Z 22 tysięcy snów można się dowiedzieć zaskakujących rzeczy. Na przykład tego, że o seksie śni – uwierzycie?! – tylko 2 procent facetów.
Stoję przed domem, w ręku trzymam worek ze śmieciami. Zdziwiona (bo jeszcze przed chwilą oglądałam ostatni odcinek „Lekarzy”…), idę go wyrzucić. Ale na miejscu śmietnika stoi orientalny barek. „Co tu robi ta buda?”, pomyślałam i spojrzałam na worek. Ten nie był już workiem, lecz skórzaną torebką. Nagle z oddali usłyszałam wołanie „Mamo!”. „Co tu, do diabła, robi Krzyś?”. „Mamo!!”. „I czemu tak krzyczy?”.„ Mamooooooo!!” Otworzyłam oczy, środek nocy, a Junior darł się wniebogłosy.
– Miałem zły sen – opowiadał rozgorączkowany. – Bawiliśmy się z chłopakami z przedszkola. Nagle wszyscy znikli, a zza drzew wyskoczyły dwa Wężony (postać z kreskówki – przyp. red.) i zaczęły mnie gonić. I kiedy jeden z nich już mnie łapał, obudziłem się…
W środku nocy każdy jest Fellinim – twórcą ulotnych obrazów stworzonych dla jednego widza – dla nas samych. Jako główni bohaterowie nie kontrolujemy tego, co się dzieje „na planie”. Dlatego sny bywają dziwaczne albo przyziemne. Przypominają patchwork utkany z naszych fantazji i wspomnień we wzór, który wydaje się nie mieć sensu. Ale czy gdyby sny faktycznie były odpadami naszej świadomości, na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Cruz powstałaby najdziwniejsza biblioteka świata – Bank Snów?
reklama
Prawda o mgleJeśli opowiesz swój sen dr. Billowi Domhoffowi, szefowi kalifornijskiego Banku Snów, on powie ci, kim jesteś. Potrafi czytać z nich jak z otwartej książki i – co jest już sztuką o wiele trudniejszą – nie łga przy tym jak z nut. Jako klucza do snu używa… statystyki. I choć nie brzmi to szczególnie fascynująco, to on umie z kolumn liczb wyczytać cuda. Na przykład określić nie tylko twoje uczucia i charakter, ale też relacje, które tworzysz z ludźmi. Na jawie!
Jak to możliwe? Ano dzięki statystyce. Okazuje się, że osoby o konserwatywnej osobowości częściej niż inni śnią o pogoniach, spadaniu z wysokości, a w ich snach nie ma ani krztyny seksu. Mimo to Domhoff przyznaje, że jego badania są jak błądzenie we mgle. Nauka nie zna na razie sposobu, jak zobaczyć, o czym śni człowiek. Bank Snów korzysta więc z relacji wolontariuszy. A te zazwyczaj są bardzo wybiórcze. W najlepszym razie pamiętamy zaledwie kilka procent ze snu, zwykle ostatnie chwile. I właśnie takie strzępy gromadzi Bank Snów.
Są ich 22 tys., ale nie zajmują zbyt wiele miejsca. Największy na świecie zbiór snów z powodzeniem mieści się na pamięci USB, jednak nie wszystkie mają formę plików komputerowych. Te najcenniejsze starannie zapisano na papierze – 86 snów, które w 1897 roku przyśniły się studentowi fizjologii chicagowskiego MIT-u, oraz 900 snów psychologów z lat 1913-65. Większość jednak pracownicy Banku usłyszeli przez telefon od nauczycieli akademickich, kobiet w średnim wieku, nastolatków i emerytów, a także od swoich kolegów z pracy. Analizując je, naukowcy dokonali przełomowego odkrycia w kwestii charakteru i treści snów.
Erotyczne sny to bujda – Zapomnij o Freudzie, to brednie – mówi Bill Domhoff, który niedawno przyjrzał się snom w Banku pod kątem prawdziwości głównych tez psychoanalizy. Zawiodły wszystkie, a najbardziej ta, według której nasze sny mają związek z seksem. Domhoff i jego współpracownicy przejrzeli całe 22 tys. snów w poszukiwaniu wątków erotycznych. Okazało się, że śniły się zaledwie 2 proc. mężczyzn i 0,4 proc. kobiet.
Skoro więc nie o seksie, to o czym śnimy najczęściej? Aż 80 proc. snów opowiada o prozaicznych sprawach, a ich bohaterami są nie seksowne gwiazdy kina, lecz przyjaciele śniących (53,9 proc.) lub rodzice (23,9 proc.). Może więc i ludzie za dnia myślą o seksie co 7 sekund, ale w nocy nie zaprząta on tak bardzo ich umysłów. Chyba żeby za sen erotyczny uznać nagość w miejscu publicznym. Według Patricii Garfield, byłej prezes amerykańskiego Stowarzyszenia Badań Snów, to jeden z najpopularniejszych sennych koszmarów.
Sen jak życie Według Domhoffa najczęściej śnimy o… zagrożeniu. Pojawia się ono aż w 2/3 zbiorów i ma różne formy: przemocy fizycznej albo psychicznej, bycia ściganym, ataku zwierząt albo postaci z kreskówek. Zdaniem dr Antti Revonsuo z uniwersytetu w fińskim Turku dzieje się tak dlatego, że dla naszych przodków sny o niebezpieczeństwie były tym, czym dla pilotów komputerowe symulatory lotu – uczyły radzić sobie w trudnych sytuacjach i zwiększały szansę na przeżycie na jawie. Dowodem na to, że wyciągnięta ze snu nauka procentowała, jesteśmy my. Ale to tylko jedna z wielu koncepcji próbujących wytłumaczyć, dlaczego tak często śnimy o niebezpieczeństwie.
Według części badaczy sny to przypadkowe obrazy, które mózg tworzy na podobnej zasadzie, na jakiej „przepracowuje” wydarzenia z poprzedniego dnia. Inni sugerują, że sny są czymś w stylu filmu klasy B własnej roboty, a ich zadanie polega na podtrzymywaniu aktywności mózgu, gdy reszta ciała śpi. Jeszcze inni przekonują, że sny są rodzajem efektu ubocznego myślenia i dzięki temu pomagają nam zapamiętywać i rozwiązywać problemy, z którymi zmagamy się na jawie. Są wreszcie i tacy, którzy usiłują z nich odczytywać przyszłość. Zaakceptowanie tego ostatniego naukowcom przychodzi najtrudniej. Ostatecznie przyznają, że to możliwe. Ale tylko – zastrzegają – gdy dotyczy to wyłącznie przyszłości śniącego i w określonych sferach.
Często mówimy, że marzy nam się życie jak ze snu. Tymczasem jak wynika z danych Banku Snów około 75-80 proc. opowiada o naszym codziennym życiu. Szczegółowa analiza serii snów jednego człowieka wykazała, że jego matka i ojciec pojawili się w 23,9 proc. snów, przyjaciele w 53,9 proc., jazda samochodem w 24,5 proc., jedzenie w 13,7 proc. Wygląda więc na to, że kiedy wzdychamy do życia jak ze snu, tak naprawdę myślimy o naszym dniu powszednim.
I rzeczywiście w snach, które przyśniły się mi i Krzysiowi, pojawiły się śmieci i przedszkole. Co z nich udało mi się wyczytać? Że powinnam wyregulować swój zegar biologiczny (bo zasypianie przed telewizorem to jeden z objawów niedoboru melatoniny w organizmie), a mój syn na jakiś czas zrobić sobie wolne od kreskówek. Kiedy mu o tym wszystkim opowiedziałam, pięcioipółletni przemądrzalec poradził mi, abym poprosiła „tego Amerykanina” o sprawdzenie moich wniosków. – Przecież – powiedział – sama mówiłaś, że badanie snu to błądzenie we mgle…
Jolka Madziar
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.