Strona 2 z 2
Jest coś, czego nie ma
Przypadki opisane powyżej dotyczą przeniesienia do ciała świadomości innego człowieka. Co jednak powiemy, jeśli się okaże, że to dusze z zaświatów wpływają na zachowania żywych za pośrednictwem swoich dawnych narządów wewnętrznych? Ciekawą odpowiedź na to pytanie daje tak zwany Raport Scole. Przedstawia on zgromadzone podczas 500 seansów spirytystycznych dowody na istnienie świata niematerialnego. Nie ma tu miejsca na szczegółowy opis doświadczenia, ograniczę się więc do najważniejszych danych. Eksperymentatorami byli Robin i Sandra Foy oraz media Alan i Diana Bylett. Seanse odbywały się we wsi Scole, w hrabstwie Norfolk, w Anglii, a także w Hiszpanii i Stanach Zjednoczonych – z udziałem naukowców z NASA i Uniwersytetu Stanforda. Wśród nich był biolog Rupert Sheldrake.
Eksperyment rozpoczął się w 1993 roku i trwał 5 lat. Z „tamtej strony” badaczom pomagała grupa tysięcy duchów. Nawiązano z nimi kontakty głosowe za pomocą magnetofonu z mikrofonem, a następnie „receptora germanowego”, skonstruowanego według wskazówek duchów. Nigdy przedtem w historii badań paranormalnych nie zanotowano takiej rozmaitości zjawisk, tak owocnych i powtarzalnych. Kilkanaście razy obserwowano materializacje duchów. Ich świetliste zarysy wyglądały jak anielskie postacie. W pewnej chwili w obecności doktora Sheldrake’a pojawiła się nawet cielesna ręka, która świecąc i pływając po sali, kilkakrotnie, wyczuwalnie, dotknęła ramienia biologa.
reklama
Na oczach badaczy zmaterializowało się ponad 50 przedmiotów. Pojawił się brytyjski pens z 1940 roku, jednofrankowa moneta z 1928 roku, egzemplarz gazety „Daily Express” z 1945 roku, róża kwarcowa, srebrny naszyjnik, srebrna bransoleta i kościana łyżeczka. Ale to nie wszystko! Bo oto pewnej nocy fabrycznie zaplombowana kamera Polaroid nagle zaczęła lewitować wokół sali. Wyraźnie było słychać kliknięcia migawki i dźwięk przewijania filmu! A kiedy wywołano zdjęcia, okazało się, że jest na nich katedra św. Pawła w Londynie, okładka starego wydania gazety „Daily Mirror”, a także widok stołu z eksperymentatorami w ujęciu spod sufitu! Te wypadki dobitnie przekonują, że duchy istnieją. Ale czy mają jakiś wpływ na ludzi?
Pamięć z zaświatów Oto historia z przełomu XIX i XX wieku, opisywana jako „adopcja przez tabliczkę ouija”. W owym czasie szaleństwo seansów spirytystycznych opanowało całe Stany. W Saint Louis medium, pani Curran, odebrała przekaz w staroświeckiej angielszczyźnie. Duch przedstawił się jako Patience Worth, purytańska dziewczyna, zmarła przed 300 laty. Wyznała, że zawsze chciała mieć dziecko i pisać książki, ale nie osiągnęła żadnego z tych celów. Podczas dalszych seansów podyktowała pani Curran cztery powieści, które zostały wydane. Sprawa macierzyństwa była bardziej skomplikowana. Duch Patience nalegał, aby medium adoptowało dziewczynkę o rudych włosach i niebieskich oczach.
Curranowie ulegli i znaleźli młodą wdowę, mającą powić dziecko. Zgodziła się im je oddać, ale tylko w przypadku, gdy nie przeżyje porodu. Ku ich zdumieniu, nie tylko urodziła się dziewczynka, nie tylko rudowłosa i niebieskooka, ale w dodatku jej matka zmarła przy porodzie! Dziecko otrzymało nazwisko Patience Worth Wee Curran. Przybrana matka odeszła z tego świata w 1938 roku i odtąd tajemniczy duch nie odezwał się ani razu. Ale po pięciu latach dziewczynka zmarła na lekką niedomogę serca, która według opinii lekarzy zazwyczaj nie zagraża życiu.
Wygląda więc na to, że Patience przeprowadziła intrygę zza grobu, aby spełnić swoje dawne pragnienia. Najpierw stała się pisarką, a teraz miała ducha dziewczynki przy sobie! Powróćmy jednak do pytań, jakie w świetle tych faktów wiążą się z przeszczepami. Bo przecież odczuwanie obcych uczuć, odkrywanie we własnej głowie myśli pochodzących od innych ludzi, wspominanie rzeczy, których się nie przeżyło – to nic innego, jak znane od lat zjawisko nazywane opętaniem.
Badając je metodą fotografii kirlianowskiej, doktor Jose Luis Cabouli odkrył w polu elektrycznym swoich pacjentów obecność tajemniczych cząstek. Uznał, że są to pozostałości ciał astralnych ludzi zmarłych i mogą się zachowywać jak pasożyty energetyczne, atakujące żyjące osoby. Ponieważ zaś zachowują one wiedzę macierzystej duszy, to mogą narzucać obce myśli, uczucia i zachowania osobom, w których polu się usadowiły. Tu koło się zamyka: serce albo nerka może być właśnie swoistym przekaźnikiem pamięci zmarłego.
Ważnego wskazania dostarcza tutaj doświadczenie out of body. Według literatury teozoficznej, ciało astralne, opuszczając na pewien czas ciało fizyczne, pozostaje połączone z nim elastycznym, srebrzystym sznurem subtelnej materii. Po śmierci organizmu i odejściu duszy ten sznur stopniowo zanika. Ale inne zdanie na ten temat mają kahuni. Według nich ten srebrzysty przewód nie zanika nigdy!
Do tego na zawsze łączy dwa ciała, które raz się zetknęły. To przez niego od jednej duszy do drugiej są przesyłane subtelne przekazy: wspomnienia, uczucia i myśli. Skoro zaś te sygnały mogą biec w dwie strony, to znaczy, że docierają od żyjącego wciąż organu do jego macierzystej duszy. I cały czas wiążą ją z materialnym wymiarem! Duch zmarłego dawcy, zamiast zaznać spokoju, jest dręczony bólem i stanami psychicznymi biorcy, z którymi musi się zmagać w zaświatach. No cóż... Indianie z plemienia Chinchorro dobrze wiedzieli, co robią. Mumifikując zwłoki bliskich, a wcześniej pozbawiając je narządów wewnętrznych, po prostu zapewniali sobie i zmarłym święty spokój. Sobie na resztę życia, a zmarłym na wieki wieków. Amen.
Maciej Kuczyński
dla zalogowanych użytkowników serwisu.