Strona 1 z 3
Ślub może być jak bajka: karety, pałace... Ale to nie w nich kryje się magia – twierdzą Agnieszka i Jacek Taranowie, fotografowie szczęścia.
Daleko w lustrze odbija się panna młoda w zmysłowej, białej sukni. Najpewniej przed sekundą się zjawiła, chwyciła za ręce jakąś dziewczynkę. Na pierwszym planie „weselny” chłopiec w białej, eleganckiej koszuli spada na podłogę z kanapy. A raczej zsuwa się jak ze zjeżdżalni – złapany w kadrze moment. Albo ta panna młoda w samochodzie – uroczystość lada chwila się zacznie, a tu jeszcze tata karmi ją przez otwartą szybę jak małe dziecko... zupą. By wzmocnić siły ukochanej córki przed tym wielkim wydarzeniem.
Za zdjęcie z „weselnym” chłopcem Agnieszka i Jacek Taranowie zostali niedawno wyróżnieni w prestiżowym, międzynarodowym konkursie fotografii ślubnej.
Za to, że w powtarzalnym – wydawać by się mogło – spektaklu, jakim jest ślub, potrafią dostrzec niepowtarzalność. Niczego przy tym nie reżyserując. – Bo i po co? Najciekawsza zawsze jest prawda – wyjaśnia Jacek. – Trzeba tylko delikatnie podpatrywać. Spojrzenia, gesty, wzruszenia. – Ale fotograf nie powinien podpatrywać nowożeńców i ich gości bez emocji – dodaje Agnieszka. – Musi im oddać cząstkę siebie: talent, wrażliwość, uważność. Ale najpierw musi spróbować zaprzyjaźnić się z tymi, którym robi zdjęcia. Bo tylko wtedy zdarzają się cuda.
„Na waszych zdjęciach jesteśmy tacy szczęśliwi i zakochani. Chcemy być tacy przez całą wieczność!” – napisała niedawno jedna z fotografowanych przez nich par. „Dzięki wam i waszym zdjęciom ostatecznie uwierzyliśmy, że szczęściem człowieka jest drugi człowiek” – dziękowała inna.
reklama
Ceremonia od kulis Agnieszka i Jacek także w to wierzą. I to od dawna. Fotografami ślubnymi są od dekady. Pochodzą z Mielca. Poznali się w szkole średniej. A potem, jak wiele innych par, wzięli ślub. Jak go zapamiętali? Żałują, że... tak mało mają z niego zdjęć. Ze ślubu, z wesela, ale też z poprzedzających je przygotowań. Tych chwil nieco nerwowych, które dopiero oglądane po jakimś czasie wywołują śmiech. Na przykład gdy ona ostatni raz przymierza suknię i nagle trzaśnie szew. – Niestety, gdy się pobieraliśmy, nie było jeszcze zwyczaju upamiętniania kulis – wyjaśnia Jacek. – Wtedy w cenie były zdjęcia w studio, ustawione na tle tapety z palmą albo plażą. A takich nie chcieliśmy.
Fotograf na ślubie Agnieszki i Jacka był jednocześnie ich gościem weselnym. – Kiedy miał robić zdjęcia, bawił się, a kiedy miał się bawić, fotograłował – żartuje Jacek. Na szczęście sporo zapamiętali. Na przykład ten obrazek na kilka godzin przed ślubem, gdy Jacek na balkonie bloku kończył pucować ślubne buty i kątem oka dostrzegł przyszłą żonę, biegnącą do fryzjera. Pomachali sobie wtedy, jak gdyby nigdy nic. Albo ten moment w samochodzie, gdy już jechali do kościoła, a w radio, jakby specjalnie dla nich, ktoś puścił Golców: Ty i tylko ty jesteś mi przeznaczona... Spojrzeli na siebie, bo poczuli, że to naprawdę dobry znak na wspólną przyszłość. – Może wtedy zrozumieliśmy, jakie to ważne: „złapać”, zatrzymać chwilę? – zastanawia się Agnieszka.
Pasję fotografowania wyniosła jeszcze z domu. Przejęła ją po tacie, który przez pewien czas asystował w atelier znanego, nie tylko w Mielcu, fotografika Wiktora Jadernego. Pierwszy raz w roli fotografa ślubnego, na uroczystości dalekich krewnych, wystąpiła, gdy miała zaledwie 12 lat. Te zdjęcia zachowały się do dziś. – Kiedy je przeglądam, widzę przede wszystkim fantastyczne świadectwo uczuć – mówi Agnieszka. – Dowód na to, że miłość potrafi się oprzeć upływowi czasu.
Niezwykłe śluby zwykłych ludzi Na poważnie Agnieszka i Jacek zajęli się fotografią ślubną na studiach w Krakowie. Najpierw były wesela znajomych, potem znajomych znajomych. W wakacje ruszali w świat, najchętniej autostopem. Przejechali w ten sposób na przykład całą Turcję. – Tam po raz pierwszy uderzyło nas, że są miejsca na Ziemi, gdzie ludzie nie mogą okazywać sobie miłości – wspomina Jacek. Gdzie ukryta jest ona za murami domów, a na ulicach próżno szukać zakochanych, trzymających się za ręce. O małżeństwach decydują rodziny i klany. A same śluby to najczęściej utrzymane w ryzach tradycji i konwencji pełne przepychu ceremonie, podczas których panna młoda i pan młody w ogóle się nie widzą.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.