Boże, jaka piękna wiosna! Siedzę sobie na tarasie i patrzę w las. Kolor zielony uspokaja, wycisza, gadają tylko ptaki, a psy rzucają na mnie pełne uwielbienia spojrzenia…
Kiedyś o tej porze roku latałam jak szalona po mieście, dziś coraz częściej odczuwam prawdziwą radość z samotności. Tyle że zawsze ktoś się nade mną lituje i chce mnie ekshumować…
Telefon dzwoni. Mail się zapycha, a mąż radzi, żebym to wszystko wyłączyła i się odcięła od tych „bab”, które jeszcze nie tak dawno podszczypywał i nazywał gorącymi laskami… Córka widzi to inaczej… – Mamo, musimy poważnie porozmawiać – ty przecież w ogóle nie masz znajomych!!! Z nikim się nie spotykasz, nigdzie nie wychodzisz. Jak tak można żyć? Tylko dom, praca i jeden, ten sam facet każdego wieczoru???!!! Musisz coś z tym zrobić…
– Jezus Maria, dziecko, co ci przyszło do głowy? – mówię. JASNE, ŻE MAM, tyle tylko, że trochę szkoda mi tracić wieczoru na gadanie o tym, o czym już i tak wszystko wiem… Oczywiście, że bez trudu mogę umówić się z paroma wspaniałymi dziewczynami na drinka, wyluzować się i narzekać tak długo, jak wytrzyma wątroba. Tyle że coraz częściej po prostu żal mi na to czasu.
Wiecie, tak to już jest, że dzieci, gdy same dorosną, zaczynają być oburzone wszystkim, co ich „starzy” robią – mam niezły głos, ale córka przewraca oczami i wychodzi z pokoju, kiedy zaczynam podśpiewywać kawałki Lady Gagi, a na widok mojego dojrzałego tyłka pod prysznicem robi taką minę, jakby się natknęła na wędlinę w rok po terminie do spożycia… Moje znajome uważa za pozbawione godności staruszki, choć czasem, w chwilach dobroci, przyznaje, że jak na swój wiek nie wyglądają tak źle.
reklama
Cóż, i ona, i jej kumpelki nie wierzą, że dożyją czegoś, co się nazywa… hmmm – użyjmy (żeby się nie stresować) określenia – dostojna dojrzałość. Są jędrne, zakochane, czasem chwilowo nieszczęśliwe, ale zawsze pełne nadziei na lepsze jutro. Gadają wciąż o facetach i dzieciach…
Moje znajome – te bardziej optymistyczne – choć ich mężczyźni i dzieci już się mocno zestarzeli, to wciąż łudzą się, że na upływ czasu jednak jest jakieś lekarstwo; mam nadzieję, że do końca życia będą go szukały. Te bardziej zdołowane dzwonią po północy z prośbą, żeby im w najbliższym czasie nie przeszkadzać, bo zamierzają popełnić samobójstwo…
Są też takie, które cierpią nieustanne męki twórcze przy wyborze koloru szminki lub włosów i są przekonane, że każda kobieta w ich wieku, która wygląda od nich ciut lepiej, jest nienaturalnym dziełem chirurga plastycznego.
Znam kilka takich tropicielek, które zawsze i wszędzie potrafią wychwycić wszystkie subtelności kunsztu mistrzów od zmarszczek i twierdzą, że na wiosnę widać to najlepiej, bo większość bywalczyń klinik piękna spędza zimę pod nożem, by móc w pełnym słońcu zaprezentować skórę odpowiednio naciągniętą i wypchaną gdzie trzeba.
Przyjaciółka szczera, ale kochająca, powie mi, że wyglądam beznadziejnie, ale będzie mnie namawiała do ćwiczeń na siłowni, bo „wszystkiemu da się zaradzić. W końcu nawet beznadziejne stare i zniszczone skóry wyciąga z zapaści mikrodermabrazja i dobry krem… A na sflaczałe ciała też są jakieś ćwiczenia”. Lepsze to niż jędzowata przymilność kobietki, która rzuca ci się na szyję i wykrzykuje: – No, cudownie wyglądasz, ani jednej zmarszczki, ale chyba znowu przytyłaś parę kilo…
Są też estetki, które na widok modnej sukni, w którą się wystroiłaś, jękną: – Chryste! Z czego oni teraz szyją te szmaty?? Co to za fason?? To nie twoja wina, że wyglądasz w tym jak worek z kartoflami. Przecież wiem, że masz wspaniałą figurę, no ale dałaś się nabrać reklamie i musiałaś wydać, bidulo, majątek na ten beznadziejny ciuch, tak nas te dranie nabierają!!!
Są też uczynne dziewczyny, które zdradzą ci w najgłębszej tajemnicy, że szef tylko czeka, żeby cię zwolnić i wziąć na twoje miejsce o połowę młodszą i tańszą świeżynkę tuż po studiach, a twój mąż widziany był w kilku miejscach z osóbką płci żeńskiej o wysokim numerze PESEL-u i jeszcze większym biuście. A w biurze mówi się, że popijam, stąd te worki pod oczami…
Najgorsze są jednak koleżaneczki, które nic nie komentują, nic nie donoszą, nie radzą, a wyłącznie się zwierzają… Wywalają w ciebie, jak kleszcz w krwiobieg ofiary, wszystkie swoje niestrawione problemy i lecą do domu lekkie, a ty zdołowana myślisz: – Ale ludzie mają prze…ane!
No, więc na wiosnę nie chce mi się przeżywać tego wszystkiego po raz kolejny. Wolę pomilczeć pod brzozą i popatrzeć na psy, które z uwielbieniem patrzą mi w oczy i nie uciekają, gdy sobie nucę: „Alejandro, Ale-ale-jandro, I know that we are young and I know that you may love me…”.
Teresa Jaskiernyfot. Getty Images/Flash Press Media
dla zalogowanych użytkowników serwisu.