Rembrandt Harmeszoon van Rijn malował żonę Saskię jako Florę trzy razy. Czy była ładna? Raczej wdzięczna, świeża i miła. Przy tym okropnie nieśmiała. Dopiero na ostatnim portrecie, namalowanym rok przed jej śmiercią, patrzy nam prosto w oczy.
Rzymska bogini kwiatów i wiosny na obrazach pojawia się zawsze w wianku, w ukwieconym stroju, z naręczem kwiatów. Ta Flora nie jest pięknością, lecz dzięki Rembrandtowi świat zapamiętał Saskię van Uylenburgh jako boginię.
Pochodziła z patrycjuszowskiego rodu. Najmłodsza z ośmiorga rodzeństwa potrafiła pisać i czytać, rzecz rzadka wśród kobiet w tamtym czasie. Niestety, ojciec zmarł, gdy liczyła zaledwie 12 lat. Odtąd pozostawała pod opieką matki i dalszej rodziny, najzamożniejszej w XVII-wiecznych Niderlandach.
A Rembrandt Harmeszoon van Rijn? Ósme dziecko młynarza z Lejdy, niezbyt starannie edukowany, niespecjalnie urodziwy. Za to niezwykle utalentowany. Był też dzieckiem szczęścia. Spotkał na swej drodze wpływowych opiekunów, którzy poznali się na jego talencie.
Jako 25-latek Rembrandt pojawia się w Amsterdamie ze sporym już doświadczeniem malarskim. Marszand Hendrick van Uylenburgh oferuje mu dach nad głową i pomaga otworzyć pracownię. Kontaktuje z zasobną klientelą. W ciągu trzech lat sypią się zamówienia. Artysta zdobywa ogładę. Nosi się jak panisko, świetnie zarabia i dużo wydaje (w tym – na kolekcję dzieł sztuki i „obiektów osobliwych"). Prawie nie nadąża z realizacją zamówień. Król życia.
Któregoś dnia marszand przedstawia pupilowi swą siostrzenicę Saskię, młodszą od malarza o sześć lat. Panna z miejsca zakochuje się po uszy w zawadiackim artyście. Z wzajemnością. Czy była ładna? Raczej wdzięczna, świeża, miła i łagodna w obyciu. Przy tym okropnie nieśmiała. Wydawała się też uosobieniem zdrowia, tężyzny fizycznej, płodności. Trzy dni po tym wydarzeniu, w dowód miłości i oddania, pozuje Rembrandtowi do portretu.
Tak powstaje wizerunek „Śmiejącej się Saskii" („Saskia w kapeluszu"). Jeśli się przypatrzeć – modelka raczej się uśmiecha z niejakim przymusem. Objawiają się mankamenty jej urody: zbyt okrągła twarz, drugi podbródek, gruby nos... Dziewczynę krępuje też strój – wielki kapelusz z pióropuszem oraz odświętna suknia. Najwyraźniej pozuje na damę, już wcielając się w przyszłą rolę – towarzyszki życia najwybitniejszego artysty Niderlandów.
reklama
Matka Saskii, choć początkowo opierała się jej małżeńskim planom, w końcu ulega. Dziewczyna dostaje 40 tysięcy guldenów w posagu, wówczas prawdziwą fortunę! Państwo van Rijn mogą żyć na wysokiej stopie. Malarz zostaje przyjęty do gildii Świętego Łukasza i odtąd może szkolić uczniów, a to kolejne źródło dochodu. Rembrandt kupuje luksusowy trzypiętrowy dom przy Breestraat, który zapewnia Saskii odpowiedni standard, a jemu – wygodę w pracy.
Po raz pierwszy Saskia staje się Florą w 1634 roku, kilka miesięcy po ślubie. Jakże różni się od cudownie pięknej „Flory" Tycjana czy Flory z malowidła Botticellego! Małżonek ustawia ją profilem, lecz głowę nakazuje odwrócić w kierunku widzów. Ale Saskia nie patrzy na nas, jest zamyślona, nieobecna. Nieśmiała i – nieświadomie – uroczo kokieteryjna. Na głowie nosi kwietną koronę. Są w niej nagietki, goździki, stokrotki. A nade wszystko – tulipany, najmodniejsze i najdroższe kwiaty w ówczesnej Holandii. Różdżkę, którą Saskia-bogini trzyma w prawej dłoni, również spowijają pnącza.
Strój to pyszna suknia z ciężkiego, zielonkawego jedwabiu z szerokimi rękawami i trenem, który modelka podtrzymuje pod biustem. Saskia ma ciemnoblond rozpuszczone włosy, loczki opadają na czoło. A pod nimi ciemnobrązowe, niezbyt ładnie wykrojone oczy. Nieco dziecięca buzia jest sympatyczna, lecz pospolita: rumiane pucołowate policzki, zadarty nosek. Ale właśnie taka zwyczajna podoba się mężowi; takiej kobiety pragnie.
W 1635 roku Rembrandt ponownie przebiera żonę za boginię urodzaju. Saskia wyraźnie przytyła. Jej biust ponętnie wyłania się ze staniczka. Policzki ma silnie zaróżowione, loki rozjaśnione, złociste. Tłumaczy to jej stan: pod koniec 1635 roku urodzi syna. Pierworodny van Rijnów na chrzcie dostaje imię Rumbertus. Przeżyje zaledwie dwa miesiące. Ale na razie Saskia cieszy się przyszłym macierzyństwem. Przybrała władczą pozę, wyraz twarzy zdradza większą niż poprzednio pewność siebie. To już nie młodzieńcza Flora, ale dojrzała Demeter.
Trzeci raz Flora wyłania się z gładkiego, ciemnego tła w 1641 roku, cała w brązach i złocistościach. Nosi skromną, ciemną suknię, spod której widać cienką, marszczoną koszulę. Zamiast wianka z żywych kwiatów ma na głowie złotą, delikatną tiarę. Żadnego przepychu, żadnych akcesoriów bogini wiosny. Dekolt zdobi sznur pereł z medalionem i naszyjnik z korali. Lewa ręka Saskii spoczywa na piersi; w prawej dłoni trzyma kwiat – nagietek, jakby chciała go komuś podarować.
Radykalna zmiana nastąpiła też w wyrazie twarzy. Koniec z nieśmiałością. Flora patrzy nam prosto w oczy. W jej ciemnych źrenicach nie widać jednak ani dumy, ani radości. Saskia ma już za sobą ciężkie przejścia – śmierć trójki dzieci. Po synu wydała na świat dwie córki, w 1638 i 1640 roku. Obydwie zmarły wkrótce po narodzinach.
W roku, kiedy powstał ostatni wizerunek Saskii-Flory, wczesną jesienią urodziło się czwarte dziecko van Rijnów – Tytus. Imię dostał po siostrze Saskii. I szczęśliwie żył... Zaniemogła za to Saskia. Prawdopodobnie na gruźlicę. Pomimo starań lekarzy i czułej opieki ze strony męża, słabła z dnia na dzień. 5 czerwca 1642 roku sporządziła testament, w myśl którego 40 tysięcy guldenów pozostawało do dyspozycji Tytusa i Rembrandta – lecz tylko, o ile ten ostatni nie ożeni się ponownie. Dziesięć dni później Saskia umiera w wieku zaledwie trzydziestu lat.
Testament Saskii ogromnie komplikuje Rembrandtowi życie. Artysta nie ma jeszcze 40 lat, a maleńki Tytus potrzebuje kobiecej opieki. Tymczasem wdowiec nie może myśleć o ponownym ślubie. Nie wolno mu też żyć w wolnym związku, gdyż kalwińskie prawo karze konkubinat więzieniem. Odtąd na malarza zaczynają spadać kolejne nieszczęścia. Wraz ze śmiercią jego Flory zgasła szczęśliwa gwiazda Rembrandta.
Monika Małkowskafot: wikipedia, shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.