Strona 1 z 2
Pokazał jej granatową wstążkę na ręku. – Pamiętasz sukienkę, w której cię poznałem? Miała granatowe grochy. Postanowiłem, że zdejmę wstążkę z ręki, kiedy cię odnajdę.
Nad miastem zawisły ciężkie chmury. Ignacy szedł szybko po chodniku, mijając kałuże. Zobaczył dziewczynę w jasnej sukience w grochy i z parasolką z czerwonym szpicem. Szła boso, trzymając w ręku sandałki – z jednego odpadł obcas. Miała w twarzy coś tak świetlistego, że aż się zatrzymał.
Musi pani zostać moją żoną
– Czy mógłbym panią przenieść? – spytał.
– Jak Skrzetuski Helenę przez wodę – odpowiedziała.
– Musi pani zostać moją żoną. Skrzetuski też oświadczył się Helenie pierwszego dnia, no może drugiego, po jej poznaniu.
Przeskoczyła kałużę, lekko lądując na błocie po drugiej stronie.
– To może zostawi mi pani swój telefon?
– Owszem, chętnie – roześmiała się.
Szpicem parasolki wypisała na błocie rząd cyfr.
Zaczął je gorączkowo powtarzać ze strachu, że zapomni.
– Przepraszam, spieszę się – krzyknęła dziewczyna i wmieszała się w tłum.
Jeszcze tego samego dnia zadzwonił pod błotny numer. Nikt nie odbierał. To samo powtórzyło się przez następne dni. Zaczął nalepiać prośbę o kontakt na wszystkich wydziałach uniwersytetu, politechniki. Z pewnością była studentką. Tak ją sobie wymyślił. Przez długie miesiące świetlista dziewczyna znad błota śniła mu się każdej nocy. W końcu ją znalazł. Siedziała w bibliotece uniwersyteckiej nad książką. Bez wątpienia to była ona. Jasne włosy, tak jak wtedy, spływały jej na twarz.
reklama
– Więc jak – spytał – przyjmujesz moje oświadczyny?
– Ależ tak – powiedziała poważnie.
– Czekałem na ciebie tyle miesięcy. Dzwoniłem tysiące razy, ale nie odpowiadałaś.
– Zgubiłam swój telefon i zmieniłam numer – wyjaśniła.
– Wyjdźmy stąd. Nie masz pojęcia, jaki jestem szczęśliwy. Dawałem ci tyle imion, czekając, aż będę mógł zapytać o twoje.
– Rozalia – powiedziała. – Ale odkąd dowiedziałam się, że przed wojną panie z mieszczańskich domów nazywały swoje służące Róziami, niezależnie jakie nosiły imię, nie pozwalam się tak nazywać. Jestem Ruszka.
Ruszka studiowała prawo, mieszkała z rodzicami i siostrą bliźniaczką w bloku. Były identyczne, odróżnić potrafiła je tylko mama.
Teraz Ignacy. Pochodzi ze wsi. Ojciec dawno umarł, matka wychowała trójkę dzieci. Nie było im lekko. Musi pracować rano w supermarkecie. Studiuje wieczorami. Fizykę. Kocha fizykę. I ma już precyzyjny plan na życie. Najpierw studia, wyjazd za granicę na Erazmusa, później doktorat i stypendium w Stanach. Musi zrobić karierę, finansową też. I zrobi. Trzeba młodsze rodzeństwo doholować do studiów. Żeby nie musieli pracować tak jak on i mogli spokojnie się uczyć. Bracia są piekielnie zdolni.
Zaśmiała się: – Ale na razie sprzedajesz ludziom płytki łazienkowe. – Mam kontakt z ludźmi. Dużo się uczę o życiu, o ludziach, również w moim supermarkecie. Od każdego człowieka można się czegoś nauczyć i to później w życiu procentuje. Jestem bardzo uparty. Pokazał jej granatową wstążkę na ręku. – Pamiętasz sukienkę, w której cię poznałem? Miała granatowe grochy. Postanowiłem, że zdejmę wstążkę z ręki, kiedy cię odnajdę. Szukałbym do skutku. Taki jestem.
Wstała od stolika. Była wysoka. Wydała mu się szczuplejsza od świetlistej dziewczyny. Jak mogłem bez niej żyć tyle lat, pomyślał.
Za co Ruszkę to spotyka Na drugie spotkanie Ruszka przyszła przeziębiona. Jej siostrę bliźniaczkę zaczęło boleć oko. Wpuszczała jakieś kropelki, ale ból i swędzenie nie ustawały. Diagnoza postawiona przez okulistę była straszna. Czerniak. Należało usunąć gałkę oczną i poddać się standardowym zabiegom. Ruszka boi się, że ją także to czeka. Podobno bliźnięta chorują symetrycznie. Więc ona też może mieć czerniaka. Ale jest pewna nadzieja na uratowanie oka. W Niemczech robią operacje bez amputacji gałki. Kosztuje to 100 tysięcy złotych. Nikt w rodzinie nie ma takich pieniędzy. Jest wprawdzie rodzinna działka. A ściślej ogromny plac. Trzeba będzie go sprzedać. I to jest straszne. Bo na tej działce miał w przyszłości stanąć dom dla Ruszki. Diana, wiecznie zaziębiona, chorowita, miała zostać w bloku przy rodzicach. Nie są już młodzi i pewnie długo nie pożyją.
Za co Ruszkę to spotyka? Myślała, że nie będzie wisiał nad nią kredyt na mieszkanie, wieczny strach, że go nie spłaci. A teraz okazuje się, że wszystko to ją czeka. Także mieszkanie w bloku! Na działce mieszka koza. W szopie, którą zbudował jeszcze dziadek. Diana jeździ tam z psem, żeby ją nakarmić. To nie jest zwyczajna koza. Kiedy zobaczy Dianę, skacze jak wariatka, łasi się, chce, żeby ją drapać za uszami. Stara się odgonić psa, bo jest zazdrosna. Przytula się i meczy. Żeby sprzedać działkę, trzeba zrobić coś z tą kozą. Diana na to nie pozwoli. Kocha kozę.
– Można by ją odwieźć do mojej matki na wieś – zaoferował Ignacy. – Będzie tam miała dobrze do końca swego życia.
– Nie, nie trzeba – powiedziała szybko Ruszka. – Jadłeś kiedyś mięso kozie?
dla zalogowanych użytkowników serwisu.