Ledwo spadł pierwszy śnieg, zepsuł mi się samochód. On powędrował do mechanika, ja do metra. Przez kilka dni, używając dawno zapomnianych nóg i transportu publicznego, tłukłam się tam i z powrotem w gęsto zlepionym tłumie...
Na szczęście nikt mi miejsca nie ustępował, choć zdecydowanie zawyżałam średnią wieku w wagonie. Widać staruszki rzadko metrem podróżują, więc odsypiająca nocne imprezy młodzież nie zrywała się na mój widok z miejsc, pewnie wahając się, czy ma do czynienia z kłopotami z oświetleniem, czy ze szczególnie zszarganą życiem koleżanką. Zauważyłam bowiem, że poza paroma więcej wałeczkami tłuszczu i zmarszczkami, tak po wierzchu niewiele się różnię od gładziutkich, smukłych lasek. Na przykład noszę podobne rzeczy, tak samo się maluję i czeszę…
Po kilku takich podróżach odniosłam wrażenie, że częściowo jestem jak zamrożona w czasie i moje obawy, że wszyscy widzą, jak tyka mój biologiczny zegar, są nieuzasadnione. Ba, raz nawet jakbym się całkiem cofnęła w przeszłość…
Nie uwierzycie, ale któregoś wieczoru, wracając z pracy, zobaczyłam chłopaka, z którym kiedyś omal nie chodziłam. Wyglądał dokładnie tak jak wtedy, kiedy go zostawiłam na imprezie w zamglonym dymem z naturalnych konopi studenckim klubie przy krakowskim rynku. Wystawał ponad tłum, wysoki, lekko zgarbiony, w wielkich okularach w czarnej oprawie, z burzą blond włosów (wtedy modne było anielskie afro). Miał na twarzy tę pewność siebie dobrze zapowiadającego się artysty, który co prawda stracił z oczu muzę, ale dobrze wie, gdzie się ukryła, i właśnie zamierza podążyć jej tropem. Jak dojdzie do siebie…
reklama
Kolorowy, meksykański szalik wokół szyi i – o rany!!!! – stara skórzana, motocyklowa kurtka, powycierana na łokciach, a także niesamowicie obcisłe dżinsowe rurki – to wszystko było, tak jak kiedyś, ogromnie, seksownie namacalne, że nerwowo zaczęłam przepychać się do przodu, żeby mimo wszystko mu powiedzieć „Cześć”… I gdy już-już niemal go dopadłam, pociąg zatrzymał się, a on odwrócił do mnie twarz, na której była wypisana wyraźna obawa: „Czego ta przepychająca się przez tłum mamuśka ode mnie chce? Blokuję jej przejście czy co?”.
Zrobiło mi się głupio, bo co ja sobie właściwie wyobrażałam. Że kosmici porwali go parę dekad temu i podrzucili mi w prezencie świątecznym w wagonie metra, bo zauważyli, że zepsuł mi się samochód i należy mi się mała premia od losu? Przecież nieraz spotykam ludzi, których znałam, i nigdy, ale to nigdy nie wyglądają tak jak kiedyś. A nawet jeśli jakimś cudem to mimo wszystko był on i mnie zupełnie nie poznał, to po co się ujawniać i kompromitować… Zrobiłam więc głupią minę, chrząknęłam i przemknęłam pod kosmitą do przodu.
W domu czekały na mnie dwie niespodzianki: Teściowa, która rzuciła mi się na szyję z okrzykiem: „Teresko, tak się cieszę, że cię widzę! Świetnie wyglądasz… Chyba znów przytyłaś parę kilo!!”. Nie zdążyłam jej przypomnieć, że przesiedziała u nas całą ostatnią niedzielę, instruując mnie, czego nie powinnam gotować na święta, bo jednego nie cierpi ona, a drugiego – jej wątroba.
Mąż podał mi kluczyki do samochodu. – Będzie chodził jak nowy, wymienili… – oświadczył. – A przy okazji oddałem go też do myjni. Rzuciłam mu się na szyję, ale z pewną dozą melancholii, bo kto wie, kogo mogłabym spotkać następnym razem w wieczornym metrze. W święta podobno zdarzają się różne, niewytłumaczalne cuda…
Wieczorem zastanawiając się, kiedy i jak zrobić świąteczne zakupy, postanowiłam: po pierwsze – nie jęczeć od rana, że wyglądam beznadziejnie, a czuję się jeszcze gorzej; po drugie – nie jeść do świąt chleba i nutelli; po trzecie – nie zasypiać co wieczór przed telewizorem, tylko wybrać się czasem z mężem na kolację na miasto, a przede wszystkim nie śmiać się ironicznie, gdy to zaproponuje, i nie wygłaszać kąśliwych uwag w stylu: „Co ty sobie właściwie wyobrażasz??? Przykro mi, ale JA nie mam na to czasu.
Może w innym życiu…”; po czwarte – nie powtarzać sobie za każdym razem, kiedy mnie wkurzy teściowa, że nienawidzę męża; po piąte – nie przejmować się tym cholernym, kolejnym nowym rokiem. Ludzkość popełniła wiele błędów, jednym z nich jest sylwester. Zdecydowanie wolę Gwiazdkę… Taką z powrotem do przeszłości.
Teresa Jaskierny
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.