Strona 1 z 2
Obrazy z filmów zaczęły mi się mieszać z prawdziwym życiem. Wyobrażałam sobie, że gwiazdor z ekranu to mężczyzna dla mnie. Mój ideał! Goniłam za nim po całej Polsce, a tymczasem... mój „książę" był tuż obok mnie.
Kilka lat temu chciałam kupić mieszkanie. Długo szukałam tego wymarzonego. Któregoś dnia oglądałam wyjątkowe lokum. Wielkie czarno-białe zdjęcia na ścianach, z których spoglądali dawni gwiazdorzy, stare szpule z kliszami, lampy, zupełnie jak z planu filmowego... Wyjątkowy klimat.
Od razu wiedziałam, że to jest moje miejsce. Sprzedawała je przemiła, elegancka starsza pani, która, przy okazji tego oglądania, zaprosila mnie na herbatę. Widząc moją ciekawość i zachwyt, opowiedziała mi historię tych fotografii:
Miała na imię Łucja. Urodziła się w skromnej nauczycielskiej rodzinie. Od dzieciństwa marzyła, by zostać aktorką. I mimo że nie brakowało jej talentu, tak naprawdę głównym powodem tych pragnień był pewien aktor, w którym zakochała się bez pamięci.
– Rozmyślałam o nim nieustannie, wyobrażałam sobie nas razem, szczęśliwych – mówiła w zamyśleniu. – Gorąco wierzyłam, że gdy zostanę aktorką, to będę miała szansę się do niego zbliżyć. I go w sobie rozkochać. I, o dziwo, niech sobie pani wyobrazi... to mi się udało! Ukończyłam szkołę teatralną i dostałam angaż w teatrze.
Kochała tę pracę. Miała wokół siebie bardzo dobrych ludzi, z którymi się zaprzyjaźniła – garderobianą Hanię, Antoniego „złotą rączkę" i kilka koleżanek aktorek. Zawsze mogła na nich liczyć. To dzięki nim brała udział w castingach do filmów, w których grał jej wymarzony ukochany.
reklama
– On był wtedy już uznanym aktorem – snuła wspomnienie, uśmiechając się. – Starszy ode mnie prawie 20 lat, przystojny jak marzenie, czarujący, chodzący ideał – jak wtedy myślałam. Uczestniczyłam w wielu castingach, grywałam małe, nic nieznaczące role, by tylko być blisko niego. Zauważył mnie dopiero po roku. Ale skutecznie! On się we mnie bez pamięci zakochał. Szalał za mną! Przez kilka miesięcy byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Adorowana, obsypywana kwiatami, pocałunkami, najczulszymi słówkami.
Szybko wzięli ślub i zamieszkali razem. A potem... zaczęły się schody.
Cóż po marzeniach?
Po kilku miesiącach wspólnej codzienności coś zaczęło się między nimi psuć. Henryk coraz później wracał do domu. Często pijany i agresywny, również w sypialni. Łucja cierpiała, ale wciąż nie mogła zapomnieć, jak cudowny potrafił być Henryk, kiedy nie pił. Tym bardziej, że gdy wisielcze nastroje mijały, znów przez jakiś czas była między nimi sielanka. Wtedy, podczas jednej z upojnych nocy, Łucja zaszła w ciążę.
– Helenka urodziła się dokładnie w trzecią rocznicę naszego ślubu – wspomina. – Była słonkiem, przy którym oboje się „grzaliśmy" – jej twarz rozświetliła się na chwilę. – Dzięki niej zrozumiałam najgłębszy sens bycia kobietą. A i dla Henryka była oczkiem w głowie. Niestety, ani ogromna miłość do dziecka, ani moje usilne błagania i prośby nie skłoniły mojego męża, by walczył ze swoim nałogiem. Pił dużo i często. Nie potrafił choćby kilku dni wytrzymać bez alkoholu. Nienawidziłam go, kiedy mnie upokarzał, gwałcił, szarpał. Ale potem znowu nadchodził lepszy czas i...
Powoli Łucja uświadomiła sobie, że zbudowała związek na mrzonkach, nieistniejących faktach. Kochała wymyślonego człowieka. Ulepiła go sobie z postaci odgrywanych przez Henryka w filmach. Był doskonałym aktorem, grał bardzo przekonująco. Ale także w codziennym życiu wciąż była to tylko gra.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.