Miłość, która chroni i leczy

Na choroby i cierpienia duszy pomoże reiki. Każdy może korzystać z tej uzdrawiającej energii miłości – przekonuje Maria Dąbrowska, Wielka Mistrzyni Reiki. Od ponad 20 lat leczy wszystko, co żyje.

Miłość, która chroni i leczyPierwszą osobą, której pomogłam, była moja mama – mówi Maria Dąbrowska. – Miała wylew, była częściowo sparaliżowana, nie chodziła, prawie nie mówiła. Ukończyłam właśnie pierwszy kurs reiki. Codziennie przez kilka minut robiłam jej zabiegi. Najpierw krótko się modliłam, później odpowiednio układałam dłonie na jej głowie.

Minął miesiąc. – Pewnego dnia oglądałam telewizję, gdy nagle do pokoju weszła mama i wyciągnęła do mnie prawą rękę, którą od wielu miesięcy miała wykrzywioną w przykurczu – opowiada Maria. – „Marysiu, zobacz!”, usłyszałam jej radosny głos. „Mogę nią ruszać!”. Mama zaczęła też mówić! I wprawdzie z trudem, ale chodziła. Nie odzyskała całkowitej sprawności, ale postęp był ogromny. A lekarze mówili, że jej stan już się nie poprawi.

Nie tylko materia

Maria Dąbrowska jest inna niż większość jej rówieśniczek. Pogodna, pełna energii, ufna. Nawet jej mieszkanie w Ełku mówi o tym, że mieszka tu ktoś, kto wie, że życie to nie tylko materia. Na ścianach dyplomy potwierdzające mistrzostwo reiki, na półkach kadzidełka, obrazki duchowych mistrzów, książki, świece i minerały. Te ostatnie napełnia energią i rozdaje tym, którzy jej szczególnie potrzebują. Maria zaprasza mnie na kanapę i pyta, czy mam ochotę na energetyzowaną wodę. Jasne, że mam. Jechałam cztery godziny, nie pogardzę żadną energią.

reklama

– Mieszkaliśmy koło Grodna. Wtedy to był Związek Radziecki – Maria opowiada o swoim dzieciństwie. – W okolicy nie było żadnego kościoła. Dopiero gdy zamieszkaliśmy w Polsce, po przesiedleniu, pierwszy raz w życiu usłyszałam bicie dzwonów. I poczułam, że muszę uklęknąć. To było głębokie, duchowe przeżycie. Czułam, że łączę się z czymś wielkim i dobrym. Kiedy miałam 15 lat, zmarł mój tata. Wiedziałam, że jest przy nas, a nawet rozmawiałam z nim mentalnie. Jednak prawdziwa zmiana w moim życiu nastąpiła dopiero po czterdziestce.

Światło w kolorze indygo

To wtedy ciężko zachorowała i musiała się poddać operacji. Gdy się wybudziła, zobaczyła dwa światy. Pierwszy – rzeczywisty. Ona na szpitalnej sali, z kilkoma pacjentkami. I drugi, ze smutnymi ludźmi, błąkającymi się bez celu i nadziei. Pomyślała, że to dusze, które po śmierci nie znalazły drogi do światła. Odebrała też wyraźny przekaz, zadanie na życie – pomóc im odejść i leczyć ludzi. Wspierać w trudnych chwilach. Ale nie miała pojęcia, co powinna robić.

– Był początek lat 80. – wspomina. – Żadnych książek ani pism, które mogłyby mnie czegoś nauczyć. I wtedy znalazłam ogłoszenie o kursie reiki. Klucz do tajemnicy reiki jest prosty. Trzeba się przede wszystkim wyzbyć egoizmu, chciwości, zazdrości. Otworzyć na ludzi. Cieszyć chwilą. A potem poznać specjalne układy rąk, dzięki którym energia spływa na chory organ i go leczy.

– Kiedyś przyszła do mnie zapłakana matka, której dziecko co miesiąc musiało brać antybiotyk – opowiada. – Chłopiec nie miał odporności, chorował na zapalenie płuc. Skupiłam się na nim, ułożyłam dłonie. Zobaczyłam, jak płynie przez nie strumień światła w kolorze indygo. To właśnie ta barwa zabija bakterie i wirusy. Wieczorem telefon: dziecko zdrowieje.

Pytam, czy nawet nie znając reiki, możemy komuś pomóc w podobny sposób. Na pewno, zgadza się Maria, ale wtedy uzdrawiamy tylko własną energią. A przecież możemy sięgnąć po boskie, jasne światło, którego jest tyle, że wystarczy dla każdego. Ale zacząć musimy od siebie. – Podczas inicjacji na adepta pierwszego stopnia mistrz otwiera czakramy: serca, gardła, korony i trzeciego oka. I uczy układów rąk (podobnych do tych, jakie stosuje się w bioterapii), dzięki którym energia zaczyna płynąć – wyjaśnia Maria. – Wcześniej jednak każdy musi wysłuchać wykładów. Wreszcie poznaje się symbole, które działają jak klucz. Tym kluczem otwiera się kanał boskiej uzdrawiającej miłości. 

Między kolejnymi inicjacjami kandydata na przyszłego mistrza reiki muszą upłynąć co najmniej trzy miesiące. To czas, który przeznacza on na pracę nad własną świadomością i daje reiki samemu sobie. – Dzięki światłu, jakim obdarzamy siebie, poprawia się nasze zdrowie, rozwijamy się duchowo i wzmacniamy wewnętrznie – przekonuje Maria.

Jesteśmy też coraz bardziej gotowi pomagać innym. Choć po pierwszym stopniu wtajemniczenia nie potrafimy jeszcze przekazywać energii na odległość, działamy już bezpośrednio. Podczas drugiego stopnia poznajemy trzy symbole reiki, dzięki którym pomoc jest jeszcze skuteczniejsza. „Dwójka specjalistyczna” rewelacyjnie pomaga na wszelkie infekcje, zakażenia, bóle kręgosłupa.

Źródło: Wróżka nr 11/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl