Strona 2 z 3
Kobiety owijają ciało płachtą materiału, którą spinają na ramionach broszami. Na suknię, nazywaną kira, nakładają bluzkę z długimi rękawami, krótki żakiet i kilka sznurów korali. Górski klimat jest surowy i nawet latem noce bywają bardzo zimne. Kiedy nadciąga jesień, mężczyznom marzną odsłonięte kolana. Nie mogą jednak ubrać się cieplej, dopóki sygnału do zmiany odzieży nie dadzą mnisi, jak ptaki „odlatujący” w cieplejsze strony. Tyle tylko, że oni wędrują pieszo. W wyznaczonym przez astrologa terminie zbierają się i w uroczystej procesji schodzą przez kilka dni w zielone i ciepłe doliny.
Mnisi i astrologowie to po królu najbardziej szanowane osoby w państwie. Bez konsultacji z nimi nikt nie podejmie żadnej ważniejszej decyzji. Biznesmeni i ministrowie, którzy muszą się udać w podróż samolotem, nie wejdą na pokład, dopóki nie sprawdzą przepowiedni. Jeśli termin wizyty jest ściśle ustalony, a wróżba niepomyślna, pakują walizki kilka dni wcześniej i wychodzą z nimi przed dom, udając, że już wyruszają w drogę. To sposób na oszukanie czyhających na nich demonów. Po kilku minutach wracają do domu i już spokojnie czekają na dzień rozpoczęcia podróży.
reklama
Jego Wysokość się żeni Z porad astrologów korzysta również król Jigme Khesar Namgyel Wangchuck. Nie przeszkadza mu w tym świetne wykształcenie i dyplomy ukończenia wyższych uczelni w USA i Wielkiej Brytanii. Gdy wybierał termin swojego ślubu, poprosił o sporządzenie horoskopów aż trzech najbardziej doświadczonych mnichów. Moment rozpoczęcia uroczystości wskazali z minutową dokładnością – 13 października 2011 roku, o godzinie 8.20. Miałem szczęście w tym czasie znaleźć się w Bhutanie. Ceremonia nie była paradą próżności, jak ślub Williama i Kate. Miała ściśle religijny charakter. Odbywała się w klasztorze Punakha, przepięknie położnym u zbiegu dwóch rzek. Mnisi i poddani przez wiele dni odnawiali każdy jego zakamarek, obwieszali dachy kolorowymi chorągiewkami, palili tysiące oliwnych lampek, prosząc duchy o łaskawość dla królewskiej pary.
Obrzęd prowadził bhutański odpowiednik dalajlamy, noszący tytuł Je Khenpo. Zgodnie z tradycją ofiarował królowi pięć jedwabnych szali, każdy w innym kolorze, symbolizującym jeden z żywiołów – wodę, ogień, ziemię, powietrze i metal. Pannę młodą wprowadził orszak stu mnichów. Grzmiały trąby, biły gongi, mnisi recytowali mantry. Królowa otrzymała z rąk męża symbol władzy – Koronę Kruka, Je Khenpo pobłogosławił młodą parę, która po zakończeniu ceremonii podeszła do tłumu poddanych. – To najpiękniejszy dzień w moim życiu – emocjonował się Thukten, kierowca ciężarówki. – Mogłem wręczyć mojemu królowi weselny dar. A on spojrzał na mnie i dotknął mojego ramienia… Dar, o którym mówił, to biały, jedwabny szal symbolizujący szczerość i czystość uczuć.
Nie spotkałem Bhutańczyka, który powiedziałby złe słowo o swoim królu. A dokładnie o dwóch królach, gdyż kilka lat temu ojciec przekazał władzę synowi i zamieszkał w drewnianym domu w lesie, by medytować, modlić się i studiować święte księgi. No bo jak tu nie kochać władcy, który nie zakłada kont w szwajcarskich bankach i nie buduje sobie pałaców, lecz rezygnuje z wszelkiego blichtru, by doskonalić się duchowo!?
Szczęście narodowe brutto To król ojciec uznał, że o jakości życia nie decyduje wyłącznie rozwój ekonomiczny. Że równie ważne są: zaufanie do drugiego człowieka i radość, jaką daje obcowanie z nieskażoną przyrodą, piękno miast i wiosek, sprawiedliwe rządy, harmonijne godzenie tego, co świeckie i duchowe. Czyli – jak to określił – szczęście narodowe brutto. – Szczęście można zmierzyć – rozwiał moje wątpliwości urzędnik z ministerstwa. – Co dwa lata w całym kraju przeprowadzamy sondaż i zadajemy ponad 200 pytań. Porównujemy wyniki badań i dzięki temu wiemy, czy ludzie czują się szczęśliwsi.
Oglądałem formularz z tymi pytaniami. Dotyczyły wysokości zarobków, poczucia bezpieczeństwa, stanu zdrowia, zachowania urzędników. Ale były też pytania o to, jak często ankietowany opowiada dzieciom bajki, spotyka się z sąsiadami, zasięga porady astrologa, modli się z mnichami, ogląda filmy albo uprawia łucznictwo (które w Bhutanie traktowane jest jak sport narodowy). Król przedstawił swój pomysł na mierzenie szczęścia poddanych w 1972 roku i wówczas nikt poza jego poddanymi nie potraktował go poważnie. Dziś do Bhutanu zjeżdżają laureaci Nagrody Nobla z ekonomii, by się dowiedzieć, jak to możliwe, że jeden z najbiedniejszych narodów świata jest jednocześnie jednym z najbardziej zadowolonych z życia. W badaniach lepiej wypadają tylko Skandynawowie i Austriacy.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.