Nikt, tylko on!

Nigdzie nie znajdziecie lepszego kandydata na to stanowisko niż mój mąż. Niewielu się naprawdę zerwało z choinki, a to trzeba docenić! Zresztą w święta każdy zasługuje na szansę.

Mój mąż ma rogi odpowiednio rozłożyste. To już państwu gwarantuję osobiście.Panie i Panowie, chcę odeprzeć pomówienia, których nie szczędzą mojemu mężowi złośliwi kontrkandydaci. Chcę powiedzieć, jaka jest prawda… Żeby było jasne, że mój mąż najlepiej się nadaje na to stanowisko. Nikt, tylko on!
(męski głos z tłumu: – Zboczeniec, który śpi ze swoją matką!... Jak mu nie wstyd kandydować?!)

Otóż, po pierwsze, to prawda, że mój mąż sypia ze swoją matką. Ale co w tym szokującego?! Każdy grzeczny chłopiec w tym kraju sypia w nagrodę ze swoją mamusią! A pan nie?!... A niby dlaczego: nie?! Niech lepiej pan się wytłumaczy: widać pan nie jest miły i grzeczny, skoro mamusia pana nie kocha – i nie chce z panem sypiać! A może pan nie potrzebuje mamusi, bo pan nie wierzy w boboki i kosmatą czarną łapę?! Bo pan się nie boi, że wyskoczą z szafy?!
(męski głos z tłumu, zadziornie: – Pewnie, że nie wierzę! Tylko głupi wierzą w takie zabobony!)

Wielu ludzi nie wierzy, dopóki kosmata czarna łapa naprawdę nie wyskoczy z szafy – i nie zacznie ich dusić za szyję. Ale ja, gdybym była na pańskim miejscu, to bardzo uważałabym w grudniu: wtedy jest przesilenie zimowe i szczelina pomiędzy naszym oraz tamtym światem się rozszerza… Zapewniam – gdy pana coś nieoczekiwanie odwiedzi nocą… (oczywiście nie mówię o ABW!), to natychmiast pan poleci z płaczem do mamusi! Bo kto lepiej zrozumie mężczyznę niż jego ukochana stara matka? Kto go tak utuli i ukołysze?!
(męski głos z tłumu: – A kot?! Co z tym cholernym kotem?!)

reklama

Kotek?! Koteczek?! Ale czego znowu chcecie od kotka?! Ten kotek jest przecież najlepszym przyjacielem mojego męża. A pan nie ma przyjaciela?! Nie wie pan doprawdy, jak silna więź potrafi połączyć prawdziwego mężczyznę z najbliższym przyjacielem?! Od wielu lat są nierozłączni, to trzeba uszanować. Bo nigdy męża nie zawiódł w potrzebie, nie zdradził; każdemu należałoby życzyć tak niezawodnej istoty u boku! Poza tym ten kotek jest śliczny – to najlepsza maskotka męża. Gdy jeszcze był kociaczkiem, to wyreklamował męża (naturalnie jeszcze nie był moim mężem – nawet narzeczonym jeszcze nie) z wojska! To zawsze był bardzo, bardzo sprytny kotek! Państwo nie rozumiecie głębi wdzięczności mego męża dla kotka, bo jesteście młodzi i nie wiecie, jaki to kiedyś był koszmar: obowiązkowa służba wojskowa.
(śmiech z tłumu: – Wiemy, wiemy! – z kamieniem w ręku!…)

Ale – z jakim kamieniem?! Żeby tylko z kamieniem!... – albo z dzidą, to dałoby jeszcze radę wytrzymać tę służbę wojskową… Ale mówiono o trzeciej wojnie światowej i bombie nuklearnej. O trzystu amerykańskich głowicach wymierzonych w nasz socjalistyczny kraj. Nie mówiąc o polish jokes. Czy pan chciałby przyłożyć rękę do zagłady świata?! Najgorzej było w marynarce wojennej i WOP-ie. Trzy lata. A po służbach rakietowych za granicę nie wypuszczali przez 15 lat, nawet na wczasy do Bułgarii. Żeby uniknąć wojska, młodzi mężczyźni dawali się zamykać w szpitalach psychiatrycznych. Po znajomości. Ale komisja wojskowa miała swoich lekarzy… Zatem mąż przemyślał sprawę sam. Potem skonsultował się z kotkiem. Wreszcie poszedł na wezwanie o świcie, jak zawsze z małym, kolorowym, wiklinowym koszyczkiem. Wepchał się niemal na początku, prowokując kilka awantur. Zrobił świetne wrażenie: młody, wytrzymały, potrafiący czytać i pisać, chętny do służb rakietowych. Tyle że zapytał na koniec, czy może zabrać ze sobą przyjaciela. Po czym uchylił wieka wiklinowego koszyczka i zachęcił komisję, żeby poznała tego przyjaciela, a nawet go ostrożnie pogłaskała.
(z tłumu: – Co ona gada?!)

Naturalnie, teraz jest to kotek wypchany. Bo żaden kotek nie jest wieczny. Ale w grobach faraonów znajdowano wiele zmumifikowanych kotów. To święte zwierzęta. A jako doradcy wypadają dość niedrogo. To ekonomiczny pomysł, bo tradycyjny konsulting to horrendalne koszta.
(głos z tłumu: – A samolociki?! Pani uważa samolociki za normalne?!)

Jeżeli ktoś chce robić z igły widły, to samolociki rzeczywiście mogą mu przeszkadzać. Rzeczywiście znam wiele kobiet, które się rozwiodły przez samolociki. Jedna moja koleżanka ze szkoły, żona psychologa, odeszła od niego, jak zaczął mówić, że jedzenie jest podejrzanie gorzkie. I upierał się, iż go śledzą z helikopterów… A nawet samolotów… Ale powiedzmy sobie w oczy: nie samolociki jej przeszkadzały. A to, że on nie był psycholog, tylko spycholog. Różne sprawy spychał na bok, zamiast posuwać. W związku z tym, to jedzenie naprawdę bywało gorzkie. Bo koleżanka z kolei nie była kobietą banalną – i wzdragała się przed przesalaniem potraw. Będąc więc w zgodzie ze swoim twórczym usposobieniem, napełniła solniczki solą glauberską. Nie wszystko, proszę państwa, należy składać na karb samolocików. A przynajmniej, nie zawsze jest to sprawiedliwe! Czasami obiad jest gorzki… obiektywnie rzecz biorąc.
(męski głos z tłumu: – Majsterkowicze do gazu!)

Ale przecież mamy budować społeczeństwo normalne i tolerancyjne, proszę pana! Takie społeczeństwo, w którym oprócz zawodowej działalności jest modne przejawiać jakąś pasję. No to mój mąż wieczorami, w domowym zaciszu klei sobie samolociki. Zapraszam do nas – w kuchni powiesił mi takiego jumbo-jeta z 15 tysięcy kawałków, że warto obejrzeć. Dzieło sztuki: każdy kawałek na swoim miejscu! – zajęło mu to dwa lata. To dopiero cierpliwość! A mamy w szafie takich kilkadziesiąt. Każdy po 700-800 złotych. Najlepsze zabezpieczenie emerytalne w naszym kraju – bo ceny kolekcjonerskich gadżetów nieustannie rosną.
(głos z tłumu: Narkoman! Wąchacz kleju!)

Naturalnie, że mój mąż regularnie wącha klej! – i zapewne jest uzależniony od „Poksipolu”. No i co z tego?! Zwróćcie państwo uwagę na to, że samolociki i ten „Butapren”, a właściwie to „Ośmiorniczka”, bo w kółku modelarskim męża preferują „Ośmiorniczkę”, to kolejny przejaw jego przywiązania do tradycji. Nie kokaina. Nie dopalacze. Nie marycha. Tylko nasz polski, rodzimy, codzienny klej! Reasumując, proszę państwa, nigdzie nie znajdziecie lepszego kandydata na renifera w zaprzęgu Świętego Mikołaja niż mój mąż. Niewielu się naprawdę zerwało z choinki.
(głos: – Ona ma rację! Nigdzie nie znajdziemy takiego łosia!)

Nie ukradnie dzieciom prezentów – bo jego mamusia jest kobietą uczciwą do szpiku, prawdziwą matroną. Taka nie spałaby ze złodziejem. To raz. Dogada się z resztą świętej zwierzyny w zaprzęgu, bo za sprawą kotka rozumie mowę zwierząt, to dwa. A po trzecie, ma własny napęd przez ten klej. I nie wyskoczy na bok, na piwo albo pozować do reklam. Święty Mikołaj może być spokojny, że mąż nie zrobi mu konkurencji w Pepsico. No i… No i ma rogi odpowiednio rozłożyste. To już państwu gwarantuję osobiście.


Iwona L. Konieczna 
fot. shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 12/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl