocjach deklaracja ma moc, która pozwoli zapomnieć o sobie, swoich marzeniach, osobistych potrzebach? Coraz więcej małżonków wie, że to nie ma sensu. Że człowiek może dojrzeć, może się zmienić. Trzeba znać ogromną cenę własnego życia i nie marnować go na nieudane małżeństwo. Rozwód kiedyś uznawany za powód do wstydu, bywa prawdziwym dobrodziejstwem. Drugą szansą na życie. Nowe, lepsze, w zgodzie ze sobą.

Cena odwagi

Zrozumiała to Zuzanna, która przez 30 lat codziennie targała do domu siaty z zakupami, gotowała obiady z trzech dań, a co sobotę urządzała wielkie sprzątanie. Wszystko jakoś działało, dopóki z nią i mężem mieszkały dzieci. Ale gdy poszły na swoje, w domu zapanowała pustka.

– Okazało się, że zupełnie nie mam o czym rozmawiać z mężem – wspomina Zuza. – Nawet nie mam na to ochoty. Zaczął mi przeszkadzać i mnie irytować. Miałam wrażenie, że traktuje mnie jak służącą, która jest tylko po to, by podać jedzenie, posprzątać i uprasować koszulę na kolejny dzień w pracy. Wiedziałam, że to moja wina, bo przyzwyczaiłam go do tego.

Długo marzyła o tym, by wyrwać się z tego małżeństwa. Ale dokąd uciec? Zarabiała zbyt mało, by z marszu wynająć sobie mieszkanie. Bała się, że rodzina nie zaakceptuje jej „fanaberii".

Któregoś dnia, gdy jak co dzień dotarła do domu z pełnymi siatami, od progu usłyszała głos męża: „Gdzie byłaś, do cholery?! Głodny jestem!". – Wtedy jakby piorun
we mnie strzelił. Rzuciłam zakupy i krzyknęłam: „Dość! Nie będę dłużej twoją służącą!!!". Spakowałam się i po prostu wyszłam.

reklama


Zuzanna przez kilka miesięcy pomieszkiwała u koleżanek. Aż wreszcie wynajęła sobie mieszkanko na peryferiach miasta. – Było ciasno i skromnie, ale czułam się najszczęśliwszą osobą na ziemi – wspomina. I, jak się okazuje, nie tylko Zuza po wielu latach małżeństwa wreszcie zapragnęła wolności. Dowodzi tego wielka fala rozwodów osób po pięćdziesiątce.

Druga młodość?

Być może niektórym taki rozwodowy trend mógłby wydać się efektem kryzysu wieku średniego albo burz hormonalnych związanych z przekwitaniem. Jednak nie o to tu chodzi! Człowiek wraz z wiekiem dojrzewa, zaczyna zastanawiać się nad przemijaniem, nad własnymi dokonaniami, a przede wszystkim nad tym, czy jego życie jest warte przeżywania.

– Tak właśnie było ze mną – mówi Elżbieta. – Gdy skończyłam 45 lat, zaczęłam uświadamiać sobie, jak nudne jest moje życie. Uwikłana w małżeństwo z facetem, który od dawna traktował mnie z równą namiętnością jak wielką lampę w rogu naszego salonu. Zaczęłam boleśnie przeżywać każdy przeciekający mi przez palce dzień. Musiałam natychmiast coś zmienić. Ale co? Męża oczywiście! Czas uwolnić się od jego nudnej obecności.

Jednak nuda to chyba nie jedyne uczucie, pod wpływem którego budzi się w ludziach chęć ucieczki, szukania szczęścia gdzie indziej niż w wieloletnim małżeństwie. Kobiety zaczynają wreszcie czuć się na tyle silne, by stawiać siebie na pierwszym miejcu. Do lojalnych żon-męczennic powoli dociera, że skupianie się wyłącznie na pracy na rzecz rodziny, na dbałości o męża i dzieci to nie to, co je uszczęśliwia.

Czy warto się męczyć

– Przez 25 lat małżeństwa sądziłam, że skoro przysięgałam przed ołtarzem, że będę w nim trwać na dobre i złe, póki nas śmierć nie rozłączy, to tak być musi – zwierza się Zofia. – Moje wychowanie i religia zabraniały mi myśleć inaczej. Byłam bardzo nieszczęśliwą żoną, bitą i upokarzaną. Ale... no cóż... cierpienie miało przecież uszlachetniać, więc tkwiłam w tym związku.

Szczęśliwie, wzorzec dobrego małżeństwa zmienia się nie do poznania. Dziś niemal wszyscy wiedzą, że jest ono połączeniem życia dwóch osób, z których każda ma prawo do realizacji swoich marzeń, do spełniania siebie i do zajmowania własnej przestrzeni. I że małżeństwo nie polega na relacji pana-władcy czy królowej-władczyni z poddanym, który powinien poświęcać życie dla jego czy jej dobra. Co prawda nowoczesne młode małżeństwa być może nieco za bardzo czują swoją odrębność i chcąc mieć łatwe życie, zbyt szybko zrywają daną sobie przysięgę wiecznej wspólnoty.

– A po co się męczyć, skoro wybór okazuje się chybiony? – pyta Anna. – Moje małżeństwo przetrwało tylko półtora roku. Na początku było wspaniale, prawdziwa sielanka, a po roku zaczęły się kłótnie. Czasem nie mogłam uwierzyć, że ten cudowny człowiek, z którym chciałam spędzić życie, nagle stał się zaborczy i agresywny.

Po kilku miesiącach darcia kotów zdecydowała się wnieść pozew o rozwód. – Trzeba dać sobie szansę i poszukać kogoś odpowiedniego. Nie ten, to będzie inny!

– Uważam, że powinno się ratować, co się da – mówi Katarzyna. – Po wielu ciężkich miesiącach ciskania się, warczenia na siebie i pielęgnowania w sobie nienawiści do męża wreszcie się z nim rozwiodłam.

I poczułam się wolna jak ptak. Szybko znalazłam sobie faceta: najpierw jednego, potem następnego. I... znów byłam nieszczęśliwa. Nie wiem, dlaczego tak się stało, ale zaczęłam tęsknić za byłym mę-żem. Moje nowe związki też napotykały na problemy. Uświadomiłam sobie, że to również moje postępowanie na nie wpływa. Zaczęłam żałować, że tego nie dostrzegłam i nie próbowalam zawalczyć o moją miłość do męża, tylko od razu się poddałam.

Kasi udało się na powrót stworzyć związek z byłym mężem. Poszli na terapię, nauczyli się ze sobą rozmawiać i zwracać uwagę na potrzeby tej drugiej osoby. Niestety, nie każdemu się to uda. Może lepiej dobrze się zastanowić, zanim podejmiemy decyzję o rozwodzie?­

Na szczęście jest rozwód

Badania wskazują, że dorosłe dzieci starszych rodziców coraz częściej namawiają ich na rozwód. W ostatnich latach rozpadło się trzy razy więcej małżeństw niż 10 lat temu. Dlaczego? Psycholodzy twierdzą, że żyjemy dłużej, jesteśmy zdrowsi i sprawniejsi, ale co najważniejsze mamy świadomość, że szczęście można znaleźć w każdym wieku.

Sylwia Bartczak
il. Edyta Banach-Rudzik
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 5/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl