W dawnej Polsce śluby zimą chętnie brali królowie. Patronujące im znaki Koziorożca i Wodnika gwarantowały trwałe związki. Czy jednak zawsze szczęśliwe?
Księżniczka brzydka, ale płodna
Kazimierz IV Jagiellończyk był bardzo rozczarowany wyglądem swojej przyszłej żony Elżbiety Habsburżanki. Podobnie zresztą jak cały jego dwór i matka, Sonka Holszańska, niegdyś piękność, a i wówczas niezwykle atrakcyjna kobieta. Panna, która w ten zimowy dzień wysiadła z karety, była rzeczywiście szpetna: niskiego wzrostu, przygarbiona, o nieregularnych rysach twarzy. Na plus można było jej zapisać wyłącznie bujne blond włosy i gładką cerę.
Kiedy 9 lutego 1454 roku młody król witał narzeczoną, a wokół niego stali w pełnym przepychu panowie polscy, z zimowego nieba spadł ulewny deszcz, niszcząc bogate stroje i rozpraszając tłum mieszkańców Krakowa, którzy wyszli powitać przyszłą królową.
Następnego dnia Kazimierz Jagiellończyk i Elżbieta Habsburżanka długo czekali w katedrze wawelskiej na przystąpienie do ołtarza. Pomiędzy duchowieństwem wybuchł bowiem spór, kto ma związać stułą ręce państwa młodych – kardynał, biskup krakowski czy arcybiskup gnieźnieński. Wreszcie po kilku godzinach kłótni, przyzwolenie na udzielenie ślubu dostał legat apostolski, brat Jan Kapistran. Wówczas okazało się, że Włoch nie zna ani niemieckiego, ani polskiego – języków króla i arcyksiężniczki. Musiał go więc zastąpić kardynał Zbigniew, Polak, mówiący też po niemiecku…
Zmierzch już zapadał, gdy wreszcie ogłoszono Kazimierza Jagiellończyka i Elżbietę z rodu Habsburgów mężem i żoną.
Pomimo nienachalnej urody i nieznajomości języka polskiego, arcyksiężniczka ujęła swego małżonka dobrocią, staraniami wrośnięcia w polskie środowisko i... płodnością! Już po roku pojawił się na świecie następca tronu Władysław, a po nim jeszcze sześciu synów (czterech zostało królami, stąd przydomek Elżbiety – „Matka Królów”) i osiem córek. Trzynaścioro dzieci osiągnęło wiek dorosły, co w tamtych czasach było rzadkością. Elżbieta szybko nauczyła się polskiego i tylko w tym języku zwracała się do dzieci. Oboje z Kazimierzem żyli w zgodzie i szacunku przez długie lata.
Tajemny ślub o północy
Kiedy noc Bożego Narodzenia 1770 r. ustępowała porankowi św. Szczepana, przed ołtarzem w greckokatolickiej cerkiewce w Niestanicach stanęła młoda para. On był synem najbogatszej magnackiej rodziny w ówczesnej Polsce, ona – piękną 18-letnią córką średnio zamożnej szlachty. Szczęsny Potocki poślubił Gertrudę Komorowską w tajemnicy przed rodzicami.
Rodzina panny była tym małżeństwem uszczęśliwiona. Rodzice Szczęsnego z mezaliansem syna nigdy się jednak nie pogodzili. Wysłali go w długą podróż za granicę, a synową rozkazali schwytać swym kozakom i zamknąć w klasztorze. Miała w nim przebywać tak długo, aż zdecyduje się wystąpić do konsystorza z prośbą o unieważnienie małżeństwa.
Sprawa skończyła się tragicznie. Porwana i wrzucona na sanie młoda pani Potocka, ukryta pod stertą końskich derek, udusiła się. Przerażeni porywacze wrzucili jej zwłoki do przerębli w pobliskiej rzece. Parę tygodni później, gdy lody stopniały, ciało Gertrudy w zielonej jedwabnej sukni wypłynęło na powierzchnię. Rozpoznano ją po herbowym sygnecie i potrójnym naszyjniku z pereł, ślubnym prezencie od męża.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.