Strona 2 z 2
Czy kiedykolwiek w czasie medytacji doprowadziłeś się do stanu pozamaterialnego, pozaprzyziemnego?
Cały czas jestem w takim stanie (śmiech).
Chętnie wracasz do dzieciństwa, a przecież nie było łatwe...
Urodziłem się w środku wojny. Była bieda, trzeba było się kryć, uciekać w bezpieczne miejsca. Nie będę o tym opowiadał i szukał współczucia, bo kto ma wyobraźnię, wie, o czym mówię. Myśmy w czasie wojny nie mieli co jeść. A po wojnie... nędza. Rodzice uprawiali rolę i szukali dla nas pożywienia.
Wracając do wewnętrznego dziecka – wielki mistrz surrealizmu Salvadore Dali często swoje obrazy podpisywał na dole w rogu, malując siebie jako małego chłopca, patrzącego na swój obraz. Może to była jego medytacja – powrót do wewnętrznego dziecka. Jego wzorem, malując na aukcję Polskiego Radia „Choinki Jedynki" – podpisałem się maleńką twarzą z brodą w rogu. To był mój podpis, trademark.
Chłopiec z brodą – to będzie od dziś twój znak rozpoznawczy, podobnie jak jaskółka. Kiedy wszyscy na świecie cię podziwiali, a w Polsce nie można było pisać o twoich sukcesach – czułeś się zniewolony, jak ta jaskółka?
Ktoś napisał kiedyś o mnie: „artysta niepokorny, nieulegający modom i systemom politycznym". Już nie wracam do tego, ale najbardziej chlubię się umiejętnością przetrwania, mimo wszystko. Kazali mi ściąć brodę, włosy, mówili, że „ten apostoł nie wystąpi w telewizji". Nie umiem teraz tego oceniać, niech to uczynią inni, jeśli jeszcze pamiętają.
reklama
Nie wiem, czy to stylizacja na postaci biblijne – jak to oni nazywali – czy po prostu siła mojego głosu i upór pozwalały mi przetrwać do momentu, aż uniosłem się na skrzydłach jaskółki i odleciałem. Walczyć można z odpowiednim przeciwnikiem, ale dla mnie to już nie był przeciwnik. To było monstrum, które wyniszczało ludzi. W Sopocie, kiedy śpiewałem „Jaskółkę", zostałem poniżony przez polskie jury. Dlatego szczycę się tym, że głosowali na mnie jurorzy zagraniczni.
Nigdy nie dostałem żadnej nagrody w Polsce od jury tamtego systemu i to jest moje wielkie szczęście. Na Olimpiadzie Piosenki w Atenach zdobyłem nagrodę, jako najlepszy interpretator z 40 krajów, a w Polsce nie wolno było o tym pisać. Krytyk „New Musical Express" z Wielkiej Brytanii napisał: „Gdy zobaczyłem Borysa, tak dramatycznie śpiewającego i unoszącego do góry ręce, wydawało się, jakby wołał o zbawienie świata". Nagrody dostawałem też we Francji , Belgii, Wenezueli, Irlandii.
Nigdy nie narzekasz.A co mam narzekać. Filozofowie mówią o życiu w zgodzie z samym sobą, w równowadze i harmonii. Dlatego staram się nie być toksyczny wobec mojego organizmu i umysłu. Unikam toksycznych ludzi. Kiedy wyczuwam takie osoby, uciekam od nich. Czasem wypomina mi się moją nieobecność w kraju w czasie największej zawieruchy. Ale w końcu żyjemy dla siebie. W Polsce za dużo jest ingerencji w życie innych. Nawet Chrystus powiedział „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?". Uprawia się krytykowanie i wylewanie brudów na innych, najlepiej anonimowo, kiedy nikt nie widzi.
W jaki sposób wypracowałeś w sobie taką postawę?Chłonąłem wszystko. Uczyłem się kung-fu, karate, wschodnich walk od mistrzów, którzy cały czas mówili mi, że martial art to sztuka obrony, nie ataku i agresji. Jest też joga, mój codzienny rytuał. Poza tym trochę ciężkiego sprzętu i tenis. Ciągle się uczę umiejętności znalezienia się pomiędzy ziemią a konstelacją gwiazd, kosmosem, wobec którego jestem małym ziarnkiem. Uczę się mądrze żyć.
Uważasz się za dobrego człowieka?Staram się być dobry. Najlepiej chyba to oceniać po dokonaniach człowieka – za jego życia, a nie po śmierci. To trudna sztuka – być dobrym człowiekiem. Dążę do równowagi, wyrównania poziomów szczęścia. Cieszę się, że żyję w Polsce takiej, jaka teraz jest. Ale też cieszę się, że mam drugą Matkę Ojczyznę na ziemi, która mnie nigdy nie gani i przyjmuje z otwartymi ramionami, kiedy tylko ją odwiedzam.
W którym miejscu na ziemi najczęściej przychodzi wena?O, ho! ho! Wena nie przychodzi – wena musi być w tobie. Jeżeli jej nie ma, jesteś pusty. Miejsca pomagają tylko ją pobudzać, dawać impuls. Jest takie jedno miejsce... pod powiekami. Kiedy zamykam oczy i przenoszę się daleko w chmury. Tam czasem można spotkać wenę. Trzeba podążać za nią... Sama nie przyjdzie.
Rozmawiała Anna Matusiakfot. forum, shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.