Strona 1 z 2
Wstaje o czwartej rano, pracuje po kilkanaście godzin dziennie. Leci na drugi koniec świata, by chodzić po slumsach. Walczy o dostęp do antykoncepcji dla kobiet z krajów Trzeciego Świata. Pomagając najbiedniejszym, Melinda, żona miliardera Billa Gatesa, próbuje odpłacić się losowi za swoje szczęście.
Od tych, którym los dał fortunę, oczekuje się więcej niż od przeciętnych ludzi – napisała umierająca na raka piersi Mary, matka amerykańskiego miliardera Billa Gatesa. Listu nie adresowała jednak do syna. Miał trafić w ręce przyszłej synowej, Melindy French. Menadżerka z Microsoftu, z którą William Henry zaręczył się cztery lata wcześniej, nie pochodziła z rodziny tak zamożnej jak Gatesowie. Jej ojciec, inżynier, założył firmę zajmującą się sprzątaniem, żeby sfinansować kształcenie trójki dzieci. Melinda zarabiała na studia szorowaniem podłogi. Dodatkowo – namawiana przez rodziców – była wolontariuszką w szpitalach, domach dziecka czy domach starców.
To bardzo podobało się Mary Maxwell Gates, która – choć była mocno zaangażowana w pracę zawodową (m.in. w Radzie Zarządzającej Uniwersytetu Waszyngtońskiego) – działała w organizacji charytatywnej United Way of America i trzech fundacjach rodziny Gatesów. Na sześć godzin przed śmiercią Mary napisała list do Melindy French, bo bardzo pragnęła, by ta kontynuowała rodzinną tradycję: wspomagała syna nie tylko w prowadzeniu interesów, ale też w działaniach charytatywnych.
reklama
Kobiety potrzebują pomocyMelinda, z którą Bill Gates ożenił się kilka miesięcy po odejściu matki, do tej pory przechowuje ten list. Głęboko wzięła sobie do serca słowa Mary. Tuż po ślubie na Hawajach w 1994 roku pomagała mężowi powołać charytatywną William H. Gates Foundation (w 2000 roku przemianowano ją na Bill & Melinda Gates Foundation). Wielu oczekiwało wówczas, że Fundacja będzie wspierać badania i terapie przeciwko nowotworom. Młodzi małżonkowie uznali jednak, że w badania i leczenie onkologiczne inwestuje się wystarczająco dużo, a chorzy mają zapewnioną terapię. I że o wiele bardziej potrzebują pieniędzy mieszkańcy krajów Trzeciego Świata, nękani przez malarię, AIDS, polio, cholerę czy gruźlicę (Gatesowie skupili się zwłaszcza na szczepionkach). To właśnie wspierając walkę z tymi chorobami, mogą uratować setki tysięcy pozostawionych sobie ludzi.
„Każde życie jest tyle samo warte” – takie motto państwo Gatesowie wymyślili dla swojej Fundacji i od 18 lat pompują w kraje rozwijające się około 800 mln dolarów rocznie. Te gigantyczne kwoty to jednak tylko kropla w morzu potrzeb. Melinda i Bill wiedzą to doskonale, bo od lat podróżują do takich miejsc jak Senegal, Kongo, Kenia czy Indie – chodzą do slumsów, odwiedzają chorych na gruźlicę i AIDS.
Pani Gates przejęła się zwłaszcza losem kobiet. Kiedy tuż po zaręczynach z Billem w 1990 roku pojechała na safari do Zairu (obecnie Demokratyczna Republika Kongo), była zszokowana, jak niesprawiedliwie są tam traktowane. Jeśli na ulicy zauważyła kogoś w butach, zawsze był to mężczyzna. Za normę uchodziło, że kobieta jedno dziecko nosi w brzuchu, drugie na plecach i jeszcze dźwiga kiście bananów. Z późniejszych podróży do najbiedniejszych krajów pani Gates przywoziła jeszcze gorsze wspomnienia. – Pękało mi serce, kiedy afrykańska matka wciskała mi do rąk swoje dziecko, błagając, abym je zabrała, bo inaczej ono umrze z braku jedzenia albo leków – mówiła.
Panią Gates przerażały też statystki, z których wynikało, że w krajach rozwijających się umiera przy porodach ponad 200 tysięcy kobiet. A niemowlęta padają jak muchy – pierwszych urodzin nie dożywają aż trzy miliony dzieci! Melinda spędziła wiele godzin na rozmowach z matkami, które otoczone już sporą gromadką maluchów, oczekiwały następnego dziecka. Z ich zwierzeń wyciągnęła jeden wniosek: „One dobrze wiedzą, że zdołają wyżywić i wyedukować swoje dzieci tylko wtedy, gdy nie będą mieć ich tak dużo”. Dlatego postanowiła zrobić wszystko, by te najuboższe, skazane obecnie na kolejne ciąże kobiety miały dostęp do środków antykoncepcyjnych.
Melinda Gates wystartowała ostro. Niedawno wraz z Andrew Mitchellem, amerykańskim sekretarzem stanu ds. globalnego rozwoju, zorganizowała w Londynie konferencję z udziałem ministrów krajów rozwijających się oraz naukowców z całego świata, poświęconą planowaniu rodziny w najuboższych rejonach świata. Ubrana w oliwkowy kostium, z dyskretnym makijażem (na co dzień w ogóle się nie maluje) przekonywała, by włączyli się do wielkiej kampanii, której celem jest zebranie 4 miliardów dolarów na bezpieczną antykoncepcję dla 120 milionów kobiet i dziewcząt z krajów rozwijających się. Pół miliarda – jak zapowiedziała – przeznaczy na ten cel w ciągu najbliższych ośmiu lat Bill & Melinda Foundation.
W swojej działalności charytatywnej Gatesowie kierują się nie tylko odruchami serca, ale twardymi regułami biznesowymi. Wszystko zostało wcześniej dokładnie przeanalizowane. Z wyliczeń dokonanych w Fundacji wynika, że każdy dolar zainwestowany w planowanie rodziny w krajach najuboższych to w przyszłości oszczędność sześciu dolarów, które można przeznaczyć na szkoły, służbę zdrowia, rozbudowę miast.
Mimo to – jak przyznaje pani Gates – przed podjęciem decyzji o rozpoczęciu kampanii związanej z planowaniem rodziny, biła się z myślami. Melinda pochodzi z religijnej, konserwatywnej rodziny i jest praktykującą katoliczką, należy jednak do 85 proc. amerykańskich katolików, którzy nie uznają antykoncepcji za naganną moralnie. W tej kwestii – jak sama mówi – rzuca wyzwanie hierarchii Kościoła katolickiego, który akceptuje jedynie naturalne sposoby sterowania płodnością.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.