Strona 3 z 3
– Jak to znosi?! Jego świątobliwości nie będzie widać – zaczęli protestować watykańscy dostojnicy. – To może przynajmniej jakiś podest? – zaproponowali. – Żadnych podestów – uciął dyskusję wyraźnie poirytowany Jan Paweł II. – Nie było na niego żadnej siły – wspomina przełożony sedian. – Potem już wszyscy wiedzieli, że jeśli sobie coś postanowił, to koniec. Klamka zapadła – żartuje.
Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który zaczął wychodzić bezpośrednio do ludzi, witał się, błogosławił ich, żartował. Brał na ręce dzieciaki i bawił się z nimi. To jemu przyszedł do głowy pomysł, by podczas licznych pielgrzymek odwiedzać zwykłych ludzi w ich domach. Przełamywał wszystkie watykańskie tabu. Gdy po raz pierwszy gościł u siebie górali, w pewnym momencie do ojca świętego podszedł Staszek Trebunia i nałożył mu na głowę gazdowski kapelusz. Zebrani w Auli Pawła VI zamarli, ale papież się tylko uśmiechnął.
Nie trzeba było długo czekać, by podniósł się lament, że teraz zamiast tiary papież będzie nosił góralski kapelusz. A zaraz potem za Spiżową Bramą poszła fama, że Jan Paweł II zamierza zrezygnować z usług Gwardii Szwajcarskiej i chce ją zastąpić… kosynierami z Krakowa. Był to oczywiście żart, ale na gwardzistów padł blady strach. W pamięci mieli niedawne rozwiązanie dwóch innych kościelnych formacji. W 1970 roku papież Paweł VI zlikwidował Gwardię Szlachecką i Palotyńską. Tłumaczył to unowocześnieniem państwa kościelnego w duchu Soboru Watykańskiego II.
reklama
Watykański zamach stanu
Jan XXIII zwołał Sobór, bo był przekonany, że w Watykanie panuje przestarzała feudalna hierarchia. Niestety, przed jego zakończeniem zmarł. Kościelną pieriestrojkę dokończył więc Paweł VI. Zanim rozpuścił członków gwardii do domu, zlikwidował dziesiątki watykańskich urzędów i godności. To właśnie wtedy podziękowano kanclerzom Św. Kościoła Rzymskiego (czyli szefom watykańskiego rządu), członkom Świętego Oficjum (spadkobiercy inkwizycji), Tajemnym Szambelanom z Mieczem i Płaszczem (ceremonialny tytuł urzędników, którzy podczas oficjalnych audiencji występowali w niezwykle efektownych, hiszpańskich strojach z XVI w.), a także „tytularnym” dostawcom oliwy, pieczywa, szat, wina itd. Dla wiernych najbardziej widoczne były zmiany w liturgii.
Okazałe i epatujące przepychem dwu-, trzygodzinne spektakle po łacinie zastąpiły skromne nabożeństwa w językach ojczystych. Spuszczono nawet z tonu w kwestii ceremonialnych mszy papieskich. Wcześniej było to bowiem widowisko rozpisane na setki ról. Dostojnicy z Roty Rzymskiej (watykańskiego sądu apelacyjnego), asystowali na przykład papieżowi w drodze do ołtarza, podtrzymując końce szerokiego płaszcza, nieśli ciężki procesyjny krzyż, pełnili też funkcję turyferarzy odpowiedzialnych za kadzielnicę. Aby pomieścić wszystkich uczestników mszy papieskiej, budowano wielkie trybuny. Pod nimi zaś organizowano… bufety, w których można było zjeść i czegoś się napić. Takie nabożeństwa ciągnęły się bowiem po kilka godzin…
Tradycjonaliści wierzą, że rewolucja, którą wywołał w Kościele Jan XXIII, była niepotrzebna i szkodliwa. Nie mogą też wybaczyć kolejnym jego następcom, że wystawili papieski majestat na szwank. Ich zdaniem zachowanie Jana Pawła II było niegodne papieża. Przywiązany kurczowo do tradycji Benedykt XVI starał się to odkręcić. Znów wbił się w czerwone buty, na ramiona narzucił mucet, mszom przywrócił dawny rozmach i… przeszedł na emeryturę. Teraz Franciszek zrobi z tym porządek. Watykańska konserwa, której nie brak w Rzymskiej Kurii, obawia się, że w ferworze zmian papież z Argentyny może za bardzo pójść w tango.
Igor Lagenda
współpr. Leszek Lato
fot. fotochannels, Wikipedia, shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.