Zainspirowana wspomnieniami z dzieciństwa i opowieściami drogiego małżonka, który z dużym entuzjazmem wyżywał się na jeńcach i dezerterach, Elżbieta zaczęła eksperymentować z bólem. Oczywiście cudzym. Co prawda nie wbijała krnąbrnych poddanych na pal, jak to chętnie czynił jej drogi Ferenc, ale mogła np. wysmarować delikwentkę miodem i przywiązać na cały dzień do drzewa ku uciesze okolicznych owadów. A zimą – puścić gołą po śniegu i jeszcze polewać od czasu do czasu wodą.
Hrabina znalazła sobie także drugie hobby: czary. Tu z pomocą przyszli jej pokojowiec Johannes Ujvary, zwany Ficzko, wyjątkowo brzydki i podły karzeł oraz kilka okolicznych wiedźm, oficjalnie zatrudnionych jako nadworne znachorki. Wśród nich była chłopka, Dorota Szentes, znana również jako Dorka, która wyróżniała się niezwykłą siłą i sadyzmem. Zamek hrabiny Batory wypełnił się wonią magicznych mikstur, korytarzami niosły się echa zaklęć, a do list zakupów dopisywano duże ilości mandragory, trupich palców i wilczych jagód.
Ferenc był informowany na bieżąco o postępach żony, zarówno magicznych, jak i sadystycznych. Szczerze pochwalał obydwa. Podtykał Elżbiecie nowe sposoby na „dyscyplinowanie" sług, a ona rewanżowała się magicznymi przepisami na zwycięstwo: „Zatłucz czarnego ptaka białą trzciną. Pokrop jego krwią swojego wroga albo jego ubranie, a już nigdy nie wyrządzi ci krzywdy". I tak państwo Batory wymieniali się czułą korespondencją wypełnioną wieściami z frontu, z zamku i nowinkami w zakresie magii oraz tortur.
A może wszystko było inaczej...
Tyle mówią legendy i historie o okropnej wampirzycy. Wiele wskazuje jednak na to, że hrabina nie była aż tak „krwawa", jakby tego chcieli amatorzy horrorów. Po pierwsze, w krwi nie sposób się kąpać, bo zbyt szybko krzepnie. Po drugie, Elżbieta samodzielna, inteligentana (znała przecież trzy języki) zamożna i ustosunkowana miała niezwykle silnych i bezwzględnych wrogów – Habsburgów – którzy uznawali ją za najważniejszą przeszkodę na swojej drodze do zagarnięcia Siedmiogrodu. Po trzecie, Jerzy Thurzo od dawna ostrzył sobie zęby na majątek kuzynki. Na dodatek był jej winien sporo pieniędzy, których nie zamierzał oddawać.
Samotna starzejąca się wdowa, pozbawiona męskiej opieki, była łatwym celem. Szczególnie jeśli odbiegała od ideału pobożnej, potulnej matrony, zajmującej się fundowaniem kościołów
i rozdawaniem mienia ukochanym krewnym. Wystarczyło kilka umiejętnie rozpuszczonych plotek, a na wszystkich padł blady strach. Łatwo „ręczne" karanie służby – normalne w owych czasach – podkolorować tak, by stało się kąpielami w świeżej krwi...
Marzenie o wiecznej młodości to chwytliwy do dziś temat. Kiedyś kobieta niestarzejąca się z godnością była dziwadłem wbrew naturze. Zeznania od Ficzka i reszty wyciągnięto oczywiście podczas tortur, a gdy liczba ofiar nadal nie spełniła oczekiwań sądu – Thurzo wyciągnął z rękawa listę 611 nazwisk. Grafologa przy tym nie było. Dziwnym trafem to on, główny oskarzyciel, przejął dzięki Habsburgom większą część majątku hrabiny – zamiast jej dzieci.
Prawdopodobnie nigdy nie dowiemy się, czy hrabina Batory była pełnokrwistym, nienasyconym potworem. Sadystką ukaraną za zbrodnie własne i kilkaset „dopisanych". Czy może po prostu upartą, zgorzkniałą kobietą wrobioną w krwawą legendę, która sama padła ofiarą czyjejś podłości.
Weronika Kowalkowska
fot. wikipedia, shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.