Strona 1 z 2
Papież nie jest kinomanem ani fanem rapu. Popkultura to dla niego front, na którym anioły i demony walczą o rząd dusz. I tylko oficjalnie nie prowadzi już indeksu dzieł zakazanych.
W Watykanie spodobał się nowy Bond. Dziennik „L’Osservatore Romano” po premierze zachwycał się tym, że agenta Jej Królewskiej Mości już tak bardzo nie pociągają uciechy życia. Bond z wątpliwościami wydał się przedstawicielom Kościoła bardziej przekonujący niż zaprawiony wódką z martini uwodziciel. „Posępny i introwertyczny, 007 już nie tak niezwyciężony, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
Przez to staje się ludzki, skory do wzruszenia i łez, innymi słowy jest bardziej realistyczny” – wyrokuje gazeta, która premierę filmu i 50. urodziny Bonda uczciła, tak jakby to było 500-lecie Kaplicy Sykstyńskiej. W tym samym numerze ukazał się też artykuł o freskach Michała Anioła. Tyle że filmowi gazeta poświęciła więcej miejsca. I nie ma znaczenia, że Agent Jej Królewskiej Mości wciąż jest zabójcą, kompletnie wyzutym z chrześcijańskich cnót. Grunt, że do rąk nie bierze czarodziejskiej różdżki, tylko wciąż używa broni konwencjonalnej.
Indeks po liftingu
Oficjalnie indeks ksiąg zakazanych nie istnieje. 14 czerwca 1966 roku. Watykan zrezygnował z cenzurowania artystów i intelektualistów. Po 480 latach na „Index librorum prohibitorum” trafiło ponad 5 tys. twórców. W swoim czasie Kościół katolicki uznał za niebezpieczne dzieła Mikołaja Kopernika, Kartezjusza, Rousseau, a nawet Adama Mickiewicza („Prelekcje paryskie”). Aby na to zasłużyć, trzeba było głosić rzeczy sprzeczne z chrześcijańskim światopoglądem. Wystarczyło napisać coś, czego nie było w Biblii, np. że „jednak się kręci”.
reklama
46 lat temu katolicy odzyskali wolną wolę. Nie zabrania się im już czytać „diabelskich ksiąg”. Nie grozi klątwą ani potępieniem. Decyzję każdy podejmuje sam, we własnym sumieniu. Oficjalnie nie grozi za to bowiem żadna kara. Tyle że nieoficjalnie wszystko to można włożyć między bajki.
W dobie internetu totalitarny rząd dusz nie jest już możliwy. O wiele lepsze efekty daje miękka propaganda. Współczesny indeks ma więc formę… rubryki z recenzjami w „L’Oservattore Romano”. Watykański dziennik rządzi się zasadą „Kto nie jest z nami, jest przeciwko nam”. Wierni dowiadują się więc nie tylko, co warto, a czego lepiej nie czytać, nie oglądać i nie słuchać, ale także kto jest cacy, a kto będzie się smażył w piekle. To ostatnie grozi np. Ridleyowi Scottowi, którego film „Prometeusz” „nawołuje do buntu przeciw Bogu”, oraz Jamesowi Cameronowi, w „Avatarze” „propagującemu neopoganizm”. No i oczywiście Tomowi Hanksowi za role w ekranizacjach powieści Dana Browna „Kod Da Vinci” oraz „Anioły i demony”.
"Kod..." ze swoimi śmiałymi tezami na temat prywatnego życia Jezusa do tego stopnia nie spodobał się papieżowi, że Watykan wydał filmowcom zakaz wstępu na teren Stolicy Apostolskiej i scenografowie musieli przy użyciu technik szpiegowskich dokładnie obfotografować plac św. Piotra, aby potem zrekonstruować go w studio.
Kościół nie obstaje przy swoich wyrokach na wieki wieków. Tak było z Johnem Lennonem, który głosił, że Beatlesi są słynniejsi niż Jezus, a niedawno został „zrehabilitowany”. Dziś tak samo jest z Bondem. 50 lat temu pierwszy film o jego przygodach „L’Oservattore Romano” uznało za „gorszący”. Dziś gorszyciela nazywa „wzorem postępowania dla chrześcijan”.
Brudny Harry Z premierą „Skyfall” zbiegł się „dorosły” debiut J.K. Rowling, autorki książek o Harrym Potterze. Powieść „Trafny wybór” „L’Osservatore Romano” przyjęło dość chłodno. Doceniono, że pisarka podejmuje trudne tematy (uzależnienie od narkotyków, przemoc i seks nieletnich), ale to nie było to. „Książka wciąga, ale… czegoś jej brakuje”, marudził recenzent. Na więcej Rowling liczyć nie mogła. Przez ostatnie 15 lat ona i jej bohater byli traktowani przez Kościół jak diabelskie nasienie.
O. Gabriele Amorth, egzorcysta archidiecezji rzymskiej, zawyrokował, że „Harry Potter wyszedł spod ręki króla ciemności – diabła”. W efekcie kiedy w 2011 roku na ekrany wchodziła ostatnia część filmu, „L’Osservatore…” skwitowało to słowami: „Harry Potter się kończy? Uff, całe szczęście”. Po drodze kościelne media oskarżyły J.K. Rowling o szerzenie New Age i popularyzowanie okultyzmu, a także wypomniały jej fascynację brytyjską socjalistką walczącą w hiszpańskiej wojnie domowej („która na pewno brała udział w rozstrzeliwaniach hiszpańskich księży”). Na koniec zaś wymyśliły i wielokrotnie powtarzały plotkę, jakoby J.K. Rowling sześć razy poddawała się aborcji.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.