Strona 1 z 2
Zadzwonił z pytaniem, czy może przyjść w środę. Oczywiście, że może, to w końcu jego córka, a ona wciąż jeszcze jest żoną. Przyniósł wielkie pluszowe serce...
Eugenia uważała środę za dzień przeklęty. Tak było od czasów komunii. Wypadła właśnie w środę, jak na złość, bo inne dzieci miały ją w sobotę lub w niedzielę. Eugenia była mała, chuda i wszystkiego się bała. To zdarzenie śniło się jej przez całe życie. Ucieka w komunijnej sukience przez pole z burakami, za nią biegnie ojciec z kamieniem w ręku.
Gena nie pamięta już, z jakiego powodu tak za nią biegł. A za nimi biegnie matka. Ma na nogach klapki, które się zaczepiają o buraczane liście, więc nie może ich dogonić. Kiedy w końcu jest tuż-tuż za ojcem, on odwraca się i kamieniem uderza ją w głowę. Matka pada, czerwone liście buraków stają się jeszcze czerwieńsze od krwi.
Z nienawiści do pryszniców
Gena ma prawie czterdzieści lat. Jej każdy dzień wygląda tak samo. Rano gotuje owsiankę z jabłkiem. A mąż mówi: gotujesz ją coraz lepiej. Potem on wychodzi do pracy. O szesnastej jest obiad. Chyba że mąż jest zajęty tłumaczeniem, wtedy o dziewiętnastej. W środę mają seks, ostatnio na szczęście co dwa tygodnie. Mąż wychodzi do łazienki, gdzie w szafce jest viagra. Połyka tabletkę i wraca. W soboty zawsze wychodzą do teatru albo do opery, chyba że on znów tłumaczy. Gena sama w teatrze nigdy nie była, bo mężowi mogłoby być przykro.
Mąż jest tłumaczem symultanicznym. Pochodzi z dobrego mieszczańskiego domu. Nauczył się w dzieciństwie francuskiego od matki, a niemieckiego od ojca. Zna jeszcze kilka języków, ale nie tak dobrze, żeby w kabinie dla tłumaczy zachowywać się, jakby miał w mózgu perfekcyjny komputer. Nie zna i nie lubi angielskiego.
reklama
Gena nigdy nie powiedziała mężowi, że jej ojciec jest w więzieniu. Może zresztą już z niego wyszedł. Nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Wyszła za mąż wprost z akademika. Chciała zmienić nazwisko, tak żeby ojciec nigdy jej nie odnalazł. Nie chodzi też na grób matki. Ma do niej żal, że nie zostawiła męża, choć ją bił. Zaciągał pod prysznic, odkręcał wodę i bił. Mimo to była od niego uzależniona. A właściwie od seksu z nim, jak podejrzewa Gena. Ona nienawidzi seksu. I nienawidzi pryszniców.
Nie może pani mnie zdradzić Mąż był asystentem na polonistyce. Wypatrzył ją na zajęciach. Zaprosił na kawę raz i drugi. I zaraz po tym zapytał, czy mogłaby zostać jego żoną. Dodał, że ma duże mieszkanie w centrum miasta. I wielką działkę poza jego granicami. Jest od niej starszy o dziesięć lat. Gdyby wcześniej umarł, Gena mogłaby sprzedawać po tysiąc metrów rocznie i dalej żyć spokojnie. Przepisze działkę na Genę, jeśli uzna, że jego czas się kończy.
Gena zapytała, dlaczego ona. Odpowiedział, że niechętnie to wyjaśni, ale skoro pyta… W komputerze mignęła mu kiedyś twarz dziewczyny. Miała czarne włosy i białą sukienkę. Chciał odszukać tę fotografię, ale się nie udało. Kiedy po raz pierwszy przyszedł na ćwiczenia z jej grupą i zobaczył ją – choć nie była w białej sukience – od razu wiedział, że to ona. Dlatego się oświadcza. I pyta, jakie ma spełnić warunki, żeby została jego żoną. Czy ma w domu prysznic, spytała Gena. Oczywiście, że ma. Więc chciałaby, żeby go zlikwidował. Żeby została tylko wanna. To wszystko. A jakie ona ma spełnić warunki?
– Nie może pani mnie zdradzić. Jeśli pani to zrobi, nie rzucę pani, bo jestem człowiekiem odpowiedzialnym. Jak to powiedział Saint-Exupéry? Jeśli kogoś przywiążesz do siebie, nie masz prawa go zostawić. Nie rzucę więc pani, ale będziemy wtedy żyć nie jak małżeństwo, lecz jak sąsiedzi. I nie chcę mieć dzieci. One pachną zgniłym mlekiem, a ja tego nie znoszę. Nie ścierpiałbym też zabrudzonych pieluch.
Chciał również, żeby Gena nie pracowała i czekała z obiadem, aż wróci z pracy. Tak jak jego matka na ojca. I żeby do mieszkania nie przychodzili sąsiedzi ani żadne koleżanki. O mężczyznach chyba nie musi wspominać. Może zajść czasem jakiś krewny, ale on musi wiedzieć, jakie to pokrewieństwo. Tych warunków nigdy nie będą negocjowali. Czy Gena się zgadza?
Powiedziała, że tak, zgadza się. Kończyła studia i nie miała co z sobą zrobić – bez mieszkania, bez pracy. Więc zgadza się, ale uprzedza, że nie jest dziewicą. Zobaczyła na jego twarzy jakby wstręt. Szybko się opanował i nawet uśmiechnął. Wtedy postanowiła, że nie powie mu, że przez dziesięć lat była w domu dziecka. Po śmierci matki wszyscy krewni oświadczyli, że nie mają warunków materialnych, by ją wychowywać. Kandydat na męża dodał jeszcze, że jest wegetarianinem, bo nie może znieść cierpienia zwierząt. I że lubi życie ustabilizowane, jak w zegarku. Pomyślała, że niczego bardziej nie pragnie, jak dachu nad głową i stabilizacji.
– Czy możemy przejść na ty? – zapytał. – Tak. Eugenia, Gena. – Ryszard. Zdrobnień nie znoszę.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.