Strona 3 z 3
W latach 70. polski ruch naturystyczny stał się częścią ideologii ówczesnej eko. Sylwester Marczak, wówczas lider naturystów, był jednocześnie szefem Polskiej Federacji Ekologicznej. „Prawda jest naga, obłuda ubrana”, mawiał. Twierdził, że naturyści żyją w harmonii z przyrodą, nie piją, nie palą i opowiadają się przeciw pornografii. Jednocześnie jednak do startu w najsłynniejszej naturystycznej imprezie – wyborach Miss Natura – dopuszczał zawodowe striptizerki.
Historycy sugerują, że za popularnością naturyzmu w latach 80. stała władza, która używała golizny jako wentylu bezpieczeństwa. I coś w tym musiało być, bo choć nagość była oficjalnie zakazana, to prasa jej nie unika, a w TVP (misyjny) program, zachwalający pożytki opalania się w stroju Adama i Ewy, prowadził Tadeusz Drozda. Plażę w Chałupach zaś Milicja Obywatelska zamknęła na wyraźne żądanie mieszkańców. Zgorszeni widokiem nagusów, którzy pojawiali się nie nad morzem, ale też we wsi, długo musieli apelować do władz. Naturystów przegoniono dopiero, gdy mieszkańcy zagrozili bojkotem wyborów do Rady Narodowej.
Dziś, w dobie wszechobecnej nagości w filmach, reklamie czy reality show, golasy nie budzą już takich emocji. Część naturystów zrezygnowała z plażowania na rzecz solariów, inni spędzają urlopy bez bielizny w naturystycznych miasteczkach, gdzie na miejscu jest wszystko – od sklepów po korty tenisowe i kina. I choć z dyskotek dawno już zniknął przebój Wodeckiego, to w Chałupach znów jest goło i wesoło.
reklama
Naga prawda o striptizie Był 7 lutego 1827 roku, gdy na scenę teatru Bowery weszła niejaka Francisque Hutton. Baletnica odtańczyła ledwie trzyminutowy występ między głównymi przedstawieniami. To wystarczyło, by wzbudzić sensację. Ubrana w krótką jak na owe czasy, grecką szatę podskakiwała i poruszała się tak, że widać było jej łydki i uda. Damy z pierwszych rzędów oblały się rumieńcem i gremialnie opuściły salę. Madame Hutton zapoczątkowała sceniczną paradę golizny. Nie był to jeszcze striptiz, ale trzeba pamiętać, że za jej czasów gołe kostki u nóg i łydki pokazywały jedynie prostytutki. Kuszenie nagością rodziło się właśnie w teatrach – na przedstawieniach kabaretowych i burleski. We Francji powstał kankan. Ekscytował on męską publiczność, bo w jego trakcie dawało się dostrzec pod sukniami tancerek pantalony i pończochy.
Prawdziwa golizna pojawiła się dopiero w szalonych latach 20. XX wieku. Furorę robiła tancerka Sally Rand w swoim słynnym show z wielkim balonem i w tańcu za półprzezroczystą kotarą. Umiejętnie robiła wrażenie, że jest całkiem naga, choć nie była. Mimo to wielokrotnie aresztowano ją za obrazę moralności.
Dekadę później umysły i ciała rozgrzewała Gipsy Rose Lee, znana z tego, że podczas pokazu żartowała sobie z widownią: – Dziewczyny nie można obrać z ubrań jak cebuli – mawiała. – Od tego wszyscy by się popłakali. Gwiazdą powojennej golizny została Lili St. Cyr, która brała na scenie kąpiele w pianie, a następnie wykonywała striptiz… odwrotny, czyli powoli wkładała kolejne części garderoby. Popisowym numerem Lili były latające stringi, które po zdjęciu dzięki specjalnie przyczepionej lince i pomocy pracownika technicznego leciały w stronę balkonów teatru. W czasach rewolucji seksualnej striptiz stał się częścią prężnego biznesu erotycznego. Zniknęły prawdziwe gwiazdy przedstawień na teatralnych deskach. Jedną z ostatnich była Marilyn Chambers, która ze sceny trafiła do filmów pornograficznych. Pojawiły się jednak nowe odmiany rozbieranego tańca.
W latach 70. XX w. popularność zyskał lap dance, czyli prywatny taniec na kolanach widza. Nieodzownym rekwizytem została też metalowa rura, na której co bardziej wysportowane tancerki wykonują ewolucje. Staromodne kuszenie odrobiną nagości zniknęło praktycznie bez śladu – pozostała tylko golizna.
Stanisław Gieżyński
fot. getty images /fpm, east news, fotochannels, shutterstock.com
Magia ciała
Demony paradują zwykle „jak je Pan Bóg stworzył”. Słowiańskie rusałki swoją golizną (intymne miejsca osłaniały długie rozpuszczone włosy) skutecznie uwodziły mężczyzn, a czarownice – diabły. Sabaty wyobrażano sobie jak swoiste orgie naturystów. W wierzeniach i magii nagość to nie tylko naturalność i dzikość (w odróżnieniu od „ubranej” cywilizacji). Czasem symbolizowała ona powtórne narodziny, np. podczas inicjacji i pogrzebów. Nadzy bywali nie tylko nieboszczycy, ale i żałobnicy. Indiańskie matki i wdowy po stracie syna i męża przez miesiąc nagusieńkie siedziały w kącie wigwamu.
Brak ubrania odgrywał też ważną rolę w rytuałach ochronnych, a ich przebieg zaskakująco przypominał męskie fantazje. Orka dokonana przez nagą dziewicę miała szczególną moc. Na przykład w Czechach przed zasiewem wyprowadzano nocą na pole golutką dziewczynę i czarnego kota. Gdy ona orała, kota zakopywano w ziemi. Jeśli wierzyć opisom, taki rytuał lepiej chronił uprawę niż współczesne opryski.
Zuzanna Grębecka
dla zalogowanych użytkowników serwisu.