Było jak w bajce. Śnieżna zima, schronisko w górach, grupa beztrosko hałaśliwych przyjaciół, roztrząsających poranne szaleństwa na stoku. I ona, Natalia, trochę na doczepkę, namówiona na wyjazd w ostatniej chwili.
A przy sąsiednim stole nieznajomy, niezły narciarz zawsze z aparatem fotograficznym. Przystojny i tajemniczy, czyli właśnie taki, którego trudno zapomnieć. I skończyłoby się na miłym wspomnieniu, gdyby nie przypadkowe spotkanie Natalii i nieznajomego narciarza o imieniu Aleksander przy kominku, dobrze po północy.
Czy w trzy dni przed Bożym Narodzeniem można podjąć decyzję na całe życie? Tym dwojgu wydawało się, że tak. – Czekam na amerykańska wizę – powiedział Alek. – Ale za pół roku wrócę. Do ciebie – dodał.
Natalia nic nie powiedziała. Przytuliła się mocno, ale nie po to, by go choć symbolicznie zatrzymać, bo przecież wiedziała, jak ważna jest dla niego praca w nowojorskiej agencji fotograficznej. Po to, żeby go zapamiętać.
– Obiecaj mi następną Gwiazdkę tylko we dwoje – poprosił na koniec.
Obiecała. I zaraz zaczęła planować, gdzie spędzą święta.
reklama
Czas zaczął dla niej biec dwoma równoległymi torami. Ten zewnętrzny, zgodnie z kalendarzem: styczeń, luty, marzec, kwiecień… Jej prywatny, wewnętrzny, w rytm dzwonka telefonu. Aleksander dzwonił co tydzień, czasem częściej. Mówił, że tęskni, mówił, że ciężko pracuje.
Potem wyjechał z Nowego Jorku. Miał sesje na terenie całych Stanów. Wtedy ten drugi czas, wewnętrzny, czas Natalii i Alka, zaczął zwalniać. Dni się dłużyły bez wiadomości od niego. W końcu czas stanął w miejscu po ostatnim jego telefonie. – Nie wracam – powiedział Aleksander. – Może kiedyś mi wybaczysz.
Nic nie odpowiedziała. Trzymała tylko kurczowo słuchawkę, tak jak kiedyś mocno obejmowała jego. Potem żałowała, że nie nagrywała jego głosu. Bała się, że go kiedyś zapomni.
Przyszła zima i Boże Narodzenie. Jej znajomi znowu jechali w góry na narty. Do tego samego schroniska. Znowu sypał śnieg i było bajkowo. Ale nie dla niej. Została w mieście. Któregoś dnia, jadąc autobusem, zobaczyła Aleksandra idącego ulicą. Wysiadła na najbliższym przystanku i zaczęła go gonić. Ale gdzieś zniknął. Dałaby głowę, że to był on. Ten sam wzrost i ta czapka narciarska z czerwonym pomponem. Ale gdy doszła do domu, już nie była taka pewna. Przesiedziała do północy w przedpokoju, nawet nie zdejmując kurtki i kozaków. W lustrze wiszącym przed nią nie widziała siebie, tylko jakąś obcą kobietę.
Święta przespała. Rodzinie powiedziała wcześniej, że wyjeżdża. W pracy od dawna robiła swoje, nic więcej. Tylko jedna koleżanka wiedziała, o co chodzi. To ona poradziła jej, żeby w nowym roku poszła do wróżki.
– Mężczyzna, o którym pani myśli, nie zostawił pani dla innej kobiety – powiedziałam.
– Wybrał pracę, a raczej karierę – dopowiedziała Natalia. – I co to zmienia?
– W tej chwili nic – przyznałam.
– A kiedy? – uczepiła się tego śladu nadziei.
– Kiedyś pani odnajdzie tego mężczyznę – stwierdziłam pewnym głosem.
Spodziewałam się pytania „kiedy”, ale ona rzuciła gniewne: Nie zamierzam go szukać! Ale potem uspokoiła się i zapytała, czy cierpienie ma jakiś sens.
– Hindusi wierzą, że cierpienie nie tylko ma sens, ale także wartość pozytywną, bo będąc zasłużonym za dawne winy, powoduje likwidowanie karmicznego długu człowieka.
– Musiałabym nawywijać w poprzednim wcieleniu. Na szczęście nie jestem buddystką – powiedziała Natalia.
– Karty mówią, że nie pierwszy raz została pani skrzywdzona…
– Rozpadły się moje dwa poważne związki. Byłam pewna, że Aleksander tak ze mną nie postąpi. Ale to była intuicja, bo właściwie się nie znaliśmy…
– To pani podejmie decyzję o życiu z tym mężczyzną – powiedziałam.
– Nie zamierzam go szukać – powtórzyła swoje słowa, ale już bez złości.
Na następną Gwiazdkę Natalia dostała od rodziców album „Ptaki świata”. Mimo że zawsze kochała ptaki, nawet do niego nie zajrzała. Za to wydawnictwo zaciekawiło jej bratanka. Pożyczył album, a potem zaniósł do szkoły i tak stracił go z oczu. Natalia się tym nie przejęła.
Album jednak wrócił do niej po kilku miesiącach. Nie zdążyła go obejrzeć, bo była w trakcie pakowania rzeczy do przeprowadzki. Żyła teraz w myśl maksymy, iż „ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy”. Ale głosu Aleksandra, o co tak się obawiała, nie zapomniała. Ani jego silnych ramion, ani niedotrzymanej obietnicy.
Kiedy rozpakowała wszystkie paczki, stwierdziła, że „Ptaki świata” zniknęły. Po raz pierwszy pomyślała, że jest w tym coś dziwnego. I gdy w połowie następnego, trzeciego już po wyjeździe Aleksandra, grudnia zobaczyła ten album w antykwariacie, weszła i kupiła go. W domu od razu go przejrzała. Najpierw podziwiała ptaki, potem zwraciła uwagę na autorów zdjęć. Był wśród nich Aleksander.
Gdy minął pierwszy szok, zadzwoniła do wydawnictwa z prośbą o kontakt z nim. Oczywiście odmówili. Trochę czasu zajęło jej ustalenie, gdzie teraz przebywa. Okazało się, że od niedawna mieszka w jej mieście, a nawet przy tej samej ulicy! To wydawało się nieprawdopodobne!
„Dlaczego się do mnie nie odezwał!?” – myślała. Powodów mogło być mnóstwo. Choćby ten, że się… ożenił. Mimo to dwa dni przed Wigilią Natalia wzięła album pod pachę i pełna obaw postanowiła odwiedzić Alka. „Przyszłam po autograf”– w myślach układała sobie, co powie. Nikt jej nie otworzył. Na dole spotkała starszą panią. Od niej dowiedziała się wszystkiego.
Wróciła w Wigilię. Bez albumu. Z choinką, rybą w galarecie i makowcem. – Obiecałam ci Gwiazdkę we dwoje. No to jestem – powiedziała do Aleksandra, który na wózku inwalidzkim podjechał,
by otworzyć jej drzwi.
Anna Złotowskafot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.