Pani Wiola była u mnie po raz pierwszy kilka lat temu. Niedawno złożyła mi wizytę ponownie, krótko po śmierci swego ojca.
– Pamięta mnie pani? Wtedy chodziło o związek mojej córki – zaczęła. – Słusznie mi pani poradziła, żeby pozostawić sprawy swojemu biegowi. Wszystko się szczęśliwie skończyło. Niedługo zostanę babcią.
– Ale dzisiaj pogrążona jestem w żałobie – kontynuowała. – Niedawno zmarł mój ojciec. A ja nie mogę sobie z tą stratą poradzić. Miał 86 lat, od roku walczył z nowotworem, dzielnie się trzymał do końca – mówiła łamiącym się głosem.
Wiola pochodziła z rodziny lekarzy. Sama też była lekarzem ginekologiem. Jej ojciec doskonale zdawał sobie sprawę, że choroba u niego postępuje. Był operowany w szpitalu, w którym pracował. Żartował, że czuje się jak w domu. Próbował chronić mamę Wioli, nie chciał, żeby o wszystkim wiedziała. Nie chciał jej martwić.
– Czy tylko pani imię zaczyna się na literę „W"? – spytałam, bo litera ta dziwnie pulsowała w mojej wyobraźni. – Nawet się pani nie domyśla, jak wielką ona daje pani siłę.
Uśmiechnęła się:
– Mama ma na imię Wiesia, a tata Włodzimierz.
– Pani ojciec nadal jest przy was, trzyma go tutaj wielka miłość.
– Nie umiemy mówić o nim w czasie przeszłym. Czy mama nauczy się żyć bez niego...? Jestem jedynaczką. Mam 56 lat i jako lekarz powinnam więcej rozumieć. Ale jest mi trudno... I nie umiem temu zaradzić.
reklama
Dopiero po śmierci ojca Wiola zrozumiała, jak był jej bliski. I to, że dzięki wspaniałej rodzinie, jaką stworzył z mamą, jest szczęśliwym człowiekiem.
Kilka dni przed śmiercią ojciec wrócił do domu. I wtedy poprosił Wiolę, by po jego śmierci uporządkowała dokumenty w szufladzie. – Zdziwiło mnie to, gdyż był pedantem i miał zawsze idealny porządek w swoich rzeczach – wspomina Wiola. – Tego wieczoru zostałam przy nim dłużej. Nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy. Wreszcie wyszeptał, że bardzo mnie kocha i żebym się troszczyła o mamę. Zrozumiałam, że tata odchodzi. Zmarł we śnie kilka dni później.
– Kiedy otworzyłam jego szufladę, był w niej idealny porządek – jak zawsze. Przejrzałam dokumenty i znalazłam... akt adopcji. Mojej. Nigdy bym o tym nie pomyślała. Rodzice nie dali mi żadnego powodu. Byłam ich, kochali mnie.
– Ojciec nie mógł odejść z tą tajemnicą – przerwałam jej opowieść. Ma pani przy sobie jakieś zdjęcia rodzinne?
Podała mi pożółkłą fotografię – na niej ona z rodzicami. – Miałam tu trzy lata – powiedziała.
– Jest pani podobna do ojca – zdziwiłam się.
– Wszyscy tak mówili – szybko potwierdziła.
Na stole leżało jeszcze kilka zdjęć z różnych okresów. Wzięłam do ręki jedno z nich.
– Kim jest ta pani obok mamy? – Na zdjęciu widniały dwie młode eleganckie kobiety.
– To moja chrzestna.
– Też nosi biały fartuch...
– Tak, była położną. Ale o co chodzi? Ona już dawno nie żyje.
– O wszystkim wiedziała. Pomogła pani rodzicom z adopcją. Pani biologiczna mama była nieletnia. Chrzestna odbierała ten poród. Wiedziała, że noworodek zostaje w szpitalu... Czy pani mama ma dużą bliznę na brzuchu?
Potwierdziła zdumiona.
– Miała ciężki zabieg ginekologiczny, który spowodował, że nie mogła mieć dzieci. To, że pani trafiła do ich domu, to był prawdziwy cud! Także dla nich. Dała im pani dużo radości. Traktowali panią jak dar niebios. Postanowili jednak zachować tajemnicę aż do...
– Nie powiem mamie, że wiem – szepnęła Wiola w zamyśleniu. – Jeżeli milczała tyle lat, uszanuję to. Zawsze była skryta. Wyciszona. Czułam się przy niej bezpiecznie. Ale to tata wiedział, kiedy po raz pierwszy się zakochałam. I kiedy dostałam pierwszy okres. Był zawsze blisko. Teraz muszę chronić mamę. Jest schorowana, w tym roku skończy 85 lat. Boję się o nią.
– Ona musi zobaczyć prawnuka. On da jej motywację do dalszego życia!!
Miałyśmy obydwie łzy w oczach.
– Córka i syn o wszystkim wiedzą. Oboje byli bardzo wzruszeni, słysząc moją historię. Wiemy, że urodzi się chłopak. Dostanie imię po pradziadku – Włodzimierz! Wierzymy, że będzie do niego podobny!
Aida Kosojan-Przybyszfot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.