Strona 1 z 2
Życie Adele Laurie Blue Adkins przypomina bajkę o Kopciuszku. Wprost z blokowiska nastolatka trafia na londyńskie i nowojorskie sceny. Tyle że Adele zawdzięcza wszystko swojemu głosowi, a księcia znajduje sama, gdy jest już piękna, sławna i bogata.
Tajemnica wyszła na jaw w czasie amerykańskiego talk-show Jonathana Rossa. Adele, której albumy świetnie się sprzedają na całym świecie, napomyka gospodarzowi programu i czterem milionom widzów: „Pracuję nad pewnym tematem”. Ross nuci wtedy melodię z Jamesa Bonda, a Adele wybucha śmiechem. W tym momencie staje się jasne, że to właśnie ona zaśpiewa temat przewodni do najnowszego filmu o przygodach agenta Jej Królewskiej Mości.
Adele nie od razu godzi się na zaśpiewanie „Skyfall”. – Miałam opory, bo wykonanie piosenki do bondowskiej serii wiąże się z ogromną presją i rozgłosem – tłumaczy. Przekonał ją zaufany kompozytor Paul Epworth. Obydwoje ciężko pracowali w londyńskim Abbey Road Studios w towarzystwie 77-osobowej orkiestry, ale z efektu Adele jest teraz dumna.
– To jedno z najważniejszych osiągnięć w moim życiu. Dzięki tej piosence czuję się prawie jak ekranowa piękność. Na starość, przeczesując siwe włosy, będę mogła o sobie powiedzieć, że byłam dziewczyną Bonda – żartuje.
Agent 007 to jak na razie jedyny mężczyzna, którym Adele, nazywana „piosenkarką o złamanym sercu”, publicznie się chlubi. Jej dotychczasowe doświadczenia z mężczyznami były fatalne. Pierwszy zawiódł ją ojciec, Mark Evans. Był alkoholikiem. Porzucił rodzinę, gdy Adele miała trzy lata. Przypomniał sobie o córce dopiero wtedy, gdy stała się sławna. Dumnie fotografował się dla tabloidów i przechwalał, że to on pomagał jej rozwijać talent. Młoda gwiazda uciszała go jednak ostro: „Nie znam ojca. Nie ma prawa wypowiadać się na mój temat!”.
reklama
Adele nie miała szczęścia w miłości. Lokowała uczucia w niewłaściwych chłopakach. Zamiast jednak opowiadać o swoich dramatach, jak to robią celebrytki, wolała wszystko wyśpiewać. I tak niepowodzenia w miłości zaczęły napędzać jej karierę. Pierwszy wielki zawód spotyka ją, kiedy ma 18 lat. Tonie we łzach i komponuje liryczne piosenki, z których powstaje jej pierwszy album „19” (trafi na rynek, gdy Adele skończy 19 lat).
Jeszcze jako uczennica BRIT School for Performing Arts and Technology – szkoły średniej wyspecjalizowanej w kształceniu adeptów branży muzyczno-estradowej (chodziła do niej również Amy Winehouse) – pisze trzy piosenki: „Hometown Glory”, „Daydreamer” i „My Same”. Przyjaciel wrzuca je na Myspace i dalej wszystko układa się jak w bajce. Piosenki Adele wpadają w ucho Nickowi Huggettowi z wytwórni XL Recordings.
W książce Caroline Sanderson „Być jak Adele” Huggett wspomina: „To był naprawdę niesamowity głos i pomyślałem, że muszę poznać bliżej tę dziewczynę, która od razu wydała mi się wyjątkowa”. Odzywa się więc do Adele, ale ta podejrzewa, że mejla wysłał „jakiś internetowy zboczeniec albo przynajmniej ktoś nawiedzony”. Na drugi list od Huggetta odpowiada: „Proszę więcej do mnie nie pisać. Jestem zajęta”. Na co „natręt”, jak go nazywa nastolatka, odpisuje: „Bardzo przepraszam, chciałem tylko zapytać, czy podpisała pani już kontrakt na płytę”.
Zdradzona z chłopakiem We wrześniu 2006 XL Recordings składa jej propozycję nagrania albumu. Jednocześnie Huggett poleca Adele Jonathanowi Dickinsowi z menedżerskiej firmy September Management. Ten od razu rozpoznaje w niej przyszłą gwiazdę. – Od początku było dla mnie jasne, że to absolutny talent, prawdziwy dar od Boga. Nigdy w życiu nie słyszałem równie wspaniałego głosu – mówi, planując przyszłą karierę Adele. Tymczasem nastolatka wpada, jak sama mówi, w ten cholerny entuzjazm. Kiedy dociera do niej, co się stało, paraliżuje ją strach. Mija kilka miesięcy, a ona wciąż nie wie, o czym ma pisać i śpiewać.
– Dopiero po zerwaniu z chłopakiem nieoczekiwanie wylały się ze mnie piosenki – wyznaje. Adele mówi łagodnie o „zerwaniu”, ale jego kulisy są dramatyczne. Nastolatka idzie do nocnego klubu z ukochanym. Przyłapuje go, jak się całuje, i to z chłopakiem! Bez wahania wymierza mu policzek tak siarczysty, że ochroniarze wyrzucają ją z klubu. Kiedy samotna i zraniona snuje się nocą po ulicach, w głowie układają się jej pierwsze nuty melancholijnej melodii. Nieoczekiwanie pojawiają się też słowa „chasing pavements” (szlifując bruk). To może być niezły tytuł piosenki, uznaje Adele.
W trzy miesiące (od lutego do czerwca 2007) pisze jeszcze siedem innych kawałków i osiąga oszałamiający sukces. Najpierw zdobywa Critics’ Choice Award – nagrodę dla utalentowanych artystów, którzy jeszcze nie wydali albumu, potem wysuwa się na czoło listy „Sound of…”, rankingu BBC, typującego autorów wielkich przebojów w nadchodzącym roku. Innej dziewczynie w jej wieku taki sukces uderzyłby zapewne do głowy, lecz ona zachowuje zdrowy dystans. – Mam nadzieję, że nie za szybko wywindują mnie na szczyty. Trochę mnie śmieszy ta wrzawa wokół mojej osoby – mówi dziennikarzowi „Timesa”.
Wrzawa wokół niej robi się nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale też w Stanach Zjednoczonych. Amerykański raper i producent Kanye West umieszcza jej „Chasing Pavements” na blogu z krótkim komentarzem: „To cholerstwo działa jak narkotyk!”. Choć „Daily Mail” uznaje tę piosenkę za promocję homoseksualizmu (określenia „chasing pavements” używają geje), w efekcie czego amerykańskie stacje przez chwilę wstrzymują jej nadawanie, to i tak w 2009 roku przynosi ona Adele nagrodę Grammy – najważniejsze trofeum amerykańskiego przemysłu muzycznego. Nawet jej były chłopak, z którym nadal się przyjaźni, jest zachwycony. – Chwali się: „To o mnie”. Ale ja przywołuję go do porządku: „Nie o tobie, idioto, tylko o zerwaniu z tobą!”.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.