Język to narząd seksualny. Zwłaszcza język obcy we własnych ustach. Jedni trzymają go za zębami, inni nim chlapią. Sprawdziłam empirycznie.
Mam szczeniaka z azylu, maleńką i jedwabistą suczkę, którą nazwałam Lalką – w nadziei na zmiękczenie jej charakteru. Taka próba osłabienia nitrogliceryny zaklęciem. Bo ja wierzę w magię imion, a nieokiełznanej Lalce potrzeba szczypty delikatności; jej tajemne imię własne to „Politechnika”. Pogłaskana, nie daje się odpędzić, nachalnie lezie do człowieka z łapami, ssie mu ucho. Zabiera się też do głębokich, mokrych pocałunków – jakby chciała pańci ozorkiem zbadać migdałki! W ten sposób, w erze schyłkowego socjalizmu, całowali się chłopcy z Politechniki Warszawskiej.
Wiem, jak całowała się Politechnika (a fuj!) i pozostałe warszawskie uczelnie, bo z pomocą koleżanek z liceum przeprowadziłam przekrojowe badania. Zapaliłam je do idei zbadania, z kim – w teorii – najlepiej postradać dziewictwo. Zgodnie z regułami, zaprowadziłam dziennik obserwacji. Był to zbiór opisów randek moich koleżanek oraz dane i charakterystyki, przydatne dla dobra ogółu. Tak, powtarzam: dobra ogółu.
W wieku lat 16 chłopców nie bierze się zbyt serio – nasze życie towarzyskie toczyło się w kilkunastu lokalach; świat był mały, a rotacja spora… I nieocenioną dla młodej damy była wskazówka, że z Iksińskim lepiej nie zaczynać, bo całuje podle i nie wie, kiedy należy przestać. Moje analizy zostały docenione przez dziewiczą społeczność w całej dzielnicy. I zaczęło przybywać ofiarnych badaczek – z innych liceów.
reklama
Tak więc koleżanki, koleżanki koleżanek (i tak dalej) wykonały losową liczbę testów oraz ślepe próby na przedstawicielach różnych grup warszawskich studentów. Skupiały się, zgodnie z moimi wytycznymi, na ocenie ogólnej atrakcyjności i pobudliwości badanego, relacjach pomiędzy jego techniką a intuicją oraz sprawnością słuchu i reakcjami na „nie”, wypowiadanym w różnych intonacjach. Ze zgrozą odkryłam jednak, iż badania mają achillesową piętę! Wciąż były to dane subiektywne! – nie było grupy kontrolnej!
Na szczęście pomógł los. Olśniła nas przypadkiem Janka podczas opowieści, jak całował się Józio z lingwistyki stosowanej… Tak się zafiksowała w szczegółach, że aż zabrakło jej rąk do prezentacji – … i wtedy on prawą rękę położył mi tu, a lewą tam – w tym czasie tu, o, mnie pocałował, o tak, tu mi językiem po zębach – Janka zabełkotała, bo z cudzym językiem w ustach trudno gadać. – O taaaa, aftymasie lefąęką… – Czekaj – przerwała niezadowolona Berta. – Nic nie rozumiem. Przecież lewą rękę miał tu, a nie tam! – Ale sobie przełożył! – włączyła się Ewa. – Ale kiedy przełożył? – wszystkie ruszyłyśmy do dyskusji. – I jak?! Lewej ręki nie da się przełożyć stąd – tam. On musiał mieć trzecią rękę, inaczej by mu nie wyszło! – Żaden facet nie ma trzeciej ręki – zdenerwowała się Berta. – To się tylko tak wydaje, jak się dobierają!
Ewa zakpiła, tonem naszej nauczycielki biologii. – Niesprawdzona hipoteza! Dźgnięta w ambicję Berta stanęła przy Jance i oświadczyła Ewie: – Zaraz wszystkiego dowiodę. Pokaż na mnie, jak się całował!... Okazało się, że jesteśmy w stanie zobiektywizować informacje. Wystarczy tylko powtórzyć eksperyment we własnym gronie. No i badania znów przeszły na wyższy pułap! – można było zacząć opracowywać rankingi…
Odnalazłam w piwnicy swoje zmurszałe benedyktyńskie dzieło, i objawię jego wnioski, gdyż mają walor historyczny. Chociaż ich praktyczny sens zapewne zwietrzał… Nie wiadomo, jak całują się nasze nastoletnie dzieci... Na pewno też ocenę utrudnia fakt, że pojawiło się sporo nowych uczelni. A na rynek weszło aktywnie, nietykalne kiedyś, seminarium.
Wnioski ogólne: studenci nauk humanistycznych i kierunków artystycznych całowali się ciekawiej niż przedstawiciele branż politechnicznych oraz późniejsi oficerowie. Średnią krajową wyznaczali lekarze, ekonomiści i architekci wypadali na trójkę z plusem. Takim naciąganym. Lepiej było trafić do łóżka z filologiem (głównie klasycznym!) lub malarzem niż ekonomistą czy inżynierem, zwłaszcza lądowym.
Najlepiej na Uniwersytecie Warszawskim – oraz w samej Warszawie – całowali się chłopcy z socjologii. Niewiele gorzej, uwaga!, geolodzy i geografowie, którym chyba służyła nauka o Ziemi, ponieważ pięknie schodzili do parteru. Na drugim miejscu na UW kwitło dziennikarstwo. Jednak pod warunkiem, że popielniczkę odstawiło się daleko od łóżka.
W statystykach ogólnych dobrze wypadał Wydział Rolny SGGW oraz Wydział Geodezji i Kartografii PW, które ex aequo miały drugie miejsce w Warszawie… Z kolei na trzecim miejscu w stolicy był Wydział Melioracji z Politechniki Warszawskiej – pełen obiboków, którzy na wykładach z drenowania oraz budowy zapór wodnych unikali służby wojskowej.
Fatalnie całowali się koledzy z Wydziału Matematyki UW. Tak samo kiepsko jak budowniczy dróg kolejowych z WAT-u. I ciut-ciut lepiej niż Wydział Budownictwa, Mechaniki i Petrochemii PW. Peleton zaś zamykała samochodówka. Na tych kierunkach wyniki były tak straszne, że proponowałabym nadal omijać ich absolwentów szerokim łukiem.
Szkoda, że nie da się okazji wyczerpać do cna. Bo byłaby szansa, przy drobnej pomocy Facebooka, dokonać seksualnej lustracji: czas nie stoi w miejscu. Ówcześni młodzieńcy wyrośli na polityków, biznesmenów, szołmenów i innych publicznych półbożków. Informacja, jak się całowali, ubogaciłaby ich posągowe wizerunki o ludzkie rysy – jednak, niestety, zarazem ściągnęłaby na mnie zagrożenie procesowe. Najciekawszy aspekt trzeba więc przemilczeć. Bo trudno udowodnić komuś młodzieńczą partaninę. Nawet gdy kolega potem przespał pół życia, zamiast podwyższać kwalifikacje…
Iwona L. Konieczna
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.