– Jak ja go, głupia, kochałam! Taki fajny był, że moja najlepsza koleżanka, Marzenka… Ola zamilkła i zacięła się. – Teraz on mi nie mąż ani Marzena przyjaciółką.
Cholerę im w bok! Wrzesień miałyśmy pracowity jak nigdy. No, fakt, rozpoczęcie roku… Nauczycielki chcą być piękne, uczennice i uczniowie też obcinają włosy, ścinają wakacyjne farbowania i wygłupy. Nadto były cztery śluby, a to zawsze oznacza pracę i... zarobek!
Ola też nie próżnowała, robiąc łapki i stopy pannom młodym, druhnom, mamom i teściowym. Oj, było gorąco! Mietka uważa, że to jakiś dobry duch nad nami czuwał, bo zanim Ola nastała, bywało doprawdy nielekko. Ale ruszyło się i nadal mamy ruch!
Ola zdobywa sobie serca głównie starszych pań, które nawet mężów przyprowadziły na… pedicure!
– Ola – podpytywała Mietka – co ty im tam robisz za parawanem, że takie achy i ochy na ciebie spływają?!
– Oj, tam! – rumieni się nasze dziewczę i szoruje miskę do obróbki stóp. – Najpierw to ja pielęgniarką byłam, dopiero od niedawna manikiurzystką, wiem, na co cierpią ludzkie stopy, bo i babci, i dziadkowi wycinam te tam…
reklama
Jest poniedziałkowe południe. Dzisiaj cisza, bo w weekend był weselny ruch. Pada. Październik. Ślubów będzie coraz mniej… Miecia usiadła i zagaduje Olę:
– Gdzie poprzednio pracowałaś, opowiedz.
Ola zrobiła nam wszystkim herbaty i pokroiła szarlotkę.
– Mówiłam, że ja najpierw to byłam instrumentariuszką w szpitalu na Bielanach. W Warszawie! Najpierw sądziłam, że złapałam dobrą pracę, że złapię też może fajnego męża i wiecie! Że jak ja ze wsi się do stolicy wcisnęłam, to już raj! Lekko nie było, chirurgia. To się napatrzyłam. Pieniędzy mało, pracy po kokardę, z lekka mi się humor obsunął i takie wielkie szczęście to już nie było. Byłam bardzo rozczarowana i wiecznie zmęczona. Ale ostre dyżury to mnie postawiły w pion! Szef mnie nie lubił, zawsze ustawiał na nocki i na ostre. Okropność.
– A wypadki? – spytałam.
– Z wypadków to jeszcze, jak cię mogę, kupa krwi, wszystko na szybko… ale najgorsze to pobicia, te wszelkie tam porachunki domowe – zawsze wieczorem! Jak nam na stole skonała kobieta po tym, jak jej doktor zaszył dziewiątą ranę kłutą od noża, to ja pomyślałam sobie, że jestem z bajki wyjęta! Nikt mnie nigdy nie bił, mamusia i tatuś nas bardzo kochali… I kochają! – dodała, żeby zaznaczyć, że jeszcze żyją.
Ujmuje mnie to, że Ola zawsze jak mówi o rodzicach, to tak miękko – mamusia i tatuś. O dziadkach też jakoś czule. Słucham dalej, bo mnie ciekawi droga Oli do nas z Bielan.
– No i … – Ola łyka szarlotkę i kontynuuje – już jakoś doceniłam życie i nawet te małe pieniądze, i nawet mnie tam zaczęli szanować i nawet mąż mi się szykował. Poznałam takiego, po wypadku był. Już tatuś i mamusia dali na zapowiedzi, sukienkę miałam, a on obiecał, że u nas na weselu to zespół Boys zaśpiewa.
reklama
Ola posmutniała i patrzyła przed siebie w dal, na deszcz spływający po szybie. Mietka wyszła do toalety, ja cierpliwie siedziałam, czując, że Oli drgnęło serce i zaraz nam się tu popłacze… Ona odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się, mówiąc:
– Jak ja go, głupia, kochałam! On był z Ożarowa. Taki był fajny, że moja najlepsza koleżanka, Marzenka… Ola zamilkła i zacięła się.
Wróciła Mietka. Pokazałam jej, że ma być cicho.
– No! – Ola wyprostowała się. – Teraz on mi nie mąż, ani Marzena przyjaciółką. Cholerę im w bok! A do tego jeszcze redukcja etatów i jak mówiłam, zostawili tam starszą koleżankę. No to się załamałam. Bo ani pracy, ani męża, ani Marcinek mi na weselu nie zaśpiewa!
– Jaki Marcinek? – pyta Mieczissima przytomnie.
– Jesteś szalona… – zanuciła Ola. – Stare, ale cudne!
– Ja wolę Komarenkę – przyznała nieśmiała Mietka.
– A pani, pani Melu? – zapytała Ola.
– Ja? – nie zrozumiałam pytania. – Ja… zamężna jestem!
Obie się roześmiały.
– No i – Ola postanowiła dojść do końca opowieści – jestem tu, u was! Przekwalifikowana, ludzie mnie lubią, z domu mam bliziutko. No… mamusia miała rację. Ważne, żeby niedobre obrócić w dobre – nie, kobitki?
– No, ba! – powiedziałam, wstając, bo ktoś zapukał, ale nie wchodził. Otworzyłam drzwi. Już nie padało, a za drzwiami stał … pies.
Ale to już zupełnie inna historia!
Małgorzata Kalicińska
dla zalogowanych użytkowników serwisu.