Zdrada niejedno ma imię

Żałowałam utraconego życia. Zdałam sobie sprawę, że przez te wszystkie lata odpychałam Antka. Nie chciałam się z nim kochać, nie chciałam żadnej z nim bliskości. I tak długo to wytrzymywał!

Od lat chodzę do tej samej kosmetyczki, pani Ani. Wpadam do niej nie tylko pielęgnować urodę, ale również się wygadać. Jak do terapeuty. Jednak któregoś dnia to ona opowiedziała mi swoją historię.

Miała 17 lat, kiedy wyszła za mąż. Bardzo chciała już mieć swoją rodzinę. To pragnienie obudził w niej narzeczony, Antek. Był 10 lat do niej starszy, niezwykle opiekuńczy i rodzinny.

Niemal dokładnie rok po ślubie Anna urodziła wymarzonego syna. – Oszalałam na punkcie Jasia – wspomina. – Nie mogłam się nacieszyć moją kruszynką, moim małym aniołkiem. Spędzałam z nim całe dnie i noce. Początkowo przychodziłam do jego kołyski, by go nakarmić. Potem wracałam do Antka. Ale po jakimś czasie już nie wracałam. Jakoś przestał mi być potrzebny. No może niezupełnie. Przecież to on nas utrzymywał, płacił rachunki i załatwiał sprawy urzędowe. Ale zupełnie nie potrzebowałam już jego obecności, jego dotyku. Nie chciałam się do niego przytulać ani z nim kochać. Wystarczał mi mój syn.

Życie na dystans

Dziecko rosło, a Anna wciąż trzymała męża na dystans. Zupełnie oduczyła się bliskości z nim. Unikała go, jak tylko mogła. Zasypiała w pokoju syna. Albo czekała, aż mąż zaśnie i dopiero wtedy cichutko przemykała do sypialni i ostrożnie wchodziła pod kołdrę. Czasami zniecierpliwiony Antek przychodził, prosząc, by wróciła do łóżka. Do niego. Ale zawsze mu odmawiała.

– Nie chciałam jego namiętności, nie potrzebowałam pocałunków ani jego uwagi – opowiada. – A on tak bardzo pragnął bliskiego kontaktu ze mną, tak bardzo chciał wrócić do czasów sprzed urodzenia Jasia... Niestety, wtedy tego nie dostrzegałam, a może nie chciałam dostrzec...

Mój synek mi wystarczał. Byłam jak w jakimś śnie. Moje życie kręciło się wyłącznie wokół dziecka. Dziś – kiedy o tym myślę, wiem, że to nie było normalne. Ale wtedy się nad tym nie zastanawiałam. Po prostu bardzo długo, lata całe cieszyłam się macierzyństwem. Przyzwyczaiłam się, że mąż jest, i tyle. Ale bardzo oddaliliśmy się od siebie.

Trwało to i trwało, aż Jaś skończył 10 lat. Był uroczym i grzecznym chłopcem. Doskonale się uczył i stawał się coraz bardziej samodzielny. Anna miała wreszcie więcej czasu, by zająć się sobą i złapać oddech. Synek chodził na dodatkową plastykę, angielski, sporty, więc często nie było go w domu. Anna zostawała wtedy sam na sam z mężem.

Raz na zawsze

– Zaczęłam mu się przyglądać. Zawsze był przystojny. Zaniepokoiło mnie jednak to, że nagle Antek zaczął się stroić! Dotąd nigdy tego nie robił – wspomina. – Ciągle kupował sobie jakieś ciuchy, całe godziny spędzał w łazience...

Zaczęłam podejrzewać, że mąż mnie zdradza, ale byłam zbyt dumna, by go o to zapytać. Zresztą trudno mi było w to uwierzyć, bo nie znałam bardziej lojalnego człowieka od niego.

reklama


Któregoś dnia zadzwonił telefon. To była kobieta. Poprosiła o spotkanie. Anna zgodziła się... z ciekawości. Dziewczyna, może 23-letnia, powiedziała, że od kilku miesięcy spotyka się z jej mężem. Że się kochają i chcą być razem. Błagała Annę, by wreszcie dała Antkowi wolność. Bo on nie ma odwagi powiedzieć jej o ich miłości!

– Słuchałam tego jak sparaliżowana – relacjonuje Anna. – Więc jednak intuicja mnie nie myliła!

Przybiegłam do domu. Jak w amoku zapakowałam kilka rzeczy swoich i Jaśka. I raz na zawsze opuściłam nasze mieszkanie. Uciekliśmy do mojej mamy. Kilka dni wypłakiwałam się jej w rękaw. Mama od dawna namawiała mnie na kupno większego mieszkania, na kredyt. Uznałam, że wreszcie nadszedł dobry moment. Szansa na odzyskanie stabilizacji.

Mijały miesiące. Anna kupiła mieszkanie, na nowo organizowała sobie życie. Z synem. Tymczasem jej mąż szalał. Dzwonił do niej kilkanaście razy dziennie, przesyłał SMS-y i e-maile, w których błagał o wybaczenie, o rozmowę, wyznawał jej miłość. Anna była nieugięta. Milczała. Nawet kiedy Antek miał się spotkać z ich synem, prosiła mamę, by odprowadzała dziecko zamiast niej.

– Szybko przestałam płakać – mówi. – Starałam się nie dopuszczać do głosu emocji. Niestety w głębi serca tęskniłam za mężem. Żałowałam utraconego życia i trochę się za to winiłam. Zdałam sobie sprawę, że przez te wszystkie lata odpychałam Antka. Nie chciałam się z nim kochać, nie chciałam żadnej z nim bliskości. I tak długo to wytrzymywał, okazał się naprawdę cierpliwy. Na szczęście miałam wtedy masę zajęć: urządzałam mieszkanie, dużo pracowałam i jak zwykle zajmowałam się synem. Gdyby nie to, pewnie bym zwariowała. Tęsknota i wyrzuty sumienia by mnie zabiły.

Normalna rodzina

Któregoś dnia Antek odważył się i zapukał do drzwiami mojego mieszkania. Gdy go wtedy zobaczyłam, serce mi zadrżało. Wychudzony, szary na twarzy, wyglądał jak z krzyża zdjęty.

– Wpuściłam go – opowiada Ania. – Zalała mnie fala czułości. Zrozumiałam, że wciąż go kocham. Długo rozmawialiśmy. Mąż wspominał, jak bardzo czuł się samotny, odepchnięty. Przez to właśnie dał się ponieść emocjom, zdradził. Opowiadał o bólu, poczuciu winy, które nie daje mu odetchnąć. O rozpaczy, po moim odejściu, o żalu, że zawiódł.

Choć z natury uparta i dumna, Anna postanowiła jednak dać im obojgu jeszcze jedną szansę... Najpierw zaczęli się umawiać na randki – zupełnie jak za dawnych czasów. Antek odżył. Przyjeżdżał, robił niespodzianki, gotował i troszczył się o nią i syna.

– Nagle, niespodziewanie nasza namiętność narodziła się na nowo. Anna uśmiecha się promiennie. – Znów poczułam się jak 17-latka. Po kilku miesiącach poprosiłam męża, by się do nas wprowadził. Chciałam, żebyśmy znów byli normalną rodziną.

A może nie znowu... Bo przecież wcześniej ta rodzina nie była zbyt normalna. Przestałam zastępować mojego męża synem. Z czego Janek zapewne też się ucieszył. Przestałam go dręczyć nadopiekuńczością. Zresztą on mnie już tak nie potrzebował. Miał swoją szkolną sympatię.

Wiem, że to pewnie zabrzmi dziwnie, ale zdrada męża zbliżyła nas do siebie. Podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. I pozwoliła docenić to, co miałam. Szkoda tylko, że trwało to tak długo. Dzień, w którym zdecydowałam, że dam nam jeszcze jedną szansę, zmienił moje życie. Jestem szczęśliwa i chcę to wykrzyczeć całemu światu!


Sylwia Bartczak

ilustr. Edyta Banach-Rudzik
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 2/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl