Strona 2 z 3
Trudno wydarzenie sprzed dwóch tysięcy lat osadzać w realiach współczesnych. Dlatego naukowcy i znawcy prawa od stuleci analizują proces Jezusa na podstawie Nowego Testamentu i źródeł historycznych. Ich wnioski są jednoznaczne: proces od początku był fikcją, chodziło o zalegalizowanie zbrodni. Świadczy o tym już samo aresztowanie Chrystusa w ogrójcu.
Zatrzymania dokonał w tajemnicy oddział żydowskiej straży świątynnej. Rozpoznanie „podejrzanego" nastąpiło jedynie dzięki pocałunkowi Judasza. Pozostali świadkowie, apostołowie, twierdzili, że go nie znają. Piotr zaparł się go trzy razy.
Farsa zamiast procesu
Pretekstem do aresztowania Jezusa było jego zachowanie w świątyni jerozolimskiej – wypędzenie z niej handlarzy. Przysporzyło mu to wielu zwolenników, ale zaniepokoiło starszyznę żydowską, Sanhedryn, zarządzającą Jerozolimą. Miasto znajdowało się wówczas pod okupacją rzymską i tylko rzymskie sądy mogły rozpatrywać sprawy polityczne, jak bunty czy zdradę stanu. Przed Sanhedrynem odbył się więc proces religijny. Pro forma.
Wyrok zapadł już wcześniej – przed pojmaniem „sprawcy". W świetle ówczesnych przepisów (Księga Liczb i Księga Powtórzonego Prawa) nikt nie mógł być skazany bez świadectwa dwóch lub trzech postronnych świadków. Sprawy nie mogły być rozpoznawane w nocy, a wyrok śmierci nie mógł być ogłoszony w dniu procesu. Wyrok z kolei musiało wydać 71 członków Sanhedrynu.
reklama
Wreszcie karę śmierci (przez ukamienowanie) można było wymierzyć jedynie za bluźnierstwo. Starano się je więc udowodnić Jezusowi. Najpierw w domu Annasza, później arcykapłana Kajfasza, przewodniczącego Sanhedrynu. A ponieważ zeznania świadków posypały się oskarżycielom, sędziowie zmusili „winnego" do samooskarżenia, pytając, czy jest on Mesjaszem, Synem Boga.
Mecenas Eugeniusz Michałek, znawca i pasjonat prawa oraz świata antycznego, twierdził, że cały proces był nierzetelny proceduralnie i materialno-prawnie. Zmuszono Jezusa do świadczenia przeciwko sobie, wydano wyrok mimo braku zeznań dwóch świadków, pospiesznie, w nocy, przy niepełnym składzie sędziów. Ponadto, żeby uzyskać zatwierdzenie bezprawnego wyroku przez Piłata, rzymskiego namiestnika Judei, zmieniono treść zarzutu z bluźnierstwa na zdradę stanu.
Przed Piłatem zaczyna więc toczyć się drugi proces. Już o charakterze politycznym. Według współczesnych standardów to była farsa, w której brak jest jakichkolwiek dowodów uzasadniających zarzut. Nie ma obrońców ani instancji odwoławczej. Wyrok skazujący jednak zapada.
Droga Krzyżowa Via Dolorosa, po polsku Droga Krzyżowa. W oryginale Droga Bolesna, Droga Cierpienia. Tylko 650 metrów do miejsca kaźni. Aż 650 metrów naznaczonych krwią. Wąskimi uliczkami starej Jerozolimy. Wtedy – gwarnej, tętniącej życiem, wypełnionej okrzykami przekupniów. Dziś takiej samej. Jakby czas stanął w miejscu.
Tą drogą Jezus Chrystus szedł na śmierć. Wśród okrzyków tłumu, straganów z ciuchami, jedzeniem, garami, wśród leżących w rynsztokach śmieci. 650 metrów na Golgotę. Każdy krok Jezusa był momentem kaźni. A największej doświadczył już na samym jej początku. Jeszcze przed wyrokiem skazującym...
Kiedy w nocy w Wielki Czwartek pojmano go w Ogrodzie Oliwnym, apostołowie przestraszyli się i uciekli. Dlatego źródła oficjalne, jak Ewangelie, nic nie wspominają o tym, co się działo z Jezusem między przesłuchaniami. Niewiele osób wie o torturach, jakie wycierpiał nocą. Żydowscy strażnicy, trochę z nudów i dla rozrywki, ale głównie znając nienawiść kapłanów i faryzeuszy do Jezusa, prześcigali się w torturowaniu go.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.