Strona 1 z 2
Uważnie wysłucha, choć nie ma twarzy ani uszu. I potrafi spełnić najskrytsze marzenie tego, kto ją stworzył.
Wystarczy kilka skrawków materiału, najlepiej ze starych ubrań, trochę wstążek i tasiemek, koronek, kilka koralików albo guzików. I możemy przystąpić do tworzenia Żadanicy, białoruskiej lalki spełniającej życzenia. Ale nie jest to wcale takie proste. Trzeba ściśle trzymać się reguł, np. tej, że przy jej robieniu nie używa się igły ani nitki. Zgodnie z tradycją Żadanica nie może mieć też rysów twarzy. Bo gdyby tylko dostała oczy, usta i nos, na pewno zajęłaby się swoimi sprawami. A tak ważny dla lalki jest ten, kto ją zrobił.
Z kraju Świtezianek
Żadanica pochodzi z kraju, w którym magia nie jest pustym słowem. Gdzie wciąż żywe są dawne obrzędy, a ludzie żyją za pan brat z duchami. Łatwiej tu niż w innych częściach Europy natknąć się na zielarki i czarownice, na strażników jezior, lasów i ziemi, skrzatów i rusałki. Tu spotkać można, choć zapewne już nie tak często jak kiedyś, niezwykłe lalki. – Białoruskie lalki są z gruntu dobre, ludzie się do nich garną, i to od momentu narodzin. Wiedzą, że Żadanice ich chronią – wyjaśnia Kasia Dorota, animatorka kultury, ekolożka i artystka, zakochana w wiejskiej obrzędowości. Ich moc odkryła dwa lata temu podczas polsko-białoruskich spotkań z rękodziełem. Są przepełnione energią i mądrością pokoleń.
Pierwsze lalki w kraju Świtezianek zjawiają się już nad dziecięcą kołyską. To kolorowe otulaczki-zawijaczki, które mają chronić dziecko przez złem, ale też rozbudzać w nim wyobraźnię i chęć do zabawy. Są lalki dla nowożeńców, dla kobiet w ciąży, podróżnych i dla zapracowanych gospodyń. I jeszcze Ziarnuszki, które stawia się na piecu, by zapewniały domowi dostatek. I wreszcie Żadanice („żadanie” po białorusku znaczy życzenie), które są po to, by materializować pragnienia. – A właściwie po to, byśmy swoje pragnienia nazwali – tłumaczy Kasia Dorota. – Bo często nie potrafimy tego zrobić. O szczęściu marzymy w skrytości, nieśmiało. A Żadanica domaga się konkretu. Chce wiedzieć dokładnie, na czym to nasze szczęście miałoby polegać.
reklama
Nie da pieniędzy, podaruje wiosnę Była jeszcze zima, gdy Kasia zorganizowała warsztaty z tworzenia lalek dla dzieci. Bo kiedy wróciła z Białorusi, gdzie nauczyła się robić Żadanice, doszła do wniosku, że musi się tym odkryciem podzielić z innymi. Najpierw z najmłodszymi. – Lalki fantastycznie uczą dzieci pozytywnego, ekologicznego podejścia do świata. Pokazują, że można stworzyć coś ważnego dla nas prawie z niczego, i że nie trzeba po to chodzić do sklepu – wyjaśnia.
Na tych zimowych, dziecięcych warsztatach zjawiła się dziewczynka o bardzo konkretnych pragnieniach. – Czy mogę poprosić lalę o wygraną w lotto? – spytała. – Lalki nie mają pieniędzy, pieniądze są im obce – odpowiedziała Kasia Dorota. – A czy lalka może sprawić, że nadejdzie wiosna? – zapytał chwilę później pewien smutny chłopiec. I Kasia nie wiedziała, co odpowiedzieć. Okazało się, że chłopiec chciał poprosić lalkę, żeby znów było ciepło, bo w jego domu właśnie zamarzły rury… Kilka godzin później chłopiec wyszedł z warsztatów ze swoją Żadanicą. I mroźna zima skończyła się nadspodziewanie szybko!
Lalki w babcinych aksamitach Wiosną Kasia Dorota zaprosiła na warsztaty kobiety. Do przyjaznej i ludziom, i lalkom krakowskiej pracowni rozwoju osobistego „Prapełnia”, prowadzonej przez trenerkę Gestalt, Renatę Mazur-Ponikiewicz. – Nie zastanawiałam się długo i otworzyłam przed lalkami drzwi na oścież – mówi Renata. Najpierw z powodu babci Stefanii, a właściwie stosu materiałów – aksamitnych zasłon, satynowych firan, koronek – który dostała po niej w spadku. Materiałów szlachetnych i pięknych, z którymi zupełnie nie miała co zrobić. – A teraz nadarzała się okazja, by dzięki lalkom dać im drugie życie – wyjaśnia. – Stare tkaniny, ubrania mają swoją historię i ładunek energii. Lalki bardzo je lubią – zapewnia Kasia Dorota.
Pierwsza Żadanica Renaty okazała się trudnym, a nawet niewdzięcznym wyzwaniem. Tuż po tym, jak uformowała jej głowę, jak zgodnie z zasadami podwiązała nitką jej korpus, lalka stała się bardzo wymagająca. Nie tylko w kwestii doboru chustki i fartuszka – bo to Żadanice wybierają (kolejna reguła), a właściwie narzucają swojemu stwórcy sposób, w jaki chcą zaistnieć. To od nich zależy, czy będą ubrane bogato, czy skromnie. Czy staną się wiejską babinką, czy prawdziwą królową. A nawet... jak długie będą miały ręce!
– Moja miała zamaszyste, wręcz nieproporcjonalne, a ja długo nie mogłam zrozumieć, po co jej takie? – śmieje Renata. Wtedy jednak, podczas pierwszych w „Prapełni” warsztatów z tworzenia białorusińskich lalek, do śmiechu jej nie było. Spieszyła się na jakieś umówione spotkanie, a Żadanica nie chciała dać się skończyć. A przecież, zgodnie z obrzędem, procesu jej tworzenia nie wolno przerwać. Bo inaczej na spełnienie przez Żadanicę marzenia nie ma co liczyć. A lalce Renaty nic jakoś nie pasowało. Ani koronki, ani wymyślne zapaski. Do momentu, aż Renata przestała myśleć o pilnym spotkaniu.
~Gość
~Monisencja