Jesień zawsze nastrajała Ewę melancholijnie. Lubiła deszcz, zwłaszcza gdy mogła usiąść i posłuchać, jak krople bębnią o szyby.
Ale też nie wzbraniała się przed długimi spacerami z psem córki, gdy padało. Tak było tamtego popołudnia. Zawędrowała z Abrą aż na Tamkę. Kiedyś często tu bywała, przez trzy lata mieszkała z Konradem na Dynasach… Dawno temu. Spojrzała w okna na pierwszym piętrze, ktoś właśnie zaciągał rolety. To niesamowite, ale miała wrażenie, że w tym miejscu czas stanął… Ale nie, on się zatrzymał na chwilę tylko w jej głowie. Zawołała Abrę i zawróciła. W cukierni Strzałkowskiego kupiła ciasto ze śliwkami. Pomyślała, że może wpadnie Gabrysia z chłopakiem…
Tyle że córka nie miała dla niej ostatnio zbyt dużo czasu. – Zaczynam drugi kierunek studiów – oznajmiła na początku roku akademickiego. – Matematykę. Ewa poczuła niepokój. Dlaczego wybrała akurat matematykę? Konrad skończył matematykę, wykładał matematykę. Kochała go. On też ją kochał. Prawie tak jak matematykę – żartowała. Wyrzucała mu, że każdą wolną chwilę poświęca niekończącym się obliczeniom; wszędzie walały się kartki zapisane rzędami cyferek.
– Chciałbym mieć z tobą dziecko – oświadczył któregoś dnia Konrad.
– A kto by się nim zajmował? – zapytała. – Oboje pracujemy na uczelni.
Ale on wracał do tematu tak uparcie, że w końcu się zgodziła.
– A potem się pobierzemy. Dziecko musi mieć rodziców także na papierze – dodał.
Nie było potem, bo niestety nie było przedtem. Ewa zaczęła się nawet zastanawiać, które z nich jest bezpłodne…
reklama
Wróciła ze spaceru z Abrą przemoczona. Gorąca herbata z ciastem śliwkowym poprawiła jej nastrój. Zapisała sobie kiedyś zdanie z recenzji teatralnej „Panien z Wilka”: „Możliwość uchwycenia wspomnienia bywa czasem gorsza niż zapomnienie”. Jej babcia mawiała zaś: nie oglądaj się za siebie, bo możesz zobaczyć diabła. W gruncie rzeczy to była ta sama myśl. Dlatego starała się trzymać wspomnienia pod kluczem.
– Zrezygnowałam z filozofii – oznajmiła Gabrysia po sesji zimowej.
– Nie szkoda ci trzech zaliczonych semestrów? – zapytała.
– Myślimy z Mateuszem o dziecku – zmieniła temat Gabrysia.
– Mam nadzieję, że wam się uda – powiedziała Ewa.
– Skąd ta niepokojąca troska? – zdziwiła się Gabrysia.
„Bo mnie i Konradowi się nie udało” – powinna odpowiedzieć Ewa. Kilka dni po tym, jak Konrad wyprowadził się „na jakiś czas”, żeby oboje wszystko przemyśleli, Ewa spotkała się ze swoim studentem. Zaprosiła go do domu, na Dynasy. Pisał pracę magisterską i poprosił o konsultację. Gdy przyszedł, od razu przyznał, że konsultacja to tylko pretekst. Rozbawiła ją jego bezczelność. Pozwoliła rozpiąć sobie bluzkę. A potem już było za późno na rozsądek. – Zdradziłam cię – wyznała Konradowi, gdy wrócił. – I jestem w ciąży. Nie zapytał, kto jest szczęśliwym ojcem. Spakował się i już nie wrócił. Student obronił pracę magisterską i w ogóle nie dowiedział się o jej dziecku. Tak jak Konrad, wyjechał wkrótce za granicę. Ojcem „na papierze” został tajemniczy, nieznany rodzinie mężczyzna.
A ja poznałam Ewę na początku lata. Przyszła z przyjaciółką. Poprosiła, żebym pominęła to, co było, i skupiła się na przyszłości. – Ewa najbardziej czeka na wnuki – wyrwało się jej przyjaciółce.
Rozłożyłam karty. Zgodnie z życzeniem Ewy, ograniczyłam się do bliskiej przyszłości.
– W pani życiu pojawi się mężczyzna…
– Nareszcie – ucieszyła się przyjaciółka Ewy. – Ona żyje jak zakonnica.
– Ten mężczyzna zburzy pani uporządkowane życie…
– Uporządkowane to za mało powiedziane – skomentowała przyjaciółka.
– Ale to nie będzie romans… – wyjaśniłam.
Ewa nie przejęła się mężczyzną. Ucieszyła ją dobra wróżba dla córki.
– W przyszłym roku zostanie pani babcią – powiedziałam.
Nowy rok akademicki zaczął się dla Gabrysi nadzwyczajnie.
– Mamy profesora z Uniwersytetu Princeton! – przybiegła z nowiną. – Nie pochwaliłaś się, że znałaś kiedyś tego wybitnego matematyka.
Konrad przyjechał ze Stanów z cyklem wykładów. W czasie spotkania ze studentami zwrócił uwagę na Gabrysię – była taka podobna do Ewy! Zapytał wprost o jej matkę i okazało się, że się nie mylił!
Ewa zgodziła się spotkać z Konradem i córką. Ale bez entuzjazmu. Przyszła spóźniona. Zobaczyła ich spacerujących przed restauracją – i zamarła: chodzili tak samo, drobiąc kroki, gestykulowali tak samo, kreśląc prawą ręką kółka, śmiali się tak samo. Jak mogła wcześniej tego podobieństwa Gabrysi do Konrada nie zauważyć? W czasie kolacji prawie się nie odzywała, sparaliżowana odkryciem, że oto tych dwoje wcale nie jest sobie obcych! Gabrysia i Konrad nie zauważyli jej zmieszania, śmiali się i przekomarzali, ciesząc się swoim towarzystwem…
Wróciła do domu. Znów padało, jak to w październiku. Wzięła Abrę i poszły na długi spacer. Musiała wszystko przemyśleć… Nagle podjęła decyzję. Zatrzymała taksówkę i razem z psem pojechała do hotelu Konrada. Zszedł do holu zaskoczony jej wizytą. – Gabrysia jest moją córką?! – powtórzył za nią. – Od kiedy to wiesz?! – Wcześniej byłam pewna, że… Ale jak was dzisiaj zobaczyłam… Gorzej poszło Ewie z Gabrysią. Córka powiedziała jej tylko: – Nie wiem, czy kiedykolwiek ci wybaczę.
PS. Najpierw wybaczył Ewie Konrad. Sam nie był bez winy, bo co to za miłość, która tak łatwo przegrywa z urażoną męską dumą. Potem zrobiła to Gabrysia – gdy sama została matką.
Anna Złotowska
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.