Śmiech – tajna broń

Umiesz się śmiać, żartujesz z siebie? To dobrze, bo poczucie humoru daje silę, pomaga znaleźć przyjaciół, ułatwia karierę i zdobywanie pieniędzy.

UśmiechNie wiem, czy będę się umiał wypowiedzieć w waszym..., w naszym języku włoskim. Gdybym się pomylił, poprawcie mnie – od tych podszytych delikatnym humorem słów rozpoczął swój pontyfikat Jan Paweł II. Tłum zebrany na placu Św. Piotra wybuchnął śmiechem, ludzie bili brawo. Papież w mistrzowski sposób pokazał, jak potężna siła tkwi w poczuciu humoru.

Wypowiadając dwa proste zdania, natychmiast zyskał sympatię Włochów. A nie było to łatwe, gdyż mieszkańcy Italii – przyzwyczajeni od wieków, że zwierzchnikiem Kościoła zostaje ich rodak – mogli potraktować Polaka z nieufnością czy wręcz niechęcią. Nawet najbardziej wzniosłe kazanie nie przełamałoby lodów tak szybko, jak ten pogodny żart. Znalazło się w nim wszystko, co pomaga w nawiązaniu dobrego kontaktu z drugim człowiekiem: życzliwość, brak poczucia wyższości, przyznanie, że są sprawy, w których nawet papież nie jest nieomylny, i dowartościowująca każdego słuchacza prośba o pomoc.

„Jestem jednym z was” – zdawał się mówić Jan Paweł II, ale robił to tak, by ludzie sami doszli do tego wniosku. Tym różnił się od tysięcy przywódców, którzy codziennie składają podobne zapewnienia, a mimo to mało kto w nie wierzy. Jego słowa wspierał zawsze łagodny, niewystudiowany, lecz wypływający z głębi duszy uśmiech. Nie było miejsca na świecie, w którym żartem dobranym w taki sposób, by wszystkich rozbawić, a nikogo nie obrazić, nie zdobyłby sympatii tłumów.

reklama

– Słyszę, jak chłopcy, którzy sprzedają moje portrety, wołają: „Papież za dwa peso...” – przerwał homilię, wygłaszaną w Argentynie. Zebrani zamarli. Spodziewali się surowej reprymendy. Tymczasem Jan Paweł II dokończył: – Myślę, że warto znać swoją cenę. A jak zareagowałby polityk, biskup, prezes firmy, gdyby usłyszał, że jest wart dwa złote? Na wszelki wypadek lepiej tego nie sprawdzać.

Obracając zaskakującą sytuację w żart, papież błyskawicznie podbijał serca słuchaczy. A tego, kogo się lubi, słucha się chętniej i uważniej. Wiedzą o tym doskonale spece od reklamy. Uśmiechnięte twarze atakują nas z plakatów, telewizyjnych reklam, okładek kolorowych gazet. Niestety, nigdy też nie było tak wielkiego zapotrzebowania na leki antydepresyjne i uspokajające. Takie mamy czasy, że z każdej strony rozlegają się wezwania: „Uśmiechnij się!”, a adresaci tych apeli coraz częściej odpowiadają w duchu: „I z czego tu się śmiać?”.

Johnowi F. Kennedy’emu luz i poczucie humoru zapewniły zwycięstwo w wyborach prezydenckich w USA w 1961 roku.  Na uśmiechu można zarobić

Ciągły pośpiech, nerwy, napięcia w pracy i domu rzeczywiście nie nastrajają do żartów. Jednak od wielu spraw, które wpędzają nas w stresy, można się uwolnić właśnie dzięki pogodzie ducha i poczuciu humoru.

– Na kursie uczono nas obsługi kasy fiskalnej i uśmiechania się – wspomina Joanna Bronicka, prowadząca butik w jednej z warszawskich galerii handlowych. – Pierwsze uznawałam za potrzebne, drugie za bezsensowne. Wystarczyło jednak trochę popracować, by zrozumieć, że się myliłam. Uśmiech, nawet bez słów, ośmiela klienta, zachęca do zadawania pytań. Gdy już nawiążę z nim rozmowę, łatwiej przekonuję go do zakupów.

A przecież o to chodzi, bo im więcej sprzedam, tym więcej zarobię.
Jeszcze pół wieku temu autorytet mogła zapewnić jedynie pełna dostojeństwa powaga. Uśmiech był oznaką słabości, braku opanowania i dobrego wychowania. XVIII-wieczny angielski pisarz lord Chesterfield tak pouczał syna: „Śmiech to rzecz prymitywna i niestosowna, wywołująca nieprzyjemny hałas i okropne zniekształcenia twarzy. Nie jestem ponurakiem i lubię słuchać zabawnych historii, ale korzystam z rozumu, więc nikt nigdy nie słyszał, jak się śmieję. Częsty i głośny śmiech jest sposobem, w jaki głupi ludzie wyrażają głupią radość z głupich rzeczy. Dlatego nigdy nie śmiej się publicznie”.

Tych zaleceń przestrzegano przez wieki. I nagle pojawił się ktoś, kto walcząc o pozycję najpotężniejszego człowieka na świecie, zdecydował się użyć jako broni właśnie uśmiechu – John F. Kennedy. Jego rywalem był urzędujący wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Richard Nixon. Ich telewizyjny pojedynek oglądało 70 milionów Amerykanów.

Nixon – poważny i dostojny – górował wiedzą i doświadczeniem, a jednak przegrał. Kennedy zniszczył go bronią, jakiej dotąd nie używano w wyborach. Na ataki odpowiadał uśmiechem, na złośliwości żartem. I zwyciężył. Ten luz to była nowa, niestosowana dotąd broń. Wtedy użyto jej po raz pierwszy w walce o fotel prezydencki. Chociaż zdaniem historyków Kennedy był bardzo przeciętnym politykiem, dla większości Amerykanów wciąż pozostaje najbardziej lubianym prezydentem.

Sporób na naburmuszonego urzędnika

Wnioski z tego wydarzenia wziął sobie być może do serca bogaty arystokrata Valery Giscard d’Estaing, który pokazał się na plakatach wyborczych z miłym uśmiechem. Jego rywal François Mitterrand zachował tradycyjną powagę, zapewniając zwyczajnych ludzi, że „jest jednym z nich”. Ale oni za „swojego” uznali multimilionera, który sprawiał bardziej sympatyczne wrażenie. Mitterrand wyciągnął wnioski z tej lekcji i przed następnymi wyborami poddał się nawet bolesnemu zabiegowi spiłowania kłów, by pokazać rodakom promienny uśmiech. Opłaciło się – tym razem wygrał.

Podobne sytuacje znamy również z własnego podwórka. Po pamiętnej debacie Aleksander Kwaśniewski z uśmiechem zaproponował Lechowi Wałęsie uścisk dłoni. Zaskoczony prezydent warknął, że może mu podać nogę. Rezultat wszyscy znamy. To, czego nauczyli się politycy, ważne jest i w życiu codziennym.
– Urzędowe sprawy ja załatwiam – opowiada pani Stefania. – Mąż tylko nerwów narobi. A jak ja pójdę, to najpierw ich wszystkich zagadam, potem rozśmieszę, a potem to już mi sami wszystkie papiery wypiszą. Uśmiecha się, puszcza oczko i już nie sposób się zorientować, czy mówi prawdę, czy nadal żartuje. Pewne jest jedno – potrafi zakpić z samej z siebie.

Źródło: Wróżka nr 7/2008
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl