Ktoś cię paskudnie skrzywdził? To wybacz... sobie! Od tego zależą twój spokój i szczęście w życiu. Łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić?
Uraza, niechęć do drugiego człowieka, pragnienie zemsty – takie uczucia najbardziej niszczą nas samych. Tymczasem można się ich pozbyć za pomocą gry SATORI*.
Przeczytałam o tym w książce „Radykalne wybaczanie" Colina Tippinga i postanowiłam zagrać! Umówiłam się na spotkanie z Ireneuszem Rudnickim** – założycielem Instytutu Radykalnego Wybaczania w Polsce, uczniem samego Colina Tippinga.
Rozłożona gra czeka już na mnie, w pełnej gotowości do oczyszczania mojej duszy. Są tylko dwa małe problemy... Nie do końca wierzę, że pionki, kostka i plansza są w stanie w krótkim czasie coś w niej uleczyć. Nie czuję też do nikogo urazy aż tak silnej, żebym potrzebowała pomocy gry.
– Większość ludzi mówi, że nie ma w sobie zadry. Ale wynika to tylko z tego, że nie zezwalamy sobie na negatywne uczucia, a one w nas są – tłumaczy Ireneusz Rudnicki. – Wybaczenie zaczyna się wtedy, kiedy otwieramy się na to, że zamiast krzywdzicielowi wybaczyć, powinniśmy mu podziękować. To jest paradoks. Ludzi początkowo ta teoria odrzuca. Jak to? Ktoś mnie zgwałcił, skrzywdził, okradł, a ja mam mu dziękować? Dlatego procesu wybaczania nie zaczynamy od zmiany podejścia do oprawcy. Najpierw odkrywamy w swojej duszy zadrę, akceptujemy ją, przyzwalamy sobie czuć to, co czujemy, i tak tworzymy przestrzeń, w której ma prawo pojawić się wybaczenie. Najpierw uszanujmy własną zadrę!.
Wszystko w życiu jest po coś
Nie bardzo rozumiem, jak mam poczuć wdzięczność za coś, co mi sprawia ból.
– Czy znasz angielskie przysłowie: „You spot it, you got it" (Dostrzegasz to, masz to)? – pyta Ireneusz Rudnicki. Zaraz, zaraz. Czy to oznacza, że jeśli komuś nie mogę wybaczyć kłamstwa, oszustwa, fałszu, to znaczy, że sama posiadam te cechy?
– To, co zauważysz, jest twoje – tłumaczy. – Nie jesteś w stanie dostrzec czegoś, czego nie masz i nie znasz z autopsji. To oczywiście nie oznacza, że jeśli nie lubimy złodzieja, to sami kradniemy. Jednak projektujemy na kogoś swoje cechy, których sobie nie uświadamiamy. Nienawidzisz złodziei, bo nigdy byś niczego nie ukradła. A może w dzieciństwie zostałaś ukarana za drobną kradzież? Może wyrzuciłaś poza nawias tę część swojej osobowości, bo rodzice nakrzyczeli na ciebie, zabierając ci poczucie bezpieczeństwa oraz przekonanie, że cię kochają.
Miałem taką historię podczas warsztatów. Kobieta, której dotyczyło takie podejrzenie, bardzo się oburzyła. Powiedziała, że nigdy niczego nie ukradła, a rodzice nigdy na nią nie krzyczeli. Jednak następnego dnia przypomniała sobie... Miała kilka lat i wyciągnęła mamie parę groszy z portmonetki. Rodzice faktycznie nie krzyczeli. Poprosili zaprzyjaźnionego policjanta, by nałożył jej kajdanki i postraszył, że zabiera ją do więzienia. I dziewczynka przeżyła traumę. Zapadło jej w podświadomość, że przywłaszczenie sobie cudzej rzeczy będzie dla niej końcem świata. Bo zabranie od rodziców jest dla dziecka końcem świata. Wycięła ze swojej jaźni tę nieuczciwą część i w dorosłym życiu projektowała tę cechę na innych. Dlatego właśnie najbardziej brzydziła się kradzieżą.
Po co uświadamiać sobie tę bolesną część osobowości, którą ukryliśmy tak dobrze, iż nawet nie wiemy, że ją w sobie mamy?
~czekajirena