Sława, narkotyki, wygrana z nowotworem – swoim życiorysem mógłby obdzielić kilka gwiazd. Mimo to Michael Douglas, jak przystało na urodzonych w znaku Wagi, za wszelką cenę próbuje osiągnąć wewnętrzną równowagę.
Michael oszalał! – krzyczały niedawno plotkarskie portale. – Ekranowy twardziel ufarbował włosy na kasztanowo!! Czyżby w życiu Michaela Douglasa pojawił się ktoś nowy? – zastanawiali się dziennikarze. Ale zodiakalne Wagi są stałe w uczuciach. Od 12 lat szczęśliwy mąż o 25 lat młodszej aktorki, Catherine Zety-Jones, od prawie pięciu dekad pozostaje wierny tej samej kochance – pracy. Kasztanowe włosy są mu potrzebne do nowej roli. Nie kolejnego twardziela, lecz podstarzałego geja.
Rola amerykańskiego pianisty Wladziu Liberace’a pozwoli mu wyrwać się z szufladki i osiągnąć upragniony balans. Dla urodzonych w znaku Wagi harmonia i równowaga we wszystkich sferach życia jest celem nadrzędnym. Są w stanie zrobić dla niej wszystko. Nie tylko regularnie farbować włosy przez parę miesięcy i nauczyć się grać na fortepianie. Scenariusz uwzględnia także namiętne pocałunki bohatera ze swoim ochroniarzem. 67-letni Douglas nie kryje, że to jedno z najtrudniejszych wyzwań w jego życiu. Ale że 20 lat temu oskarżano go o mizoginizm i promocję brutalnego seksu w filmach „Fatalne zauroczenie” i „Nagi instynkt”, podjął to wyzwanie.
Jak to Waga, Michael Douglas długo szukał sobie miejsca na ziemi. Początkowo za namową rodziców chciał studiować prawo na Yale. Ale ostatecznie wybrał placówkę o gorszej renomie w Santa Barbara. Dzikie lata 60., Kalifornia roiła się od surferów i dziewczyn w bikini. Palili trawkę, łykali LSD i bawili się na całego. A Michael z nimi. Miał długie włosy, mieszkał w komunie i w ogródku ojca hodował konopie, co Kirka doprowadzało do szału. Młody Douglas „studiował” tak przez dwa lata, potem ojciec wywiózł go do Europy i załatwił posadę asystenta produkcji. I choć Kirk polecił dawać synowi najnudniejsze i najtrudniejsze zajęcia, ten uległ magii kina.
reklama
Po zakończeniu zdjęć wrócił na studia, tym razem wybierając na przedmioty kierunkowe angielski i teatrologię. Zrezygnował z życia w komunie, choć wielokrotnie podkreślał, że tam nauczył się solidarności, a to wartość, którą Wagi szczególnie starannie pielęgnują. Ale miał już dość „leżenia i faszerowania się narkotykami”. Wciągnął go studencki teatr. Po pierwszym przedstawieniu papa Kirk powiedział mu: „Byłeś okropny”. I choć Wagi są podatne na krytykę, ojcowska ocena zmobilizowała Michaela do pracy. Rok później ogłoszono go najlepszym aktorem w szkole, a ojciec zaangażował go do swojego filmu.
Pierwsze prawdziwe pieniądze zarobił jednak w telewizji. W serialu „Ulice San Francisco” grał młodego policjanta partnerującego staremu wydze, Karlowi Maldenowi. Serial zrobił furorę, a Michael znowu poczuł, że jego „wewnętrzna waga” wychyla się w jedną stronę. Był na początku kariery i nie mógł sobie pozwolić na zaszufladkowanie.
O Wagach mówi się, że „czują rytm wszechświata”. Innymi słowy, mają nosa do interesów. Pomysł Michaela na własny biznes wydawał się szalony – zapragnął wyprodukować film. Ale nie byle jaki, tylko adaptację powieści Kena Keseya, czołowego buntownika pokolenia dzieci kwiatów. Prawo do książki kupił od ojca, który próbował ją zekranizować dekadę wcześniej. Michael też słyszał z każdej strony: „Nikt nie będzie się śmiał z psychicznie chorych”, lecz nie złożył broni. I wygrał. Zdjęcia nakręcono w szpitalu psychiatrycznym w stanie Oregon. W roli głównej – jeszcze mało znany Jack Nicholson. W tle prawdziwi pacjenci i personel. Reżyser – Czech Milos Forman. Efekt – osiem Oscarów dla „Lotu nad kukułczym gniazdem”, z czego jeden za produkcję.
W dziesiątym domu Wagi, który odpowiada za karierę, znajduje się Księżyc. Jego związek z Wenus sprawia, że wysiłki podejmowane przez urodzonych w tym znaku są szybko doceniane. Pod warunkiem że robią coś oryginalnego. A filmom wyprodukowanym przez Michaela nie sposób tego odmówić. Biorąc się za „Chiński syndrom” o awarii elektrowni atomowej, widział, że to wyścig z czasem. Zdążył o włos. 12 dni po premierze w elektrowni atomowej Three Mile Island w Pensylwanii doszło do katastrofy. Film odebrano jako przepowiednię. Szczególnie że pada w nim kwestia, że awaria reaktora może zniszczyć „teren rozmiarów Pensylwanii”. Ten zbieg okoliczności zapędził do kin tłumy.
Coraz bardziej ciągnęło go przed kamerę. Popularność zdobył dzięki rolom w przygodowych komediach „Miłość, szmaragd i krokodyl” oraz „Klejnot Nilu”, ale wstęp na aktorskie salony zapewniło mu „Fatalne zauroczenie”, w którym zagrał mężczyznę prześladowanego przez niezrównoważoną kochankę. Publiczność waliła do kina drzwiami i oknami, a Hollywood kręciło następne thrillery erotyczne z Douglasem w rolach głównych („W sieci”, „Nagi instynkt”).
Zafascynowany Michaelem reżyser Oliver Stone powierzył mu rolę bezwzględnego finansisty w filmie „Wall Street” i zmienił jego życie. „Nareszcie zerwał z wizerunkiem szklanki ciepłego mleczka” – pisał jeden z recenzentów. Douglas dostał za tę rolę Oscara, a w wywiadach opowiadał, że w końcu przestał być sobą przed kamerą i zaczął grać. – Wreszcie jesteś wielkim aktorem, a nie producentem – mówił mu ojciec, który nigdy Oscara nie dostał. Tymczasem kilka miesięcy przed premierą los ponownie uśmiechnął się do Michaela. 19 października 1987 roku nadszedł „Czarny czwartek” – wielki krach giełdowy. Ludzie znów popędzili do kin.
Aktorska przemiana miała swoją cenę. Przypłacił ją pobytem w klinice odwykowej oraz rozwodem z Diandrą Luker. A potem również procesem o podział majątku, bo kiedy dwa lata temu nakręcił kontynuację „Wall Street”, film „Pieniądze nigdy nie śpią”, eksmałżonka zażądała pokaźnej części jego gaży „tytułem odszkodowania za dawne udręki”. I choć zarzuty brzmią jak z absurdalnej komedii, sprawa była poważna. Pozew wpłynął do sądu w najgorszym z możliwych momentów – aktor, po tym jak sam odkrył u siebie nowotwór jamy ustnej, poddawał się chemioterapii w Kanadzie (w USA żaden lekarz nie potwierdzał jego diagnozy), a jego żona Catherine wpadła w depresję. Dzisiaj Michael Douglas i jego rodzina najgorsze chwile mają już za sobą. Po roku rehabilitacji wyleczony aktor wraca przed kamerę.
Gdy szefuje Waga • Szef z ludzką twarzą. Nie krzyczy i nie złości się. Najpierw pochwali, a dopiero potem zasugeruje, co można by zrobić lepiej.
• Chętnie przechodzi z pracownikami na "ty", lubi poplotkować. Pamiętaj jednak: to szef, nie kolega!
• Ze wszystkich sił stara się utrzymać w firmie dobrą atmosferę. Dlatego złe wiadomości ukrywa albo przekazuje je przez umyślnego.
• Jeśli nagle zaczyna cię unikać, sprawdź w kadrach, czy jeszcze pracujesz.
• W razie konfliktów zawsze możesz liczyć na jego bezstronność i sprawiedliwość. O ile doczekasz się decyzji, bo w długo je podejmuje...
• Nie wybaczy ci złego gustu ani braku dobrych manier. To grzechy najcięższe!
• Uwielbia dobre perfumy. Przed wejściem do pracy użyj wody toaletowej. Jeśli musisz z nim coś załatwić, ubierz się elegancko i z fantazją.
Stanisław Gieżyński
fot. shutterstock.com
dla zalogowanych użytkowników serwisu.