Strona 1 z 2
Wciąż pragniemy tego, czego nie mamy. Może trzeba przeżyć coś tak dramatycznego jak ja, żeby docenić to, co jest tu i teraz – mówi Monika Kuszyńska, była solistka zespołu Varius Manx, która niedawno wróciła na scenę na wózku inwalidzkim.
W maju 2006 r. samochód, którym jechała Monika i inni członkowie grupy Varius Manx, uderzył w drzewo. Wracali z koncertu w Miliczu, gdzie wzięli udział w obchodach święta tego miasta. Za kierownicą siedział lider zespołu – Robert Janson i on został uznany za winnego wypadku. Monika miała wtedy 26 lat i ucierpiała najbardziej. Wybaczyła Robertowi spowodowanie wypadku, ale nie mogła pogodzić się z łatwością, z jaką zastąpił ją nową wokalistką. Dziś znowu śpiewa i mimo traumatycznych przeżyć zachwyca fanów nie tylko wspaniałym głosem, ale też optymizmem i radością życia.
„Był czas pełen złotych szans, był dzień, co nagle skreślił je, a ja muszę wierzyć, że to wszystko ma sens". Twoja nowa płyta „Ocalona" to dowód na to, że wszystko ma sens. Starasz się odpowiedzieć na pytania, które ludzie zadają ci od twojego powrotu – o poszukiwaniu sensu w tym, co ci się przydarzyło, o wiarę w Boga...
Monika Kuszyńska: To jest też moja rozmowa z samą sobą. Na większość tych pytań nie ma odpowiedzi. Warto czasami przyjąć pewne rzeczy do wiadomości i iść do przodu. Po prostu, nie ma sensu się zatrzymywać, żeby szukać odpowiedzi, które nie istnieją. Lepiej czerpać z życia to, co dobre.
Często odwołujesz się do Boga. Uważasz, że jest jakiś boski plan dla naszego życia?
Piosenki „Nowa rodzę się" i „Słabość jest siłą" powstały, kiedy bardzo szukałam duchowych rozwiązań. Dlatego odwołuję się w nich do wiary, do Boga. Nazywam to etapem prób kontaktu ze Stwórcą. Wtedy najbardziej szukałam sensu w tym, co się stało. Potem w moim życiu pojawiło się znacznie więcej wątpliwości. Z jednej strony serce każe mi wierzyć w boski plan, w układankę niepozbawioną sensu, prowadzącą do jakiegoś celu. Z drugiej rozum wciąż podaje to w wątpliwość i podpowiada, że to tylko przypadek.
reklama
Często ludzie pytają o moją wiarę. Wciąż mam wątpliwości i pytania. Ale też wciąż odkrywam coś, co mnie fascynuje i udowadnia mi, że Bóg istnieje. Zazdroszczę tym, którzy są pewni i spokojni, że wszystkich ludzi czeka życie wieczne w szczęśliwości. Ja nie jestem tego taka pewna.
W piosence „Zostań chwilo" wielokrotnie powtarzasz „Dobrze mi". Jesteś teraz szczęśliwa?Myślę, że tak... Szczęście to umiejętność cieszenia się z tego, co mamy. Zrozumiałam to. Już umiem widzieć wokół siebie drobne, ale piękne rzeczy. Jeśli potrafimy się na nich skupić i cieszyć się nimi, to naprawdę nie potrzeba nam niczego więcej. Jesteśmy ciągle oddaleni w marzeniach, wciąż pragniemy tego, czego nie mamy. Może czasami trzeba przeżyć coś tak dramatycznego jak ja, żeby docenić to, co jest tu i teraz. Jeśli to była cena tego, że udało mi się przejrzeć na oczy, to było warto ja zapłacić.
„Ich głos do świata mnie wiódł, gdy ból przeciął serce na pół. Ich wzrok ochrania mój sen. Na znak, że jestem potrzebna". O kim tu mówisz?O aniołach. Ludzie mówią, że otaczają nas anioły. Dla mnie anioły to... ludzie. W moim życiu pojawili się, kiedy ich najbardziej potrzebowałam. Zawsze szukam dowodów na wszystko, ale tu nie mogę zaprzeczyć magii. Beatka Bednarz, która mobilizowała mnie, żeby znów zacząć śpiewać, Piotrek Kominek – kompozytor, pianista, mój rehabilitant cudowny, przyjaciel Wojtek z żoną Kasią, mój mąż – Kuba, moja siostra – Marta... To są te wspaniałe anioły, które utrzymały mnie przy życiu. A dziś są moimi buforami bezpieczeństwa. Dają mi szczęście i to niezbędne poczucie, że jestem potrzebna..
O czym śnisz?Kocham spać, kocham śnić. Miewam bardzo barwne sny, właściwie każdej nocy. Prowadzę w nich alternatywne życie. Teraz trochę się to zmienia, bo zaczęłam intensywnie żyć „w realu". Ale kiedy był ten szczególnie trudny dla mnie czas, moje sny były czymś zbawiennym. Dzień był podobny do dnia, egzystencja monotonna i przytłaczająca. Uwielbiałam wtedy śnić. Mogłam robić to, co chcę. Przede wszystkim chodzić!!! W snach nawet biegam! Za każdym razem czuję to tak bardzo namacalnie. To niesamowite. Tak, jakby wszystko, czego nie mogę mieć tutaj, było mi dane tam.
Twoi fani nie mieli wątpliwości, że powrócisz.Najpierw nic nie miało znaczenia. Wypadek, jego konsekwencje to było dla mnie traumatyczne przeżycie. Wiedziałam, że muszę iść na rehabilitację, że muszę jakoś z tym żyć. Bardzo bałam się konfrontacji z publicznością i rzeczywistością. Na początku byłam pewna, że to się nie uda. Nie chciałam się pokazywać. A z drugiej strony w środku czułam, że to moja miłość. Nie miałam innego pomysłu na życie. Wiedziałam intuicyjnie, że to moja jedyna szansa na spełnienie.
Po przemianach duchowych, które zaszły w tobie po wypadku, czujesz, że lepiej śpiewasz?Mam lepszy głos. Przez lata rozwinęłam się, ale bardziej mentalnie. Każdy muzyk powie, że doskonalenie się polega na nieustannym ćwiczeniu na instrumencie. Głos to specyficzny instrument. Trzeba praktykować, ale ważniejsze są: dojrzałość duchowa, przekaz. Mój mąż, Kuba zauważył, że śpiewam dużo lepiej niż wcześniej, mimo że przez długi czas w ogóle tego nie robiłam. To było dla nas dość zaskakujące. Odważyłam się po tak długiej przerwie i mój głos zabrzmiał pełniej, inaczej, ciekawiej. I to jest moje szczęście w nieszczęściu. Mój życiowy „dorobek" pozwala mi inne emocje przełożyć na śpiewanie. Ale najlepsze jest to, że kiedyś bardziej czułam się wielką artystką. Tymczasem, im większą mamy świadomość, tym mniejsi się czujemy. Pokora... To jest mój dar. Mam coś do przekazania.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.