Strona 2 z 3
Chausie są – choć można się zastanawiać, jak to możliwe – jeszcze bardziej asertywne, aktywne, przedsiębiorcze i ciekawskie od bengali czy savannah. To takie kocie odpowiedniki psich pracoholików, np. husky. Dla takiego kota trzeba znaleźć czas nie tylko na pogłaskanie go i wsypanie karmy do miski. Jemu należy zapewnić jakieś zajęcie i rozrywki. Większość tych zwierzaków jest bowiem megaaktywna i uwielbia używać swoich szarych komórek. Wysokie IQ zobowiązuje.
Nic dziwnego – „dzikie” życie kota byłoby wypełnione polowaniem i eksplorowaniem środowiska, a to wielkie wyzwanie dla inteligencji i sprawności. Domowy mruczek zazwyczaj nie ma na co polować, więc to my musimy zadbać o jakieś rozrywki, by nasz dzikusek nie zaznał nudy. I nie ma co liczyć na to, że z wiekiem stanie się leniuszkiem. Co to, to nie! Zawsze będzie pierwszy do psot i zaczepek. A jeśli postanowimy mu nie ulec i nie spełniać kocich zachcianek? Cóż, nasz pupilek sam sobie znajdzie jakieś zajęcie. Może pobawić się na przykład w dekoratora wnętrz – dodajmy: dość kontrowersyjnego dekoratora.
Gwarantowany rozrabiaka
Koty bengalskie są pierwszą oficjalnie zarejestrowaną rasą hybrydową i jedyną uznaną przez największą na świecie organizację felinologiczną – Fédération Internationale Féline. To przepustka na wystawy kotów rasowych, a dla nas większa gwarancja, że kupiony kociak będzie miał wygląd i charakter odpowiadające opisom rasy. Czyli będzie piękny i... nieznośny.
Chausie chętnie też szuka przygód w plenerze. I jeśli tylko uda mu się wyrwać na wolność, z powrotem nie będzie się spieszył. Ta ciekawość świata ma też dobrą stronę – można z tym kotem popróbować spacerów na smyczy. Lepiej go jednak z tej smyczy nie spuszczać – w razie gdyby zawładnął nim silny u tej rasy instynkt łowcy. Może on też zresztą dać się we znaki w domu: chausie zacznie polować na łydki domowników, a ich nerwowe reakcje będą tylko wodą na jego młyn.
reklama
Chausie potrafi się także obrazić, a wkupienie się na powrót w jego łaski bynajmniej nie jest łatwe. To zdecydowanie nie są kanapowce i pieszczochy, skłonne wybaczyć pani nadgodziny w pracy! Zwłaszcza że – jak wszystkie hybrydy – są „kotami jednego pana”. A to oznacza, że trudno znoszą rozłąkę z osobą, którą sobie wybrały i do której czują szczególną miętę.
Pyskol, jakich mało A lepiej takiego kotka nie wkurzać. Bo jak... syknie! Hybrydy, szczególnie savannah, znane są z wydawania przeróżnych odgłosów, zupełnie innych niż te, do których przyzwyczaiły nas domowe mruczki. Niektóre savannah syczą bardzo głośno – tak jak ich przodkowie serwale, które odstraszają w ten sposób potencjalnych napastników. Brzmi to niemal jak syk węża, a posługiwać się tą formą wyrazu potrafią nawet małe kocięta.
Na forach internetowych można znaleźć opisy trudnych początków z „dzikimi” kociakami. „Po otwarciu drzwiczek klatki osyczał nas tak przekonująco, że – lekko przerażeni – zostawiliśmy go w spokoju. Dopiero po jakimś czasie wyszedł z klatki i zaszył się pod łóżkiem” – wspominają Anna i Mike, którzy kupili kocię savannah. W każdym razie lepiej uprzedzić gości, że nie trzymamy w domu węża, bo „powitanie” savannaha może ich śmiertelnie przerazić. Chyba że przybysze przypadną mu do gustu, wtedy raczej... zaćwierka. Też jak serwal.
Warto tu nadmienić, że nigdy nie można być pewnym, kto zostanie uznany przez savannaha za intruza. Nawet regularnie odwiedzający nas członkowie rodziny mogą zostać zakwalifikowani przez bezczelnego kota jako „element niepożądany”, zwłaszcza gdy wkroczą na obszary, które uznaje on za szczególnie cenne.
Przekonała się o tym Marcia, która zaprosiła na obiad córkę z rodziną. Gdy córka udała się w miejsce, gdzie król chodzi piechotą, okazało się, że w łazience spała kotka Fran. Znienacka obudzona, zaczęła uważnie obserwować jej poczynania. Córka kobiety już wcześniej miała z nią niezbyt przyjemne doświadczenia, dlatego zaczęła się powoli podnosić, podciągając spodnie.
Zwolnione ruchy nie pomogły – Fran skoczyła jej na ramiona, wczepiając się we włosy. Krzyk zaalarmował Marcię, która przybiegła na pomoc. Jej oczom ukazała się przerażona córka, niekompletnie ubrana, ze zwierzakiem na głowie. Na szczęście kotka zareagowała na okrzyk „dość!”. Gdy tylko została w przybytku sama, ulokowała się na „tronie”, wyraźnie ukontentowana, że odzyskała swoje wodne królestwo.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.