W dzisiejszych czasach, jeśli mamy ochotę na słodki i gazowany napój, nie ma z tym problemu. Idziemy do sklepu i stajemy przed ścianą pełną kolorowej i w większości bardzo niezdrowej oranżady...
Kiedyś było inaczej. Napoje gazowane uzyskiwało się tylko przez fermentację i to zwykle alkoholową. Wiktoriańskie lemoniady były trunkami, których nie poleciłbym kierowcom. Ludzie w całej Europie, także w Polsce, wyrabiali różne niskoalkoholowe napoje, które miały wspaniałe orzeźwiające działanie w gorące dni: piwo, podpiwek, cydr, kwas chlebowy, a także fermentowane napoje aromatyzowane różnymi ziołami. Tak na przykład w Anglii pito burdock and dandelion beer – fermentowany napój z mniszka i łopianu, czy ginger beer – napój aromatyzowany imbirem.
Wcześniej, w średniowieczu, zioła były powszechnym dodatkiem do piwa. Nie używano do niego – tak jak teraz – fermentującego słodu i chmielu, ale różnych innych roślin, np. bluszczyku kurdybanku, woskownicy, krwawnika. Różnorodność trunku zniszczyły niemieckie prawa czystości piwa (tzw. Reinheitsgebot, wprowadzone na przełomie XV i XVI w.), które zakazały dodawania do niego żadnych innych ziół poza chmielem. Dlaczego? Bo chmiel ma działanie uspokajające.
Gdy karczmarze dosypywali ziół pobudzających, a nawet halucynogennych, prowadziło to do większej ilości burd i różnych zajść, a czasem groziło zdrowiu pijących. Szczególnie niebezpieczne było dodawanie przez karczmarzy lulka czarnego Hyoscyamus niger (i może też innych roślin z rodziny psiankowatych), a nawet muchomorów, które powodowały deliryczne stany agresji. Wylano jednak dziecko z kąpielą... Zniszczono całe bogactwo aromatów i smaków piwa średniowiecznej Europy. Najwięcej zachowało się w Wielkiej Brytanii, ale i tam dodawanie ziół do piwa prawie zanikło.
reklama
Wiosna to wspaniały okres na robienie fermentowanych napojów. Nie potrzebujemy jakiejś skomplikowanej aparatury. Wystarczą butelki po wodzie mineralnej. W ciągu kilku dni stworzymy w nich ciekawe trunki z cukru (można go też uzyskać, odparowując sok brzozowy czy klonowy), wody i ziół. Jakich? Jeśli podręczniki podają, że czegoś warto używać jako składnika zupy czy sosu, z pewnością sprawdzi się także w naszym napoju.
GAZOWANY NAPÓJ ZIOŁOWYJego smak będzie zależał głównie od rodzaju ziół, jakie wybierzemy, na przykład mniszek sprawi, że napój będzie gorzkawy, jakby z chmielem, z kolei kombinacja kwiatów bzu czarnego i soku z cytryny da nam lemoniadę.
Weź: • kilka garści wiosennych dzikich ziół (100-300 g) – mogą to być wierzchołki i liście pokrzyw, liście i umyte korzenie mniszka lekarskiego, bluszczyk kurdybanek, jasnota itp. •½ kg cukru, najlepiej mocno brązowego lub melasy, można też zastąpić cukier miodem • 1 łyżeczkę drożdży piekarskich • 1 cytrynęZioła zalej ok. 3 l wody i gotuj przez pół godziny. Bardziej aromatyczne (melisa, oregano, rozmaryn) dodaj na kilka minut przed zakończeniem gotowania. Odcedź, odrzucając rośliny. Rozpuść w wywarze cukier. Dopełnij przegotowaną wodą, tak aby było 5 l płynu. Odstaw, żeby temperatura spadła do 25-30°C, mieszaj do rozpuszczenia cukru. Dodaj drożdże i wyciśnij cytrynę. Wlej do pięciolitrowej butli. Można ją zakorkować kawałkiem gazy lub zakręcić, ale w tym drugim przypadku 1-2 razy dziennie trzeba upuszczać nadmiar gazu (inaczej butla może eksplodować). Fermentacja zwykle trwa 3 dni. Napój można przechowywać w chłodnym miejscu (lodówka, piwnica) przez 2 tygodnie, najlepiej go jednak wypić w ciągu 3-5 dni.
Łukasz Łuczaj
doktor hab. botaniki, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Prowadzi eksperymenty nad odżywianiem się dzikimi roślinami.
Autor książki „Dzikie rośliny jadalne Polski. Przewodnik survivalowy”.
Na antenie Kuchni TV+ prowadzi program „Dziki obiad Łukasza Łuczaja”,
www.luczaj.com
Fot.: shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.