Droga do brzozowego gaju

Droga do brzozowego gajuPaweł był jednak przekonany, że za ciężką pracę należy mu się nagroda. Jakież było jego zdumienie, gdy po pierwszym zasianiu na ojcowiźnie kapusty i marchewki zastał pole żółte od gorczycy, innymi słowy – chwastów. – Okoliczni mieszkańcy myśleli, że zasiałem rzepak – uśmiecha się rolnik. Gdy prawda wyszła na jaw, sąsiadki zakasały rękawy i wypieliły z Pawłem hektar pola. W myślach nazwał później życzliwe panie „babocydami”...

Długo jeszcze uchodził za dziwaka, także na andrychowskim targowisku, na którym pierwszy raz pojawił się ze skrzynką własnej kalarepy. I napisem, że sprzedaje żywność ekologiczną, co początkowo wzbudzało uśmiechy. A jednak ktoś spróbował marchewki od Kobielusa, ktoś zauważył, że smakuje i pachnie jak ta z dzieciństwa... I z czasem rolnik-ekolog dorobił się całkiem sporej grupki klientów.

W powodzi uczuć
A potem, w 1997 roku, przyszła powódź. Wszystko zgniło. By przeżyć, Paweł po raz kolejny wyjechał na farmę ekologiczną do Niemiec. Poznał na niej Grażynę ze Śląska, która nie chciała już żyć w otoczeniu górniczych hałd i podobnie jak on marzyła o czystym powietrzu i czystych regułach. W jej oczach zobaczył pasję i bunt wobec świata, w którym ludzie traktują naturę instrumentalnie. Zrozumiał, że łączy ich pokrewieństwo dusz.

Zdumiała go jej bezkompromisowość i wiara w to, że najdoskonalszą drogą do szczęścia człowieka, a także do istnienia w zgodzie z Ziemią, jest droga wyznaczana przez kobiety. Innymi słowy – powrót do matriarchatu, systemu, w którym to kobiety decydują o regułach życia wspólnoty. I w którym nie ma dominacji ani dyskryminacji, a przyrody nie traktuje się jak własność, lecz jak dar.

reklama

Kiedy Grażyna, już jako żona Pawła, zawitała do Białej Drogi, zamieniła Brzozowy Gaj – dotąd typową farmę rolniczą – w oazę pełną kolorowych kwiatów, kwitnących drzew, pachnących ziół. I uznała, że powinien to być dar dla wszystkich. U Kobielusów na dobre zagościły więc warsztaty dla dzieci z miasta i wolontariusze. Zakasywali rękawy, w zamian zyskując wikt, ale też poczucie, że robią coś ważnego. 

Andrasz z Węgier przybył tu, bo miał dość hulaszczego życia jako kierowca tira. Podobnie prowadził się kiedyś jego ojciec – do czasu, gdy odebrał sobie życie. Pewnego dnia Andrasz zatrzasnął drzwi od ciężarówki, zarzucił plecak i ruszył w drogę. Przemierzał Europę stopem. Zdarzało mu się zatrzymać na dłużej w innych miejscach, choćby w ośrodku dla niepełnosprawnych dzieci pod Wieliczką, gdzie zostawił wszystkie zarobione pieniądze. – Od takich ludzi jak Andrasz wiele można się nauczyć – przyznaje Paweł Kobielus. – Choćby tego, że człowiek może wspierać człowieka bezinteresownie, że bez pieniędzy można żyć i to, o dziwo, szczęśliwie.

W Brzozowym Gaju pojawiła się pewnego dnia Anke z Niemiec, kiedyś pracownica biura podróży, dziś przemierzająca świat wzdłuż i wszerz szamanka. To ona podczas kolejnej wizyty u Kobielusów ze smutkiem zauważyła, że Biała Droga bardzo się zmienia. – Zniknęły łąki i sady, a na polach stanęły hale podmiejskich przedsiębiorstw – przyznaje Paweł. – Ludzie stracili kontakt z ziemią, z tym, co od wieków dawało im siłę. Ogrody zamienili na garaże, a smaczną żywność z własnych upraw i targowisk – na śmieciowe jedzenie z hipermarketów.

Marzenie o ekoosadzie
Grażyna i Paweł zatęsknili za miejscem, w którym ludzie żyliby zgodnie z regułami, jakie obowiązywały w dawnych osadach. W poczuciu harmonii z naturą, samowystarczalności i samopomocy – jak tej, która panowała jeszcze wówczas, gdy tata Pawła użyczał sąsiadom konia. Kobielusowie zamarzyli o ekoosadzie. – O miejscu dla ludzi, którzy myślą podobnie jak my, z inspirującą przestrzenią do życia i tworzenia, pełną harmonii, spokoju, zgody na trwanie w rytmach Ziemi. W którym można by wytwarzać żywność dla siebie, ale też radośnie dzielić się wypracowanym dobrem – wylicza Paweł.

Znaleźli takie miejsce, o jakim marzyli. Kupili kilkanaście hektarów ziemi w Kotlinie Kłodzkiej. Andrasz i Anke poczuliby się tu jak w domu. Bo sporo jest miejsca dla kóz i dobrych sił z szamańskiej Krainy Duchów. W planach Kobielusowie mają tymczasem podzielenie ziemi na mniejsze siedliska. Każdej z rodzin ma przypaść w udziale po hektarze. Swoim pomysłem zarazili już pewną rodzinę informatyków i kilku innych znajomych. Wciąż jednak poszukują osadników, którzy zechcą porwać się, jak kiedyś zrobił to Paweł Kobielus w Brzozowym Gaju, z motyką na Słońce (wszystkich chętnych odsyłamy na stronę www.kobielus.most.org.pl).

Podobnie jak dwie dekady temu, także i teraz rolnik z Białej Drogi ma świadomość, że ekoosada nie jest nadzwyczaj rentowna dla jej mieszkańców. Nie ma jednak innej drogi, jeżeli człowiek chce wyjść z kryzysu, do jakiego doprowadził Ziemię. Od trudnych okoliczności ważniejsi są przecież – tego nauczyły kiedyś Pawła „babocydy” – przyjaźni ludzie. Poza tym nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Dobrego życia się nie da.


Sonia Jelska
fot. Bogdan Krężel, Archiwum Prywatne


Źródło: Wróżka nr 8/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl