Były też inne rzeczy wołające o pomstę do nieba. Otóż ojciec, Jego Wysokość Henryk IV zapraszał Ludwika do swego łoża i demonstrował mu siłę i sprawność swoich klejnotów. Pobudzał też siusiaka syna i gdy ten nie stawał na wysokości zadania, wyśmiewał się z jego niedoskonałości. Za tę „niedoskonałość" i sprzeciw wobec takich praktyk, chłopiec był później karany. Dzisiaj za takie zachowania czekałby na deprawatorów prokurator. Jednak wtedy, w krajach południowej Europy, zachęcanie dzieci do zabaw seksualnych było dość powszechne.
Mały Delfin początkowo opierał się temu – Héroard wychwycił nawet moment, kiedy Ludwik się poddał. Zauważył, że zaczął on czerpać przyjemności z kar i nawet sam zaczął je sobie zadawać. I tak następca tronu wszedł w rolę ofiary. Nierozładowana wściekłość na rodziców sprawiła także, że zaczął cierpieć na depresję. Pojawiły się też ataki epilepsji.
Ludwik bardzo wcześnie się ożenił. W wieku 14 lat był już po ślubie z Anną Austriaczką, Habsburżanką, choć skonsumować ten związek zdołał dopiero po dwóch latach. Żona nie była jego miłością. Zakochał się w ślicznym markizie, koniuszym Cinq-Mars (młodzian ten cztery razy dziennie zmieniał koszule, co w ówczesnej Francji było czymś niezwykłym). Istnieją podejrzenia, że markiza czyścioszka podsunął Ludwikowi kardynał de Richelieu, żeby łatwiej nim manipulować. Kardynała de Richelieu Ludwik XIII obdarował wielką władzą. Jak dziś się uważa, nie tylko z przyczyn politycznych, ale również dlatego, że potrzebował psychicznego wsparcia. Jednocześnie władza kardynała nieustannie go drażniła, bo ujawniała jego słabości.
Kiedy w roku 1610 został zasztyletowany ojciec, król Henryk IV, władzę nad Ludwikiem jako Delfinem przejęła matka-regentka i jej faworyt, Włoch Conci Concini. Już wtedy na dworze dostrzeżono „potężny pesymizm przyszłego króla, jego poczucie, że w życiu nie ma radości". Ludwik dość szybko rozprawił się ze swoimi „opiekunami". Concini za jego cichym przyzwoleniem został zastrzelony, a matka usunięta z dworu i osadzona na zamku w Blois.
Traumy dzieciństwa sprawiły, że król nie ufał nawet faworytom, głośno ich krytykując. „Kochałem go, bo i on mnie kochał; ale jednak czegoś mu brakowało", stwierdził po śmierci wpływowego faworyta Karola de Lyunesa, w 1621 roku.
Tylko człowiek o wielkiej inteligencji mógł utrzymać w ryzach chwiejną naturę „Ludwika Niepojętego", jak go zaczęto nazywać na dworze. Kimś takim był właśnie kardynał Richelieu, sterujący polityką Francji od 1624 roku. Oczywiście, król z jednej strony odczuwał ulgę za zdjęcie mu z ramion ciężaru rządzenia. Z drugiej, obawiał się kontroli ze strony kardynała, bo to przypominało mu złotą klatkę tak dobrze znaną z dzieciństwa. Obdarzał więc go kąśliwymi epitetami w rodzaju „król Richelieu", choć jednocześnie nie mógł się bez niego obyć.
Ludwik znalazł się w emocjonalnej pułapce: pisał „o radości i płomiennych uczuciach" na widok ozdrowiałego kardynała (po jego chorobie), a jednocześnie pozwalał na krytykowanie go. Co więcej, nie oponował, kiedy na dworze zawiązał się spisek i planowano zabicie Richelieu. Znalazł się nawet chętny, żeby to zrobić, a był nim... królewski faworyt Cinq-Mars. Ludwik XIII, „z natury nieśmiały", nie oponował. Ale zależność od „ojca wewnętrznego", jakim był Richelieu, zwyciężyła. I w efekcie to Cinq-Mars zapłacił głową.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.