Upiększam życie

Aktorka Grażyna Barszczewska nie boi się brzydoty i nowych zmarszczek na twarzy. Za to świat wokół siebie mogłaby ozdabiać bez końca.

Jak w każdej aktorce, są we mnie dwie kobiety. Sceniczna, filmowa i ta zwyczajna, codzienna. Ta druga na co dzień chodzi bez makijażu i nosi tylko to, w czym jej wygodnie. Rzeczy muszą być jednak w dobrym gatunku, najchętniej klasyczne, czasem z tzw. pazurem.

Prywatnie lubię być zadbana, czuć się komfortowo. Natomiast dla sceny albo planu filmowego jestem gotowa zrobić ze sobą niemal wszystko.

Jeśli rola uzasadnia konieczność drastycznej zmiany, robię to bez mrugnięcia okiem. Byłam już w filmach postarzana, golono mi włosy do samej skóry. Słyszałam wtedy, że jestem odważna. Ale ja w tym odwagi nie upatruję, to mój zawód, zadanie do wykonania.

W „Jakubie kłamcy”, amerykańsko-francuskim filmie, w którym grałam między innymi z Robinem Williamsem, bardzo mnie postarzono, zmieniono rysy, bym wyglądała mniej aryjsko. Moje ego nie cierpiało, gdy widziałam siebie na ekranie dużo starszą niż w rzeczywistości. Czy Meryl Streep mogłaby zagrać Margaret Thatcher bez wyrazistej charakteryzacji? 

Nie boję się zmian. Nie boję się zmarszczek, także tych prywatnych, prawdziwych. Józef Hen mówi, że 90 lat, które ma na karku, to tylko matematyka. Zgadzam się z nim. Jednak wcale nie chcę na siłę ścigać się z młodością. Także w mediach nie ukrywam swojego wieku.

reklama


Na co dzień żyję tak, jak dyktuje mi mój organizm. Przeważnie intensywnie, szybko. Rodzina mówi: „Mama, przykręć ten motorek!”, ale to nie takie proste, bo zawsze mam przed sobą jakiś cel.

Ważne, by być w zgodzie ze sobą, by to, co w środku, było spójne z tym, co na zewnątrz. Nie zrobię sobie na głowie kolorowego irokeza, bo to nie mój świat i czułabym się idiotycznie. Ale na przykład moja nauczycielka francuskiego w wieku 80 lat jeździła na rowerze i nosiła młodzieżowe ciuchy. Jej to pasowało!

Wciąż silna jest we mnie ciekawość świata. Mam apetyt na życie, na nowe role, poznawanie nowych ludzi. Kiedyś mogłam podróżować sama, dziś chcę się dzielić emocjami z rodziną, przyjaciółmi. Liczą się tylko takie wyjazdy, kiedy mogę prawdziwie czegoś doświadczyć, podotykać, posmakować, przeżyć. Poznawać świat od kulis, umordować się nawet, pobrudzić, zanurzyć głęboko. A jeśli zanurzyć dosłownie, dla przyjemności, to najchętniej w ciepłym Morzu Czerwonym, bo kocham nurkować.

Ważne są dla mnie harmonia i ład. Miałam tę potrzebę od dziecka. Mama mówiła, że już jako trzyletnia dziewczynka zbierałam na łące kwiaty, a później zdobiłam nimi pokój. Wciąż rośnie we mnie chęć ulepszania świata. Może to jest powód, dla którego zostałam aktorką?

Nie jest mi wszystko jedno, gdzie śpię, jak jem, i jak wygląda wnętrze, w którym przebywam. Nawet w najskromniejszym Domu Kultury może być schludna toaleta, czysty stół i kwiaty w wazonie – bo to nie sprawa ustroju czy rządu, tylko chęci ulepszenia naszego małego świata.

Mój rytuał? Czytanie przed snem. Choćby kilka kartek, jeden rozdział. Książka musi być papierowa. Tabletów nie uznaję. To dobre zwieńczenie każdego wieczoru. Nagroda za pracowity dzień w teatrze, przed kamerą czy mikrofonem.

Sonia Ross
fot. Piotr Bławicki/East News

Źródło: Wróżka nr 4/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl