Zanurzone w pąsy, otulone wonią fiołków, tanecznym krokiem rozpoczynanym prawą nogą, zapewniały sobie powodzenie w... miłości. Nauczmy się czegoś od naszych prababek i pozwólmy odżyć dawnym zwyczajom!
Zmienili się ludzie, zmieniła się rzeczywistość, zmienił się cały świat... ale jedno wciąż pozostaje takie samo. Pragnienie odnalezienia kogoś na życie, drugiej połówki, towarzysza na dobre i na złe.
By spełnić to marzenie, możemy prosić o łaskę opatrzność albo zakląć rzeczywistość. Jak? Trzeba odkopać nieco zapomniane, ale niezwykle skuteczne magiczne zwyczaje, które sprawią, że każda potwora znajdzie swego amatora. Albo po prostu zapewni sobie małżeńskie szczęście.
Panie domu wydające bal w karnawale miały duży ból głowy, żeby wszystko dobrze zorganizować i dopiąć na ostatni guzik. Damy patronujące tego rodzaju imprezom martwiły się, czy zdołają uzbierać pieniądze na cele filantropijne.
Szczególnie niespokojne były też matki córek debiutujących w towarzystwie. I młode mężatki, dla których powodzenie karnawałowego wieczoru oznaczało uznanie w oczach środowiska i rodziny męża.
Z tego też powodu, oprócz gorącej kolacji i zimnego bufetu, pokojów dla dojrzałych dam towarzyszących córkom czy gabinetów dla palaczy albo miłośników kart, zaczarowywano szczęście na kilka sposobów.
Co zapewnia szczęście:
W razie pecha zaś...
Jeśli w tańcu od toalety oderwałaby się falbanka, rozpruł haft czy odpadła ozdoba, trzeba było koniecznie ją przyszyć, a nie przypinać szpilką czy agrafką. Panna, która by o tym nie pamiętała, naraziłaby się na uszczypliwe uwagi bądź obmowę. A tego młode osoby obawiały się najbardziej. Przezorne panie domu zatrudniały więc na balową noc przynajmniej dwie szwaczki, które oczekiwały w garderobie i w razie potrzeby szybko naprawiały uszkodzone suknie.
Bogna Wernichowska
fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.