Strona 1 z 2
Gdzie mieszka dobro? Dlaczego jedni z sercem na dłoni dzielą się z innymi tym, co dla nich najcenniejsze, a inni strzegą tego tylko dla siebie? Czy bycia dobrym można się nauczyć, czy trzeba się takim urodzić?!
Kasia od lat, co drugi dzień, biegnie po szkole do pobliskiego domu opieki. Tu razem z pensjonariuszami spędza długie godziny. Czyta im książki, otula pledami, gdy chłód daje im się we znaki, i chodzi na spacery w słoneczne dni. Kasia jest ulubienicą staruszków, ich oczkiem w głowie. – Ja im pomagam – owszem – ale oni dają mi znacznie więcej – zwierza się dziewczyna. – Dzielą się ze mną mądrością życiową, opowiadają cudne historie, rozpieszczają ciastkami i dziergają czapki na drutach. Ja daję im uwagę, swój czas i swoją siłę, a oni w zamian mnie doceniają, okazują sympatię i troskę. Wszystkich ich kocham jak własnych dziadków. Dla mnie dzień bez zajęć w domu opieki jest dniem zmarnowanym – dodaje z uśmiechem.
Czy Kasia – drobniutka studentka z Lublina – nie uderza w te same tony co sławny imperator rzymski, cesarz Tytus Flawiusz? To on pewnego wieczoru podczas wieczerzy uświadomił sobie, że tego dnia nie zrobił nic dobrego dla swoich poddanych, i zawołał do towarzyszy: „Przyjaciele, straciłem ten dzień!”…
Czy wielu z nas, na podobieństwo cesarza i Kasi, zastanawia się nad tą sferą swojego życia? Okazuje się, że tak! Że są wśród nas ludzie, którzy mają serca na dłoni, niosą pomoc i nie oczekują niczego w zamian. Mimo czasów, gdy hedoniści górą, a wszystko zdaje się krzyczeć: „Dbaj tylko o siebie! Ty jesteś najważniejszy!" A może właśnie dlatego chcą pomagać innym? Przecież na końcu każdego łańcucha dobroci jesteśmy my sami...
reklama
Dobrze to czuje i gdzieś tam w głębi umysłu wie też Anna Goworowska, która z potrzeby serca pomaga innym i wierzy, że dobro wraca do człowieka. Ania na co dzień pracuje w banku jako marketingowiec, ale urlop przeznacza na budowę szkoły dla dzieci w Ghanie. Dlaczego to robi? Bo wie, że te maluchy tego potrzebują? To też, lecz nie tylko…
Dawniej przypadkowi ludzie udzielili jej bezinteresownej pomocy. Swego czasu na wakacjach w Turcji złamała nogę. Kiedy tak przerażona leżała na skałach, odnalazło ją dobro. Przyszło wraz z tureckimi turystami, którzy opatrzyli ją, nosili na rękach, gdy było trzeba, odwiedzali w szpitalu i pomogli wrócić do Polski, do domu. Nie musieli tego robić! A jednak, ot tak po prostu, chcieli. Te zdarzenia skłoniły ją do głębokich refleksji. Pomyślała, że to, czym obdarzyli ją inni ludzie, winna w jakiś sposób oddać światu!
Całe tygodnie siedziała w domu z nogą w gipsie. Miała czas na rozmyślania i pisanie maili po różnych fundacjach. „Zaskoczyło” z fundacją Dzieci Afryki, która wystąpiła ze szlachetną akcją – budową szkoły dla afrykańskich dzieci w Ghanie. Ania postanowiła, że sama nazbiera pieniędzy, by maluchy mogły jak najszybciej zacząć się uczyć.
Dobro się opłacaTo tak, jakby pieniądze te zbierała dla siebie. Nie, nie po to, by coś sobie kupić, lecz po to, by gest, który robi wobec afrykańskich dzieci, był początkiem pięknej „gry” z gatunku „podaj dalej”.
Że co? Że to altruizm w czystej formie? Niezupełnie. Pod skorupką niesienia pomocy innym leży bowiem nie tylko umiłowanie działań na rzecz ludzkości, ale również… zdrowy egoizm. A tak! W takich pięknych zachowaniach kryje się potrzeba wzajemności. Wdrukowana w nasz umysł chęć pomagania innym gdzieś z tyłu głowy podpowiada: „Dziś pomożesz, jutro będą Tobie pomagać”. I mimo że może to tak zabrzmieć, nie ma w tym interesowności, a jedynie dążenie do harmonijnego życia razem z innymi.
Wszystkiemu winny mózg– Kiedyś pewnemu małżeństwu urodziły się bliźniaczki. Jak dwie krople wody – obie śliczne, obie bardzo kochane przez rodziców i wychowywane z wielką uwagą i starannością. Początkowo wydawały się niezwykle podobne, ale tylko do czasu, gdy poszły do szkoły. Jedna, Marta – dobra duszyczka. Pełna troski o rodziców i wszystkie napotkane kotki i pieski. Potrafiła ubogiej koleżance bez żalu oddać drugie śniadanie, by tamta choć raz dziennie zjadła jak należy.
Druga z bliźniaczek – Ewa… trudno było o kogoś bardziej samolubnego. Niczym z nikim się nigdy nie podzieliła, nawet ukochanej siostrze wolała wszystkiego poskąpić, niż sobie ująć. Jak to możliwe, że one były tak różne, kierowały się tak różnymi wartościami!? W końcu wzrastały w identycznym środowisku.
To rzeczywiście zdumiewające, ale bardzo możliwe. Niektórzy ludzie nie potrafią być dobrymi. Po prostu nie mają ku temu predyspozycji. W ich mózgach nie wykształcił się w wystarczającym stopniu ośrodek konieczny do odczuwania empatii i wyrzutów sumienia. Zresztą mózg każdego człowieka nieco się różni, a jego zdolności odnajdywania się między ludźmi, talent do szukania filantropijnych zachowań nigdy nie są takie same.
~MalinaZ